Wzajemna sympatia Polaków i Węgrów jest dla wszystkich oczywista, gorzej bywa z rzetelną znajomością jej historycznych podstaw. "I do szabli..." Jánosa Tischlera to interesujące kompendium wiedzy na temat stosunków polsko-węgierskich w czasach, gdy były one wystawione na szczególnie ciężką próbę: w okresie węgierskiej rewolucji i "Solidarności". Tischler - historyk, wicedyrektor Węgierskiego Instytutu Kultury w Warszawie - jest świetnym znawcą problematyki węgierskiego października 1956 r. Wiele publikacji poświęcił też stosunkom polsko-węgierskim w drugiej połowie XX wieku.
Tischler sięga do archiwalnych wydawnictw i relacji świadków. Najciekawsze w jego pracy okazały się oficjalne dokumenty - niektóre z nich jeszcze niedawno nosiły klauzulę "ściśle tajne" - pochodzące z polskich, węgierskich, ale także sowieckich archiwów. To właśnie one najlepiej pokazują, jak niewygodna była dla komunistów przyjaźń polsko-węgierska. Włodarze PRL i ludowych Węgier nigdy nie potrafili rozwiązać problemu: jak przenieść na poziom oficjalnej "przyjaźni internacjonalistycznej" przysłowie "Polak, Węgier - dwa bratanki", a jednocześnie zepchnąć w cień wspomnienie spontanicznych przejawów przyjaźni "nieprawomyślnej". Takiej, która zawiodła na Węgry w 1956 r. grupę Polaków, a innych skłoniła do zbierania darów i krwi dla walczącego Budapesztu. Najpierw w Polsce próbowano przedstawić węgierski zryw jako "kontrrewolucję". Później, na początku lat 80., węgierska propaganda zrobiła wiele, by zniechęcić Węgrów do Polaków skażonych zaraźliwym mikrobem antykomunizmu. Znaleźli się jednak tacy, którzy roznieśli zarazę. Z wiadomym skutkiem.
Tischler sięga do archiwalnych wydawnictw i relacji świadków. Najciekawsze w jego pracy okazały się oficjalne dokumenty - niektóre z nich jeszcze niedawno nosiły klauzulę "ściśle tajne" - pochodzące z polskich, węgierskich, ale także sowieckich archiwów. To właśnie one najlepiej pokazują, jak niewygodna była dla komunistów przyjaźń polsko-węgierska. Włodarze PRL i ludowych Węgier nigdy nie potrafili rozwiązać problemu: jak przenieść na poziom oficjalnej "przyjaźni internacjonalistycznej" przysłowie "Polak, Węgier - dwa bratanki", a jednocześnie zepchnąć w cień wspomnienie spontanicznych przejawów przyjaźni "nieprawomyślnej". Takiej, która zawiodła na Węgry w 1956 r. grupę Polaków, a innych skłoniła do zbierania darów i krwi dla walczącego Budapesztu. Najpierw w Polsce próbowano przedstawić węgierski zryw jako "kontrrewolucję". Później, na początku lat 80., węgierska propaganda zrobiła wiele, by zniechęcić Węgrów do Polaków skażonych zaraźliwym mikrobem antykomunizmu. Znaleźli się jednak tacy, którzy roznieśli zarazę. Z wiadomym skutkiem.
Więcej możesz przeczytać w 31/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.