Tradycyjna rodzina świetnie się sprawdza w liberalnej gospodarce
Czy nie jest naturalne, że zadaniem mężczyzny jest polowanie i powrót ze zdobyczą: kiedyś z mamutem, dziś ze złotą kartą kredytową?
I czy nie jest naturalne, że to kobieta zajmuje się domem, nie uznając tego za szczyt poniżenia ani wielkie poświęcenie? - To jest nie tylko naturalne, to jest opłacalne. Nie tylko w kategoriach finansowych, ale i kulturowych, socjologicznych, etycznych. Mówiąc słowami Maxa Webera, tradycyjna rodzina to wiarygodne przedsiębiorstwo społeczne - mówi Francis Fukuyama, amerykański politolog. Socjologowie potwierdzają: tradycyjna rodzina świetnie się sprawdza w grze wolnorynkowej.
Prawa natury
- Pracowałam jako dziennikarka, mąż wybrał karierę naukowca. Gdy na świat przyszły dzieci, naciskałam, by więcej zarabiał. Nie mógł zarabiać i jednocześnie zmieniać pieluch. Wzięłam więc te obowiązki na siebie - mówi Ewa Szmyt, żona biznesmena Przemysława Szmyta (m.in. współtwórcy Wizji TV). Hanna Smoktunowicz, dziennikarka telewizyjna, przyznaje, że to ona, a nie jej życiowy partner wstaje w nocy do płaczących córek.
- Wychodzę z założenia, że skoro on pracuje po kilkanaście godzin na dobę, nie ma sensu się nad nim znęcać - wyznaje. O tym, że komfortowo czuje się w roli żony przy mężu, przekonuje też Paulina Tomborowska, modelka i prezenterka stacji muzycznych, która z ulgą zamieniła życie od castingu do castingu na małżeństwo z biznesmenem Maciejem Nawrockim. Mąż dał jej "coś bardzo nieuchwytnego, co można nazwać poczuciem siły". Wiąże się ono głównie z tym, że nie musi się już martwić, jak zapłacić rachunki.
"Tradycyjna rodzina z zarabiającym na jej utrzymanie ojcem oraz matką zajmującą się dziećmi i domem odzyskuje prymat" - przekonuje prof. Jason Fields, komentując raport przygotowany na podstawie badań 37 tys. amerykańskich rodzin. Zadbana żona wspierająca męża w jego poczynaniach i odciążająca go w obowiązkach domowych zapewnia mu komfort działania w biznesie lub sferze publicznej. Te przemiany widać także w Polsce. W wielu rodzinach zdecydowano, że układ z jedną dobrze zarabiającą, choć pozostającą długo poza domem osobą jest lepszy niż model upowszechniony w epoce industrialnej (obejmuje ona także czasy PRL). Przeceniano wówczas (szczególnie w "demoludach") pracę zarobkową kobiet. Wmawiano im przy tym, że pracując poza domem, podnoszą swoją wartość, praca domowa zaś jest pozostałością feudalizmu.
Na scenie i na zapleczu
Jacek Santorski, psycholog biznesu, mówi, że w jego rodzinie on działa "na scenie", żona zaś - "na zapleczu". Nie ma nic przeciwko związkom partnerskim, ale jego pierwsze małżeństwo oparte na ambicjach obojga małżonków nie przetrwało próby czasu. Prof. Zbigniew Brzeziński nie skąpi publicznych pochwał swojej żonie za to, że wychowała trójkę dzieci bez jego pomocy (pracując w Białym Domu, nie spędzał z rodziną nawet weekendów). Cezary Pazura określenie "kobieta zamężna" rozumie dosłownie: to osoba idąca krok za mężem. - Ojciec ma przede wszystkim zarabiać pieniądze, zaspokajać materialne i duchowe potrzeby rodziny - uważa Janusz Onyszkiewicz, poseł UW, ojciec pięciorga dzieci. - Najważniejszą rolą ojca jest dawanie dzieciom wzoru zachowań, budowanie ich systemu wartości. Nie mniej istotne jest zapewnienie rodzinie poczucia bezpieczeństwa materialnego i psychicznego - mówi były minister obrony. Podobnie uważa poseł AWS Jan Maria Jackowski, przewodniczący sejmowej Komisji Kultury i Środków Przekazu, mający cztery córki: - Dzieci powinny wiedzieć, czym zajmuje się tata i co robi, gdy nie ma go w domu. Dlatego czasem zabieram moje starsze córki do pracy.
