Osiemset tysięcy turystów odwiedza co roku Figueres, rodzinne miasteczko Salvadora Dalego
Gdzie, jeśli nie w mym rodzinnym mieście, mają się znaleźć przykłady najbardziej trwałe i najbardziej ekstrawaganckie mojej sztuki? Teatr Miejski - czy to, co po nim zostało - wydał mi się miejscem bardzo stosownym z trzech powodów: po pierwsze, ponieważ jestem wybitnie teatralnym malarzem; po drugie, ponieważ teatr mieści się obok kościoła, w którym zostałem ochrzczony; i po trzecie, ponieważ to właśnie w tym teatrze odbyła się pierwsza wystawa moich obrazów" - w ten sposób Salvador Dali uzasadniał decyzję powrotu do rodzinnego miasteczka i przekształcenia ruin teatru miejskiego w swoje muzeum, świątynię i mauzoleum wreszcie.
Dali z butiku
Figueres jest ostatnim przed granicą francuską miasteczkiem Katalonii. Oddalone od morza o kilkanaście kilometrów nie miałoby wielkich szans na przyciągnięcie turystów, gdyby nie Salvador Dali. Ciemny róż murów i okrągłej baszty, pokryty równomiernie elementami dekoracyjnymi w kształcie trójkątnej katalońskiej bułeczki, nadaje architekturze jego muzeum charakter bajkowo-piernikowy. Wewnątrz mieści się półtora tysiąca eksponatów, z których każdy przypomina senny koszmar. Zajmują każdy wolny zakątek - gnieżdżą się w kątach, przylepiają do murów i wnęk okiennych, atakują z sufitów, czają się pod stopami. Zawłaszczają wyobraźnię, epatują tandetnością wykonania, bezguściem oraz zupełnym brakiem umiaru i elementarnej skromności. Na wejście czeka niezmiennie długa kolejka turystów z całego świata. Rocznie przybywa ich tu ponad osiemset tysięcy! Przybytek stanowi centrum miasta i okolicy. Wokół niego rozbudowała się sieć butików wypełnionych tysiącami przedmiotów naznaczonych motywami z Dalego. Pojawiły się podziemne arkingi, restauracyjki i bary. Koniunktura nakręca się z każdym dniem. Skorzystał z niej kolekcjoner zabawek i otworzył własne muzeum kilkaset metrów od głównego obiektu, w dawnym hotelu Paris. Gloria opromieniła też miejscowe muzeum z typowymi dla regionu zabytkami - od czasów rzymskich do współczesności. Uzupełnieniem zbiorów miejscowych są depozyty z Prado. Czemu nie?
W północnej Katalonii są jeszcze dwa inne muzea Dalego: Casa-Museu Castell Gala Dali, rezydencja uwielbionej żony mistrza w zameczku Pubol niedaleko Girony, oraz Casa-Museu Salvator Dali w Port Lligat, tuż obok słynnej osady rybackiej Cadaques, do której ciągną każdego lata intelektualiści z Francji i Szwajcarii. Nie wiadomo, kto dał temu początek. Może sam Dali, zachwalając to miejsce znajomym artystom. Obecnie sporo zabytkowych domów należy do spadkobierców słynnego domu wydawniczego Skira. Nie to jednak jest tu ważne. Ważna jest pamięć miejsc. Znaczona z pozoru mało znaczącymi faktami, takimi jak napis nad jednym ze stolików w niewielkiej kafejce przy głównym placu: "W tym miejscu nasz niezapomniany Marcel Duchamp grywał w szachy". "Nasz", bo przyjeżdżał na wakacje.
Stolik Antoniego Słonimskiego
Porównania narzucają się same. I dotyczą nie tylko miejsc wakacyjnych, takich jak Chałupy czy Dębki. Czy ktoś wie, co się stało ze stolikiem Antoniego Słonimskiego w PIW na Foksal w Warszawie? Komu przeszkadzał? Komu przeszkadzała staroświecka pluszowa restauracja Kameralna - miejsce opisane przez polską literaturę i uwiecznione przez polskie kino? Czy nie było w mieście innego miejsca na sushi? To pytania do tych, którzy na co dzień szermują pojęciem tożsamości i dziedzictwa narodowego. Nie wystarczy burzenie pomników i stawianie nowych - tak samo brzydkich. Zacieranie zapisów historii uczyni z naszego kraju teren łatwej ekspansji dla tych tożsamości, które się siebie nie wstydzą, a jeśli nawet jest inaczej, czynią z tego wstydu przestrogę dla potomnych. Taka przestroga wpisana została w skaliste brzegi Portbou, miasta graniczącego z Francją, gdzie zmarł w niejasnych okolicznościach Walter Benjamin, filozof notujący myśli w niebieskim zeszycie; człowiek, którego tożsamość nie mieściła się w regulacjach prawnych wojny światowej. Pomnik projektu Dani Karavana, Izraelczyka, ma formę ciemnego tunelu. Ale z jego wnętrza widać niebo.
