Podczas powodzi władze stanęły na wysokości zadania
Całe społeczeństwa, podobnie jak poszczególni ludzie, są poddawane próbie w sytuacjach trudnych, wymagających konkretnych czynów, a nie pustych słów. Takim momentem próby okazała się ostatnia powódź, która spustoszyła znaczną część kraju. Poza niszczycielską falą żywiołu wywołała ona wielką falę ludzkiej ofiarności. W pomoc powodzianom zaangażowało się wiele osób. Szczególnie krzepiące było poświęcenie ludzi niezamożnych, z trudem wiążących koniec z końcem, dla których nawet niewielkie datki oznaczały poważne uszczuplenie osobistych budżetów.
W godzinie powodziowej próby nietrafne okazały się powszechne na co dzień narzekania na panoszącą się znieczulicę i atomizację społeczeństwa. Jego przytłaczająca większość wykazała się wielką wrażliwością i poczuciem solidarności, przypominającym czasy największego uniesienia serc.
Takie zachowania obywateli nie zwalniają z odpowiedzialności władz państwowych, które w każdym cywilizowanym kraju w pierwszej kolejności zobowiązane są do niesienia pomocy zagrożonym. Wiele wskazuje na to, że tym razem i one stanęły na wysokości zadania. Premier Buzek dosłownie dwoił się i troił, aby zademonstrować, jak bardzo rządowi leży na sercu los powodzian. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że nie był to zabieg wyłącznie propagandowy, podyktowany medialnymi potrzebami rozpoczynającej się kampanii wyborczej. Prawda szybko zresztą wyjdzie na jaw, a jej probierzem będzie efektywna pomoc udzielona przez rząd ludziom usuwającym skutki kataklizmu.
Doświadczenia ostatniej katastrofy raz jeszcze unaoczniły, jak bardzo mylą się wszyscy ci, którzy wypisują na swoich sztandarach postulat obniżenia podatków i ograniczenia aktywności państwa. Liberalna koncepcja państwa, sprowadzonego w swych funkcjach do nocnego stróża, brzmi atrakcyjnie, ale tylko dla tych, którzy nie oczekują pomocy. Dopóty, dopóki nie jest się zagrożonym przez kataklizm albo przez chorobę, brak pracy, starość i biedę, można popierać radykalne ograniczenie podatków i deklarować indywidualne zajmowanie się własnym losem. Schody zaczynają się wówczas, kiedy kogoś dotyka nieszczęście przerastające jego własne siły. A takie sytuacje są przecież każdego dnia udziałem wielu Polaków. Oni potrzebują państwa o cechach anioła stróża, a nie nocnego stróża, i warto, aby nasi ortodoksyjni liberałowie o tym pamiętali.
Więcej możesz przeczytać w 33/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.