Rodzina postindustrialna
W nadchodzącej epoce gospodarki postindustrialnej to rodzina, a nie jednostka będzie podmiotem rynkowej rywalizacji - przekonuje Francis Fukuyama. Więzi rodzinne będą stanowiły społeczny i ekonomiczny kapitał. Rodziny staną się rodzajem teamu lub przedsiębiorstwa, w którym jedno z małżonków będzie działało na zewnątrz, drugie zaś - wewnątrz związku. Dzieci wychowane w tradycyjnych domach będą lepiej przygotowane do życia, od rodziców otrzymają bowiem zarówno czas, jak i pieniądze.
Do wyjątków będą należały takie osoby jak Sonia Wędrychowicz-Horbatowska, szefowa departamentu w Banku Handlowym, która po urlopie macierzyńskim w biurze odciągała pokarm dla dziecka, by nie tracić czasu. Teraz nie umawia się na spotkania po godz. 17.00 i nie pracuje w weekendy. - Ceną naszego rozwoju po przystąpieniu Polski do Unii Europejskiej będzie konieczność wyboru: dom albo praca - twierdzi prof. Stanisława Golinowska, ekonomistka. Konkurencja sprawi, że pracownik przynoszący zwolnienia z powodu choroby dziecka lub "urywający się" z pracy przed szesnastą będzie na straconej pozycji.
- Kobiety mają mniejszą możliwość samorealizacji i osiągnięcia satysfakcji zawodowej. Dlatego w wielu rodzinach podejmuje się decyzję, że kobieta zajmie się domem i dziećmi, a mężczyzna zadba o finanse - mówi Jacek Santorski.
Paradoksalnie wybór między domem a pracą będzie szansą na posiadanie jednego i drugiego. Dotychczas osoby, które zdecydowały się na karierę zawodową, musiały się liczyć z tym, że być może po powrocie do domu będzie na nie czekał tylko kot.
Bohaterki pracy kapitalistycznej
W latach 80. kobiety rzadko zdobywały prestiżowe, świetnie opłacane posady, na których mogły się popisać urodą, inteligencją i talentem. O wiele częściej pracowały w sektorze usług na stanowiskach średniego szczebla. Lata 90. z kolei upłynęły pod znakiem rodzinno-zawodowej schizofrenii. Wylansowano wtedy wizerunek zadbanej i uśmiechniętej pani prezes, która niańczy trójkę dzieci, w wolnych chwilach zaś zarządza międzynarodowym przedsiębiorstwem. "Radzę sobie ze wszystkim" - obwieszczały podpisy pod zdjęciami przebojowej bizneswoman, siedzącej za stołem konferencyjnym, po którym raczkuje niemowlę. W artykułach taktownie nie wspominano, że zdarza się jej nie odebrać punktualnie dzieci z przedszkola lub nie spać z powodu czyhającego na jej stanowisko współpracownika. Bohaterka pracy kapitalistycznej zaczynała przypominać komunistyczną superkobietę, przekonaną, że bez niej nic się nie uda. Znerwicowaną, zmęczoną, mającą poczucie, że jest niezastąpionym menedżerem życia rodzinnego.
