Już niemal piętnaście milionów Amerykanów doświadczyło kilku ataków paniki
Atak przychodzi niespodziewanie. Nie wywołują go żadne racjonalne przyczyny. Może nastąpić pod prysznicem, za kierownicą, w pracy, podczas rodzinnej kolacji, robienia zakupów czy spaceru. Symptomy choroby wskazują najczęściej na zawał serca. Człowiek dusi się, dostaje drgawek, nie może oddychać. Przeszywający ból w klatce piersiowej i palpitacje serca powodują, że często jest przekonany, iż umiera. Taki stan może trwać kilka minut, ale także kilka godzin. Tak właśnie wygląda atak paniki. Dolegliwość ta, nazwana przez amerykański National Institut of Mental Health chorobą XXI wieku, stanie się wkrótce zmorą społeczeństw wysoko rozwiniętych i może dotknąć dziesiątą część ich populacji.
Przyczajony wróg
Osoba cierpiąca na łagodniejsze ataki paniki może sprawiać wrażenie, że nie potrafi zapanować nad swoimi emocjami, że trzeba się z nią obchodzić jak z jajkiem, bo nigdy nie wiadomo, jak zareaguje. Osoby, które przeżyły więcej niż cztery ataki w ciągu miesiąca i obawiają się ich nawrotów, cierpią na zaburzenie emocjonalne określane mianem paniki. Już około piętnastu milionów Amerykanów doświadczyło kilku ataków tej choroby.
Panika nie jest nową dolegliwością, ale nigdy nie cierpiało na nią tyle osób. Na razie jednak tylko 25 proc. chorych szuka pomocy u lekarzy i psychologów, zwykle dopiero wtedy, gdy są już na granicy wyczerpania psychicznego i fizycznego. Tymczasem choroba ta, nie pozwalająca człowiekowi normalnie funkcjonować, w USA porównywana jest z depresją i alkoholizmem i wkrótce będzie najpowszechniejszym schorzeniem cywilizacyjnym.
Przypadek Theresy Moore
"Cierpiący na napady paniki nie zdają sobie sprawy z sytuacji, w jakiej się znajdują, dlatego rzadko zwracają się o pomoc do lekarza" - mówi psycholog Nancy Jainchill. Często trafiają do szpitala z podejrzeniem zawału serca bądź padaczki i dopiero tutaj okazuje się, że była to panika. Wielu lekarzy nie potrafi zdiagnozować tej choroby i odsyła pacjenta do domu, zalecając odpoczynek i środki uspokajające. Terapia ta jednak nie skutkuje.
Amerykanie uświadomili sobie, jak wielkim nieszczęściem może być panika, gdy niedawno media opisały przypadek Theresy Moore. Codziennie o siódmej rano wyruszała ona samochodem do pracy. Któregoś dnia, gdy dojeżdżała do autostrady, zrobiło jej się słabo. Zanim straciła przytomność, zauważyła, że trzęsły się jej ręce i nogi. Oprzytomniała w szpitalu. Na szczęście nie spowodowała poważnego wypadku, ale dopiero po roku terapii odważyła się siąść za kierownicą i to pod opieką instruktora.
Moore, dobrze zapowiadająca się trzydziestoletnia prawniczka, przez ostatnie dziesięć lat żyła w ciągłym stresie i strachu. Ponieważ pochodziła z biednej rodziny, przez całe studia bała się, że gorsza ocena może ją pozbawić stypendium umożliwiającego ukończenie nauki. Później martwiła się o pracę. Każda zmiana firmy wywoływała coraz większy stres. Mimo że pozycja zawodowa Moore nie była zagrożona, prawniczka spędzała w pracy po kilkanaście godzin dziennie, rezygnując z wolnych dni. Przychodziła do biura o szóstej rano, aby sprawdzić, czy poprzedniego dnia nie popełniła błędu. Podczas terapii okazało się, że tygodniami nie wracała do domu, nocując w hotelu w pobliżu firmy. Pobyt w domu rodził w niej poczucie traconego czasu i potęgował strach o posadę. Próbując się ratować, w środku nocy siadała za kierownicą i uciekała do hotelu.
