Podział na wyższą i niższą kulturę wydaje się dzisiaj absurdalny. Jest kultura żywa albo martwa
Kiedy głośno się dziwię, przeglądając "Politykę", słyszę od znajomych: "Co chcesz, sezon ogórkowy". Rzeczywiście, tekst Zdzisława Pietrasika, szefa działu kulturalnego, ma coś wspólnego z ogórkami. Jego "Odcisk Manueli" kojarzy mi się z samobójczą śmiercią japońskiego pisarza, który w proteście przeciw upadkowi autorytetu cesarskiego powiesił się z ogórkiem w odbycie. Nadzienie oryginalne, ale i tradycyjne, przypominające (ludzkie) sushi. Pietrasik także protestuje przeciw upadkowi, z braku cesarza, polskiej kultury. Ogórek do zagryzania tradycyjnej wódeczki utknął mu chyba w mózgu i zakisił rozsądek. W efekcie czego biadoli: Prywatność artystów obpstrykana w gazetach stała się dla gawiedzi erzacem kultury. Dawniej wystarczyło wystąpić w filmie Wajdy, by zostać idolem. Od pewnego czasu nawet główna rola u Mistrza nic nie daje i jak Żebrowski trzeba nagrywać piosenki, by trafić do serca panienki (fanki). Po prostu upadek kultury.
Zdaje się jednak, że upadkiem jest raczej film "Pan Tadeusz", kiepska ilustracja lektury. Pogardzana masowa publiczność posłusznie odrobiła tylko pańszczyznę frekwencji, ogłupiona reklamą, że zobaczy arcydzieło. Wajda nie wypromowałby teraz nawet Marlona Brando. Dlaczego? Oczywiście z powodu masowej i beznadziejnej publiczności. Do niej niedawno zwrócił się z prośbą o godny siebie scenariusz. I klęska, narodowa klęska. Naród nie dostarczył materiału na arcydzieło. W rewanżu reżyser postanowił więc zafundować Polakom "Zemstę", wybitną ramotę. Jeżeli Pietrasik, jako krytyk filmowy, nie widzi tych oczywistości, to nie pisze recenzji, ale najzwyczajniej sabali. Kultura wyższa nie przeżywa kryzysu, bo jej już nie ma. Nie ma dawnego Wajdy. W zamian wciska się publice szacowne kotlety owinięte kartkami starych ksiąg.
Sam podział na wyższą i niższą kulturę wydaje się dzisiaj absurdalny. Jest kultura żywa albo martwa. Czy "Imię róży" Umberta Eco należy do tej wyższej (poważnej i erudycyjnej), czy masowej (trafiającej do tłumów i zrozumiałej)? Nikt nie stawia sobie takich pytań. Po prostu Eco jest znakomity jako pisarz i jako showman. Reżyser Jarzyna na fotce w "Elle" leżący we własnym łóżku też nie jest ani wyższy, ani niższy; po prostu jest zabawny. Ale poczucie humoru bywa w Polsce podejrzane. Wiadomo: jeśli ktoś się śmieje, może się śmiać z nas... Z jednej strony narzekania, że sztuka się nie sprzedaje, a z drugiej - gdy trafia pod lakierowane strzechy pism - podnoszenie larum, bo schamiała, umasowiła się. Czy taki pokrętny paradoks nie wynika z nostalgii za peerelowską przeszłością, gdy artysta był państwowym bóstwem, a redaktorzy kulturalni - kadzącymi mu kapłanami?
Pietrasik nawołuje chyba do krucjaty przeciwko rzeczywistości. Z tęsknoty za latami 70.? Cóż, w życiu każdego mężczyzny nadchodzi moment, gdy przestaje reagować na zmieniający się świat. Zostaje mu wtedy pamiętnikarstwo i pytanie: "Pamiętasz, Katz?". Pamiętasz Niemena z tomikiem Norwida w studiu telewizyjnym... (wzrusza się redaktor). A jeśli to również tęsknota "Polityki"? Za czasem prosperity tego pisma, gdy zwykli obywatele kulturalnie czekali w kolejce po paszport. Dlatego redakcja co roku rozdaje Paszporty, przyznawane niegdyś tylko za zgodą bezpieki tym, którzy grzecznie i kulturalnie zasłużyli?
Pietrasik wbrew rzeczywistości, z którą się ewidentnie wadzi, uznał się w swoim felietonie także za znawcę literatury. Nie przejrzał nawet mojej książki, ale jak na erudytę przystało, załatwił ją jednym cięciem - cesarskim. Gretkowska pisze o swoim brzuchu i bólach porodowych. Skąd wiem, że nie przeczytał? Bo książka jest nie tylko o tym. Jest także o facetach takich jak on. Lekceważących kobiety i ich doświadczenia. Dla nich baba w ciąży to tylko brzuch. A oni, tak elokwentni, to co, brzuchomówcy? Czym innym jest przecież metafizyczno-pijacki kac w swoich pawich niuansach i upadek człowieka, czym innym jego godne pogardy, gdyż fizjologiczne, powstawanie w łonie matki. "Te, żarówa!" - wołają chamskie chłopaczki, widząc kobietę w ciąży. Kiedy dorosną, będą o niej mówić i pisać "Brzuch". Na Zachodzie nikt na poziomie nie ośmieliłby się wypisywać podobnych rzeczy; jeśli nie z przekonania, to z przyzwoitości.