Rozczarowanie karierą sprawiło, że wiele kobiet zaczęło szukać satysfakcji w udanym związku z mężczyzną i w macierzyństwie. W ankiecie przeprowadzonej na zlecenie tygodnika "Focus" 60 proc. kobiet stwierdziło, że wolałoby być gospodyniami domowymi niż współczesnymi Amazonkami goniącymi za karierą. Veronica Ferres, gwiazda niemieckiej telewizji, postrzegana jako salonowa lwica i kobieta sukcesu, mówi dziś, że przede wszystkim jest matką. Tenisistka Steffi Graf przyznała, że wychowywanie dziecka będzie dla niej drugą karierą.
Uroki bycia kobietą domową sławiły też polskie gwiazdy estrady, mediów i biznesu. Marta Grzywacz, popularna kiedyś dziennikarka "Wiadomości", bez żalu zrezygnowała z występowania w telewizji, w oczach adorującego ją Bogusława Bagsika dostrzegła bowiem, że "jest dla niego najważniejsza". - Nic nie przynosi takiej satysfakcji, jak wysiłek włożony w wychowanie dziecka - mówi Henryka Bochniarz, autorytet w świecie biznesu.
- Dziesięć lat spędziłam w domu, zajmując się dwoma córkami. Nie oddałabym tego za żadną karierę - dodaje Teresa Zimowska, która była dyrektorem generalnym w Ministerstwie Zdrowia i sekretarzem dwóch komisji sejmowych. - Kobiety znów chcą być matkami na pełnym etacie. Rodzina przestała być dla nich balastem - mówi prof. Stanisława Steuden, kierownik Instytutu Psychologii KUL.
Historia równoupośledzenia
Próby ustawowego forsowania równouprawnienia zakończyły się fiaskiem. Gdy Henryka Bochniarz pojechała do USA na staż uniwersytecki, ze zdumieniem stwierdziła, że na jej wydziale pracują tylko dwie kobiety, obie bezdzietne. W 2000 r. w Japonii w tradycyjnych rodzinach (pracujący ojciec, matka zajmująca się domem) wychowywało się 87 proc. dzieci, a w "poprawnych politycznie" Stanach Zjednoczonych - 78 proc. Nie sprawdził się także model szwedzki, w którym ojciec ma nie tylko prawo, ale i obowiązek korzystać z urlopu macierzyńskiego na równi z matką i może pracować w niepełnym wymiarze godzin przez pierwsze lata życia swoich dzieci. Tylko 12 proc. szwedzkich ojców korzysta z nieobowiązkowej części urlopu rodzicielskiego, a 8 proc. - z możliwości pracy w niepełnym wymiarze (robi to 41 proc. matek).
Fikcją był także polski model równouprawnienia. - Należałoby raczej mówić o równoupośledzeniu - proponuje dr Marcin Piotrowski, etyk pracy. Hasło "dziewczyny na traktory" miało służyć nie upodmiotowieniu kobiet, zepchniętych wszak do roli kiepsko opłacanego dodatku do maszyny, ale potrzebom komunistycznej ideologii. Kobiety były w pracy bardziej uległe od mężczyzn, mniej skore do protestów i można je było zatrudniać na najgorzej płatnych posadach.
Koło historii
Poglądy Polaków zwiastują dziś kryzys emancypacji. Trzy czwarte pracujących przy komputerach mężczyzn spędza w firmie więcej niż osiem godzin dziennie, rośnie też liczba pracujących poza miejscem zamieszkania rodziny. 36 proc. ojców zmieniłoby pracę na lepiej płatną, nawet gdyby miało to utrudnić kontakt z dziećmi. Polki zaś cenią przede wszystkim miłość i szczęście własnych dzieci, a tylko 5 proc. z nich pracuje po to, by odnieść zawodowy sukces. Szok?
"Gdzieś u zarania historii ludzie dokonali pewnego wynalazku społecznego, który polegał na tym, że mężczyźni zaczęli przynosić pożywienie kobietom i swojemu potomstwu" - pisała antropolog Margaret Mead. Wynalazek ten dziś okazuje się równie pożyteczny jak koło. I równie jak ono trwały.
