Katarzyna Burzyńska-Sychowicz, „Wprost”: O czym według pana jest film „Kryptonim Polska”?
Piotr Cyrwus: Poruszane są w nim tematy, w których możemy się przejrzeć jak w zwierciadle. Lubię takie filmy. Ostatnio jest taka dyskusja, czy twórcy powinni być uczeni jakichś reakcji, aktywizmu społecznego… My to mamy, dlatego jesteśmy twórcami, dlatego jesteśmy aktorami. Skąd mamy wyobraźnię, żeby opowiedzieć jakąś historię? Bierzemy materiał do obróbki i posługujemy się swoimi zdobyczami, swoją wizją świata, swoim wykształceniem, relacjami i staramy się tym materiałem korespondować z widzami. Kino jak i teatr to jest przestrzeń między twórcą a widownią, gdzie tworzymy konteksty, skojarzenia, łzy i śmiech.
Kiedy dostałem propozycję zagrania w tym filmie, bardzo się ucieszyłem, od razu mnie zainteresowała. Wtedy intensywnie pracowałem w Teatrze Nowym w Łodzi i trochę życia mnie kosztowało, żeby przyjeżdżać nocami, ale wiedziałem, że to jest ważne. Na początku „Kryptonim Polska” troszkę kojarzył mi się z filmem „Trainspotting”, ale myślę, że scenarzystom i twórcom udało się – w łagodniejszej formie, nie aż tak oskarżającej nas, pokazać społeczeństwo albo przynajmniej jego wyrywek.
Świetnie by było, gdybyśmy wyszli z kina i pomyśleli o nas, naszym życiu, rzeczywistości i mieli refleksję, nie dotyczącą innych, żeby się zmieniali, broń Boże, ale refleksję w stosunku do siebie; żebyśmy przeżyli katharsis.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.