Głosowanie na najlepszego pisarza stulecia wygrał w "Polityce" Hemingway. Szkoda, że za przykładem swego idola niektórzy, gdy ogarnia ich impotencja umysłowa, nie walną sobie w łeb. No bo czym? Ogórem? Nie czepiam się genialnego Hemingwaya. Czepiam się facetów żyjących w polskiej zagrodzie intelektualnej, skąd od czasu do czasu rozlega się pełne samozadowolenia pochrząkiwanie, uważane za opinie i dyskusje kulturalne. Zalatuje mi stamtąd półinteligenckim mizoginizmem minionej epoki. Co najdziwniejsze, inteligentne Polki czytają równie chętnie "Twój Styl", jak i "Politykę". Dorzucają więc grosza na utrzymanie tego rezerwatu opluwających je świntuszków. Z miłości do ginącej natury, polsko-męskiej?
Zdaje się jednak, że upadkiem jest raczej film "Pan Tadeusz", kiepska ilustracja lektury. Pogardzana masowa publiczność posłusznie odrobiła tylko pańszczyznę frekwencji, ogłupiona reklamą, że zobaczy arcydzieło. Wajda nie wypromowałby teraz nawet Marlona Brando. Dlaczego? Oczywiście z powodu masowej i beznadziejnej publiczności. Do niej niedawno zwrócił się z prośbą o godny siebie scenariusz. I klęska, narodowa klęska. Naród nie dostarczył materiału na arcydzieło. W rewanżu reżyser postanowił więc zafundować Polakom "Zemstę", wybitną ramotę. Jeżeli Pietrasik, jako krytyk filmowy, nie widzi tych oczywistości, to nie pisze recenzji, ale najzwyczajniej sabali. Kultura wyższa nie przeżywa kryzysu, bo jej już nie ma. Nie ma dawnego Wajdy. W zamian wciska się publice szacowne kotlety owinięte kartkami starych ksiąg.
Sam podział na wyższą i niższą kulturę wydaje się dzisiaj absurdalny. Jest kultura żywa albo martwa. Czy "Imię róży" Umberta Eco należy do tej wyższej (poważnej i erudycyjnej), czy masowej (trafiającej do tłumów i zrozumiałej)? Nikt nie stawia sobie takich pytań. Po prostu Eco jest znakomity jako pisarz i jako showman. Reżyser Jarzyna na fotce w "Elle" leżący we własnym łóżku też nie jest ani wyższy, ani niższy; po prostu jest zabawny. Ale poczucie humoru bywa w Polsce podejrzane. Wiadomo: jeśli ktoś się śmieje, może się śmiać z nas... Z jednej strony narzekania, że sztuka się nie sprzedaje, a z drugiej - gdy trafia pod lakierowane strzechy pism - podnoszenie larum, bo schamiała, umasowiła się. Czy taki pokrętny paradoks nie wynika z nostalgii za peerelowską przeszłością, gdy artysta był państwowym bóstwem, a redaktorzy kulturalni - kadzącymi mu kapłanami?
Pietrasik nawołuje chyba do krucjaty przeciwko rzeczywistości. Z tęsknoty za latami 70.? Cóż, w życiu każdego mężczyzny nadchodzi moment, gdy przestaje reagować na zmieniający się świat. Zostaje mu wtedy pamiętnikarstwo i pytanie: "Pamiętasz, Katz?". Pamiętasz Niemena z tomikiem Norwida w studiu telewizyjnym... (wzrusza się redaktor). A jeśli to również tęsknota "Polityki"? Za czasem prosperity tego pisma, gdy zwykli obywatele kulturalnie czekali w kolejce po paszport. Dlatego redakcja co roku rozdaje Paszporty, przyznawane niegdyś tylko za zgodą bezpieki tym, którzy grzecznie i kulturalnie zasłużyli?
Pietrasik wbrew rzeczywistości, z którą się ewidentnie wadzi, uznał się w swoim felietonie także za znawcę literatury. Nie przejrzał nawet mojej książki, ale jak na erudytę przystało, załatwił ją jednym cięciem - cesarskim. Gretkowska pisze o swoim brzuchu i bólach porodowych. Skąd wiem, że nie przeczytał? Bo książka jest nie tylko o tym. Jest także o facetach takich jak on. Lekceważących kobiety i ich doświadczenia. Dla nich baba w ciąży to tylko brzuch. A oni, tak elokwentni, to co, brzuchomówcy? Czym innym jest przecież metafizyczno-pijacki kac w swoich pawich niuansach i upadek człowieka, czym innym jego godne pogardy, gdyż fizjologiczne, powstawanie w łonie matki. "Te, żarówa!" - wołają chamskie chłopaczki, widząc kobietę w ciąży. Kiedy dorosną, będą o niej mówić i pisać "Brzuch". Na Zachodzie nikt na poziomie nie ośmieliłby się wypisywać podobnych rzeczy; jeśli nie z przekonania, to z przyzwoitości.
Głosowanie na najlepszego pisarza stulecia wygrał w "Polityce" Hemingway. Szkoda, że za przykładem swego idola niektórzy, gdy ogarnia ich impotencja umysłowa, nie walną sobie w łeb. No bo czym? Ogórem? Nie czepiam się genialnego Hemingwaya. Czepiam się facetów żyjących w polskiej zagrodzie intelektualnej, skąd od czasu do czasu rozlega się pełne samozadowolenia pochrząkiwanie, uważane za opinie i dyskusje kulturalne. Zalatuje mi stamtąd półinteligenckim mizoginizmem minionej epoki. Co najdziwniejsze, inteligentne Polki czytają równie chętnie "Twój Styl", jak i "Politykę". Dorzucają więc grosza na utrzymanie tego rezerwatu opluwających je świntuszków. Z miłości do ginącej natury, polsko-męskiej?
Więcej możesz przeczytać w 31/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.