Dali z butiku
Figueres jest ostatnim przed granicą francuską miasteczkiem Katalonii. Oddalone od morza o kilkanaście kilometrów nie miałoby wielkich szans na przyciągnięcie turystów, gdyby nie Salvador Dali. Ciemny róż murów i okrągłej baszty, pokryty równomiernie elementami dekoracyjnymi w kształcie trójkątnej katalońskiej bułeczki, nadaje architekturze jego muzeum charakter bajkowo-piernikowy. Wewnątrz mieści się półtora tysiąca eksponatów, z których każdy przypomina senny koszmar. Zajmują każdy wolny zakątek - gnieżdżą się w kątach, przylepiają do murów i wnęk okiennych, atakują z sufitów, czają się pod stopami. Zawłaszczają wyobraźnię, epatują tandetnością wykonania, bezguściem oraz zupełnym brakiem umiaru i elementarnej skromności. Na wejście czeka niezmiennie długa kolejka turystów z całego świata. Rocznie przybywa ich tu ponad osiemset tysięcy! Przybytek stanowi centrum miasta i okolicy. Wokół niego rozbudowała się sieć butików wypełnionych tysiącami przedmiotów naznaczonych motywami z Dalego. Pojawiły się podziemne arkingi, restauracyjki i bary. Koniunktura nakręca się z każdym dniem. Skorzystał z niej kolekcjoner zabawek i otworzył własne muzeum kilkaset metrów od głównego obiektu, w dawnym hotelu Paris. Gloria opromieniła też miejscowe muzeum z typowymi dla regionu zabytkami - od czasów rzymskich do współczesności. Uzupełnieniem zbiorów miejscowych są depozyty z Prado. Czemu nie?
W północnej Katalonii są jeszcze dwa inne muzea Dalego: Casa-Museu Castell Gala Dali, rezydencja uwielbionej żony mistrza w zameczku Pubol niedaleko Girony, oraz Casa-Museu Salvator Dali w Port Lligat, tuż obok słynnej osady rybackiej Cadaques, do której ciągną każdego lata intelektualiści z Francji i Szwajcarii. Nie wiadomo, kto dał temu początek. Może sam Dali, zachwalając to miejsce znajomym artystom. Obecnie sporo zabytkowych domów należy do spadkobierców słynnego domu wydawniczego Skira. Nie to jednak jest tu ważne. Ważna jest pamięć miejsc. Znaczona z pozoru mało znaczącymi faktami, takimi jak napis nad jednym ze stolików w niewielkiej kafejce przy głównym placu: "W tym miejscu nasz niezapomniany Marcel Duchamp grywał w szachy". "Nasz", bo przyjeżdżał na wakacje.
Stolik Antoniego Słonimskiego
Porównania narzucają się same. I dotyczą nie tylko miejsc wakacyjnych, takich jak Chałupy czy Dębki. Czy ktoś wie, co się stało ze stolikiem Antoniego Słonimskiego w PIW na Foksal w Warszawie? Komu przeszkadzał? Komu przeszkadzała staroświecka pluszowa restauracja Kameralna - miejsce opisane przez polską literaturę i uwiecznione przez polskie kino? Czy nie było w mieście innego miejsca na sushi? To pytania do tych, którzy na co dzień szermują pojęciem tożsamości i dziedzictwa narodowego. Nie wystarczy burzenie pomników i stawianie nowych - tak samo brzydkich. Zacieranie zapisów historii uczyni z naszego kraju teren łatwej ekspansji dla tych tożsamości, które się siebie nie wstydzą, a jeśli nawet jest inaczej, czynią z tego wstydu przestrogę dla potomnych. Taka przestroga wpisana została w skaliste brzegi Portbou, miasta graniczącego z Francją, gdzie zmarł w niejasnych okolicznościach Walter Benjamin, filozof notujący myśli w niebieskim zeszycie; człowiek, którego tożsamość nie mieściła się w regulacjach prawnych wojny światowej. Pomnik projektu Dani Karavana, Izraelczyka, ma formę ciemnego tunelu. Ale z jego wnętrza widać niebo.
Więcej możesz przeczytać w 33/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.