Awans na głównodowodzącego rosyjską inwazją na Ukrainę generał Aleksander Dwornikow uczcił, bombardując pełen ewakuujących się cywilów dworzec kolejowy w Kramatorsku. Na takich właśnie zbrodniach wojennych, dokonywanych wcześniej w Syrii, zbudował swoją reputację Dwornikow. Na niej dziś opierają się rosyjskie nadzieje na odwrócenie losów wojny, którą Moskwa wyraźnie przegrywa na Ukrainie. Jak będzie to wyglądało w praktyce, można zorientować się po tym, co wyprawia z oblężonym Mariupolem podwładny Dwornikowa, generał Michaił Mizincew.
Jego 60-letni przełożony uchodzi za równie bezwzględnego dowódcę, ale także za zdolnego organizatora, który może usprawnić ledwo zipiącą machinę wojenną Moskwy. Choć trudno w to uwierzyć, cała operacja rosyjska na Ukrainie nie miała dotąd jednolitego dowodzenia. Poszczególne odcinki frontów podlegały rywalizującym ze sobą dowódcom okręgów wojskowych, którym rozkazy przysyłano bezpośrednio z Kremla. Dwornikow ma to zmienić, bo od czasów drugiej wojny czeczeńskiej, którą Putin zainaugurował budowę dyktatury w Rosji uchodzi za dowódcę nie wahające się poświęcać swoich żołnierzy w imię realizacji planów strategicznych.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.