I czy nie jest naturalne, że to kobieta zajmuje się domem, nie uznając tego za szczyt poniżenia ani wielkie poświęcenie? - To jest nie tylko naturalne, to jest opłacalne. Nie tylko w kategoriach finansowych, ale i kulturowych, socjologicznych, etycznych. Mówiąc słowami Maxa Webera, tradycyjna rodzina to wiarygodne przedsiębiorstwo społeczne - mówi Francis Fukuyama, amerykański politolog. Socjologowie potwierdzają: tradycyjna rodzina świetnie się sprawdza w grze wolnorynkowej.
Prawa natury
- Pracowałam jako dziennikarka, mąż wybrał karierę naukowca. Gdy na świat przyszły dzieci, naciskałam, by więcej zarabiał. Nie mógł zarabiać i jednocześnie zmieniać pieluch. Wzięłam więc te obowiązki na siebie - mówi Ewa Szmyt, żona biznesmena Przemysława Szmyta (m.in. współtwórcy Wizji TV). Hanna Smoktunowicz, dziennikarka telewizyjna, przyznaje, że to ona, a nie jej życiowy partner wstaje w nocy do płaczących córek.
- Wychodzę z założenia, że skoro on pracuje po kilkanaście godzin na dobę, nie ma sensu się nad nim znęcać - wyznaje. O tym, że komfortowo czuje się w roli żony przy mężu, przekonuje też Paulina Tomborowska, modelka i prezenterka stacji muzycznych, która z ulgą zamieniła życie od castingu do castingu na małżeństwo z biznesmenem Maciejem Nawrockim. Mąż dał jej "coś bardzo nieuchwytnego, co można nazwać poczuciem siły". Wiąże się ono głównie z tym, że nie musi się już martwić, jak zapłacić rachunki.
"Tradycyjna rodzina z zarabiającym na jej utrzymanie ojcem oraz matką zajmującą się dziećmi i domem odzyskuje prymat" - przekonuje prof. Jason Fields, komentując raport przygotowany na podstawie badań 37 tys. amerykańskich rodzin. Zadbana żona wspierająca męża w jego poczynaniach i odciążająca go w obowiązkach domowych zapewnia mu komfort działania w biznesie lub sferze publicznej. Te przemiany widać także w Polsce. W wielu rodzinach zdecydowano, że układ z jedną dobrze zarabiającą, choć pozostającą długo poza domem osobą jest lepszy niż model upowszechniony w epoce industrialnej (obejmuje ona także czasy PRL). Przeceniano wówczas (szczególnie w "demoludach") pracę zarobkową kobiet. Wmawiano im przy tym, że pracując poza domem, podnoszą swoją wartość, praca domowa zaś jest pozostałością feudalizmu.
Na scenie i na zapleczu
Jacek Santorski, psycholog biznesu, mówi, że w jego rodzinie on działa "na scenie", żona zaś - "na zapleczu". Nie ma nic przeciwko związkom partnerskim, ale jego pierwsze małżeństwo oparte na ambicjach obojga małżonków nie przetrwało próby czasu. Prof. Zbigniew Brzeziński nie skąpi publicznych pochwał swojej żonie za to, że wychowała trójkę dzieci bez jego pomocy (pracując w Białym Domu, nie spędzał z rodziną nawet weekendów). Cezary Pazura określenie "kobieta zamężna" rozumie dosłownie: to osoba idąca krok za mężem. - Ojciec ma przede wszystkim zarabiać pieniądze, zaspokajać materialne i duchowe potrzeby rodziny - uważa Janusz Onyszkiewicz, poseł UW, ojciec pięciorga dzieci. - Najważniejszą rolą ojca jest dawanie dzieciom wzoru zachowań, budowanie ich systemu wartości. Nie mniej istotne jest zapewnienie rodzinie poczucia bezpieczeństwa materialnego i psychicznego - mówi były minister obrony. Podobnie uważa poseł AWS Jan Maria Jackowski, przewodniczący sejmowej Komisji Kultury i Środków Przekazu, mający cztery córki: - Dzieci powinny wiedzieć, czym zajmuje się tata i co robi, gdy nie ma go w domu. Dlatego czasem zabieram moje starsze córki do pracy.