Wewnętrzne więzienie
"Ataki paniki dwa razy częściej przeżywają kobiety niż mężczyźni" - twierdzi David Barlow, dyrektor Boston University’s Center for Anxiety and Related Disorders. Chyba każdy kilka razy w życiu doświadczył tego uczucia. Sprawa staje się jednak poważna, kiedy zaczynamy o tym myśleć, gdy obawiamy się, że kolejny atak może nastąpić w każdej chwili. Wówczas jest to symptom poważnych zaburzeń. Jeśli je zlekceważymy, choroba się pogłębi.
Na zaburzenia te cierpią głównie osoby powyżej 23. roku życia, ale ich powodem są często przeżycia z dzieciństwa lub młodości. "Strach przed szkołą, otrzymaniem złej oceny, utratą bliskiej osoby bądź pracy narasta w nas przez lata i jeśli nie jesteśmy na tyle silni, by nad nim zapanować, możemy się stać jego więźniami" - mówi Carol Boulware, psycholog z Los Angeles. Sporą część podopiecznych Boulware stanowią ludzie związani z show-biznesem. "Wielu moich pacjentów podobnie opisuje początkowe stadia choroby: jakby w ich żołądku zamieszkało stado motyli, które niespodziewanie zaczynają trzepotać skrzydłami, powodując, że żołądek podchodzi do gardła. Później zaczynają im drżeć ręce, występują nagłe poty, nie mogą wykonać żadnego ruchu. I po kilku miesiącach takich ataków, obawiając się kolejnych, przestają na przykład wychodzić z domu, rzucają pracę. A jeśli jeszcze pracują, to jest to dla nich ogromny wysiłek fizyczny i psychiczny" - opowiada Boulware.
Wielu chorych terroryzuje swoich najbliższych. "Jedna z moich pacjentek w obawie o życie dzieci nie pozwalała im chodzić do szkoły. Inny pacjent, doskonały skrzypek, po atakach paniki zrezygnował z pracy i całe dnie, niezależnie od pory roku, spędzał na pielęgnacji ogrodu, bo tylko tam czuł się bezpiecznie" - opowiada Richard McNally, psychiatra z Nowego Jorku.
Szok przyszłości
Lekarze twierdzą, że nie jest łatwo przewidzieć, u kogo obawa o życie drugiego człowieka, strach przed przechodzeniem przez ulicę czy utratą pracy przerodzi się w obsesję i histerię. Wedle danych National Institut of Mental Health, ludzi cierpiących na tę dolegliwość przybywa w postępie geometrycznym. Lekarze ostrzegają, że stres spowodowany chorobliwą konkurencją, pogonią za sukcesem, lękiem przed niepowodzeniem będzie wkrótce jedną z największych plag społeczeństw wysoko rozwiniętych.
Przyczajony wróg
Osoba cierpiąca na łagodniejsze ataki paniki może sprawiać wrażenie, że nie potrafi zapanować nad swoimi emocjami, że trzeba się z nią obchodzić jak z jajkiem, bo nigdy nie wiadomo, jak zareaguje. Osoby, które przeżyły więcej niż cztery ataki w ciągu miesiąca i obawiają się ich nawrotów, cierpią na zaburzenie emocjonalne określane mianem paniki. Już około piętnastu milionów Amerykanów doświadczyło kilku ataków tej choroby.
Panika nie jest nową dolegliwością, ale nigdy nie cierpiało na nią tyle osób. Na razie jednak tylko 25 proc. chorych szuka pomocy u lekarzy i psychologów, zwykle dopiero wtedy, gdy są już na granicy wyczerpania psychicznego i fizycznego. Tymczasem choroba ta, nie pozwalająca człowiekowi normalnie funkcjonować, w USA porównywana jest z depresją i alkoholizmem i wkrótce będzie najpowszechniejszym schorzeniem cywilizacyjnym.
