W Chinach państwo stawia się ponad jednostkę
Jestem na Dachu Świata, w Tybecie i - jak w wierszu Wisławy Szymborskiej - "pukam do drzwi kamienia". Wraz z trzema posłami przedstawiamy nasze polskie i europejskie racje. - Skoro twierdziliście, że XI Panczenlama żyje i ma się dobrze, to pokażcie nam jego zdjęcie i powiedzcie, gdzie teraz mieszka - mówimy. - Skoro Dalajlama uznaje autonomię Tybetu w ramach jednych Chin, dlaczego przerwaliście z nim rozmowy? Przecież pamiętamy i w naszym kraju odsunięcie od życia publicznego naszego przywódcy duchowego, prymasa Wyszyńskiego, i sami komuniści przyznali, że był to błąd. Nie mówcie, że to normalne, gdy ludzie znikają, bo w Polsce znikanie ludzi jest rozumiane jednoznacznie. To nie jest argument, że wszyscy są zadowoleni, bo wszyscy byli zadowoleni z komun ludowych na wsi dopóty, dopóki wasz przywódca Deng nie przywrócił prywatnych gospodarstw chłopskich. Mówimy to do kamienia, ale nie jest to pojedynczy kamień. Jest to fragment Wielkiego Muru, jednego z nielicznych dzieł człowieka dostrzegalnych z kosmosu. To owoc zbiorowego trudu, który pochłonął życie czterech milionów chłopów, ale osłaniał przez stulecia granice Państwa Środka przed barbarzyńcami.
Stoimy przed murem cywilizacji starszej od naszej, która dziś przeżywa najbardziej liberalny okres w swoich dziejach. Rodzące się dopiero chińskie państwo prawa jest tak odległe od naszych wyobrażeń, jak przebieg wyborów 4 czerwca 1989 r. był różny od masakry na placu Tiananmen, która zdarzyła się w tym samym dniu. Tutaj, w Chinach, państwo stawia się zawsze ponad jednostkę. Ale też Chińczycy wiedzą, że ich liczba, nawet przy rygorystycznej kontroli urodzeń, będzie jeszcze rosła - z 1,2 mld obecnie do 1,5 mld do 2010 r., by dopiero wtedy zacząć maleć.
Ludzkie kamienie tworzące chiński mur obawiają się tego, że jedno ustępstwo obróci w gruzy całą budowlę, z takim mozołem od dwóch dekad modernizowaną. Co nam pozostaje? Tylko spokojnie wyjaśniać, że w Polsce nam się udało dlatego, iż rządzący nie zlikwidowali przyszłego partnera dialogu. Partnera, który pozwolił zbudować alternatywę w momencie, gdy wybuchł kolejny kryzys. A prawdziwe kryzysy wybuchają przecież wtedy, gdy nikt się ich nie spodziewa. Dlatego to w dialogu polsko-chińskim uparcie powtarzamy hasło Jacka Kuronia: "Zamiast palić komitety, zakładajcie własne". I dlatego inaczej rozumiemy ludzki mur, jaki stworzyło tysiące członków sekty Falun Gong, opasując na moment dzielnicę rządową w Pekinie.
Stoimy przed murem cywilizacji starszej od naszej, która dziś przeżywa najbardziej liberalny okres w swoich dziejach. Rodzące się dopiero chińskie państwo prawa jest tak odległe od naszych wyobrażeń, jak przebieg wyborów 4 czerwca 1989 r. był różny od masakry na placu Tiananmen, która zdarzyła się w tym samym dniu. Tutaj, w Chinach, państwo stawia się zawsze ponad jednostkę. Ale też Chińczycy wiedzą, że ich liczba, nawet przy rygorystycznej kontroli urodzeń, będzie jeszcze rosła - z 1,2 mld obecnie do 1,5 mld do 2010 r., by dopiero wtedy zacząć maleć.
Ludzkie kamienie tworzące chiński mur obawiają się tego, że jedno ustępstwo obróci w gruzy całą budowlę, z takim mozołem od dwóch dekad modernizowaną. Co nam pozostaje? Tylko spokojnie wyjaśniać, że w Polsce nam się udało dlatego, iż rządzący nie zlikwidowali przyszłego partnera dialogu. Partnera, który pozwolił zbudować alternatywę w momencie, gdy wybuchł kolejny kryzys. A prawdziwe kryzysy wybuchają przecież wtedy, gdy nikt się ich nie spodziewa. Dlatego to w dialogu polsko-chińskim uparcie powtarzamy hasło Jacka Kuronia: "Zamiast palić komitety, zakładajcie własne". I dlatego inaczej rozumiemy ludzki mur, jaki stworzyło tysiące członków sekty Falun Gong, opasując na moment dzielnicę rządową w Pekinie.
Więcej możesz przeczytać w 34/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.