Rodzina postindustrialna
W nadchodzącej epoce gospodarki postindustrialnej to rodzina, a nie jednostka będzie podmiotem rynkowej rywalizacji - przekonuje Francis Fukuyama. Więzi rodzinne będą stanowiły społeczny i ekonomiczny kapitał. Rodziny staną się rodzajem teamu lub przedsiębiorstwa, w którym jedno z małżonków będzie działało na zewnątrz, drugie zaś - wewnątrz związku. Dzieci wychowane w tradycyjnych domach będą lepiej przygotowane do życia, od rodziców otrzymają bowiem zarówno czas, jak i pieniądze.
Do wyjątków będą należały takie osoby jak Sonia Wędrychowicz-Horbatowska, szefowa departamentu w Banku Handlowym, która po urlopie macierzyńskim w biurze odciągała pokarm dla dziecka, by nie tracić czasu. Teraz nie umawia się na spotkania po godz. 17.00 i nie pracuje w weekendy. - Ceną naszego rozwoju po przystąpieniu Polski do Unii Europejskiej będzie konieczność wyboru: dom albo praca - twierdzi prof. Stanisława Golinowska, ekonomistka. Konkurencja sprawi, że pracownik przynoszący zwolnienia z powodu choroby dziecka lub "urywający się" z pracy przed szesnastą będzie na straconej pozycji.
- Kobiety mają mniejszą możliwość samorealizacji i osiągnięcia satysfakcji zawodowej. Dlatego w wielu rodzinach podejmuje się decyzję, że kobieta zajmie się domem i dziećmi, a mężczyzna zadba o finanse - mówi Jacek Santorski.
Paradoksalnie wybór między domem a pracą będzie szansą na posiadanie jednego i drugiego. Dotychczas osoby, które zdecydowały się na karierę zawodową, musiały się liczyć z tym, że być może po powrocie do domu będzie na nie czekał tylko kot.
Bohaterki pracy kapitalistycznej
W latach 80. kobiety rzadko zdobywały prestiżowe, świetnie opłacane posady, na których mogły się popisać urodą, inteligencją i talentem. O wiele częściej pracowały w sektorze usług na stanowiskach średniego szczebla. Lata 90. z kolei upłynęły pod znakiem rodzinno-zawodowej schizofrenii. Wylansowano wtedy wizerunek zadbanej i uśmiechniętej pani prezes, która niańczy trójkę dzieci, w wolnych chwilach zaś zarządza międzynarodowym przedsiębiorstwem. "Radzę sobie ze wszystkim" - obwieszczały podpisy pod zdjęciami przebojowej bizneswoman, siedzącej za stołem konferencyjnym, po którym raczkuje niemowlę. W artykułach taktownie nie wspominano, że zdarza się jej nie odebrać punktualnie dzieci z przedszkola lub nie spać z powodu czyhającego na jej stanowisko współpracownika. Bohaterka pracy kapitalistycznej zaczynała przypominać komunistyczną superkobietę, przekonaną, że bez niej nic się nie uda. Znerwicowaną, zmęczoną, mającą poczucie, że jest niezastąpionym menedżerem życia rodzinnego.
Rozczarowanie karierą sprawiło, że wiele kobiet zaczęło szukać satysfakcji w udanym związku z mężczyzną i w macierzyństwie. W ankiecie przeprowadzonej na zlecenie tygodnika "Focus" 60 proc. kobiet stwierdziło, że wolałoby być gospodyniami domowymi niż współczesnymi Amazonkami goniącymi za karierą. Veronica Ferres, gwiazda niemieckiej telewizji, postrzegana jako salonowa lwica i kobieta sukcesu, mówi dziś, że przede wszystkim jest matką. Tenisistka Steffi Graf przyznała, że wychowywanie dziecka będzie dla niej drugą karierą.
Uroki bycia kobietą domową sławiły też polskie gwiazdy estrady, mediów i biznesu. Marta Grzywacz, popularna kiedyś dziennikarka "Wiadomości", bez żalu zrezygnowała z występowania w telewizji, w oczach adorującego ją Bogusława Bagsika dostrzegła bowiem, że "jest dla niego najważniejsza". - Nic nie przynosi takiej satysfakcji, jak wysiłek włożony w wychowanie dziecka - mówi Henryka Bochniarz, autorytet w świecie biznesu.
- Dziesięć lat spędziłam w domu, zajmując się dwoma córkami. Nie oddałabym tego za żadną karierę - dodaje Teresa Zimowska, która była dyrektorem generalnym w Ministerstwie Zdrowia i sekretarzem dwóch komisji sejmowych. - Kobiety znów chcą być matkami na pełnym etacie. Rodzina przestała być dla nich balastem - mówi prof. Stanisława Steuden, kierownik Instytutu Psychologii KUL.
Historia równoupośledzenia
Próby ustawowego forsowania równouprawnienia zakończyły się fiaskiem. Gdy Henryka Bochniarz pojechała do USA na staż uniwersytecki, ze zdumieniem stwierdziła, że na jej wydziale pracują tylko dwie kobiety, obie bezdzietne. W 2000 r. w Japonii w tradycyjnych rodzinach (pracujący ojciec, matka zajmująca się domem) wychowywało się 87 proc. dzieci, a w "poprawnych politycznie" Stanach Zjednoczonych - 78 proc. Nie sprawdził się także model szwedzki, w którym ojciec ma nie tylko prawo, ale i obowiązek korzystać z urlopu macierzyńskiego na równi z matką i może pracować w niepełnym wymiarze godzin przez pierwsze lata życia swoich dzieci. Tylko 12 proc. szwedzkich ojców korzysta z nieobowiązkowej części urlopu rodzicielskiego, a 8 proc. - z możliwości pracy w niepełnym wymiarze (robi to 41 proc. matek).
Fikcją był także polski model równouprawnienia. - Należałoby raczej mówić o równoupośledzeniu - proponuje dr Marcin Piotrowski, etyk pracy. Hasło "dziewczyny na traktory" miało służyć nie upodmiotowieniu kobiet, zepchniętych wszak do roli kiepsko opłacanego dodatku do maszyny, ale potrzebom komunistycznej ideologii. Kobiety były w pracy bardziej uległe od mężczyzn, mniej skore do protestów i można je było zatrudniać na najgorzej płatnych posadach.
Koło historii
Poglądy Polaków zwiastują dziś kryzys emancypacji. Trzy czwarte pracujących przy komputerach mężczyzn spędza w firmie więcej niż osiem godzin dziennie, rośnie też liczba pracujących poza miejscem zamieszkania rodziny. 36 proc. ojców zmieniłoby pracę na lepiej płatną, nawet gdyby miało to utrudnić kontakt z dziećmi. Polki zaś cenią przede wszystkim miłość i szczęście własnych dzieci, a tylko 5 proc. z nich pracuje po to, by odnieść zawodowy sukces. Szok?
"Gdzieś u zarania historii ludzie dokonali pewnego wynalazku społecznego, który polegał na tym, że mężczyźni zaczęli przynosić pożywienie kobietom i swojemu potomstwu" - pisała antropolog Margaret Mead. Wynalazek ten dziś okazuje się równie pożyteczny jak koło. I równie jak ono trwały.
Więcej możesz przeczytać w 35/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.