Przypadek Theresy Moore
"Cierpiący na napady paniki nie zdają sobie sprawy z sytuacji, w jakiej się znajdują, dlatego rzadko zwracają się o pomoc do lekarza" - mówi psycholog Nancy Jainchill. Często trafiają do szpitala z podejrzeniem zawału serca bądź padaczki i dopiero tutaj okazuje się, że była to panika. Wielu lekarzy nie potrafi zdiagnozować tej choroby i odsyła pacjenta do domu, zalecając odpoczynek i środki uspokajające. Terapia ta jednak nie skutkuje.
Amerykanie uświadomili sobie, jak wielkim nieszczęściem może być panika, gdy niedawno media opisały przypadek Theresy Moore. Codziennie o siódmej rano wyruszała ona samochodem do pracy. Któregoś dnia, gdy dojeżdżała do autostrady, zrobiło jej się słabo. Zanim straciła przytomność, zauważyła, że trzęsły się jej ręce i nogi. Oprzytomniała w szpitalu. Na szczęście nie spowodowała poważnego wypadku, ale dopiero po roku terapii odważyła się siąść za kierownicą i to pod opieką instruktora.
Moore, dobrze zapowiadająca się trzydziestoletnia prawniczka, przez ostatnie dziesięć lat żyła w ciągłym stresie i strachu. Ponieważ pochodziła z biednej rodziny, przez całe studia bała się, że gorsza ocena może ją pozbawić stypendium umożliwiającego ukończenie nauki. Później martwiła się o pracę. Każda zmiana firmy wywoływała coraz większy stres. Mimo że pozycja zawodowa Moore nie była zagrożona, prawniczka spędzała w pracy po kilkanaście godzin dziennie, rezygnując z wolnych dni. Przychodziła do biura o szóstej rano, aby sprawdzić, czy poprzedniego dnia nie popełniła błędu. Podczas terapii okazało się, że tygodniami nie wracała do domu, nocując w hotelu w pobliżu firmy. Pobyt w domu rodził w niej poczucie traconego czasu i potęgował strach o posadę. Próbując się ratować, w środku nocy siadała za kierownicą i uciekała do hotelu.
Wewnętrzne więzienie
"Ataki paniki dwa razy częściej przeżywają kobiety niż mężczyźni" - twierdzi David Barlow, dyrektor Boston University’s Center for Anxiety and Related Disorders. Chyba każdy kilka razy w życiu doświadczył tego uczucia. Sprawa staje się jednak poważna, kiedy zaczynamy o tym myśleć, gdy obawiamy się, że kolejny atak może nastąpić w każdej chwili. Wówczas jest to symptom poważnych zaburzeń. Jeśli je zlekceważymy, choroba się pogłębi.
Na zaburzenia te cierpią głównie osoby powyżej 23. roku życia, ale ich powodem są często przeżycia z dzieciństwa lub młodości. "Strach przed szkołą, otrzymaniem złej oceny, utratą bliskiej osoby bądź pracy narasta w nas przez lata i jeśli nie jesteśmy na tyle silni, by nad nim zapanować, możemy się stać jego więźniami" - mówi Carol Boulware, psycholog z Los Angeles. Sporą część podopiecznych Boulware stanowią ludzie związani z show-biznesem. "Wielu moich pacjentów podobnie opisuje początkowe stadia choroby: jakby w ich żołądku zamieszkało stado motyli, które niespodziewanie zaczynają trzepotać skrzydłami, powodując, że żołądek podchodzi do gardła. Później zaczynają im drżeć ręce, występują nagłe poty, nie mogą wykonać żadnego ruchu. I po kilku miesiącach takich ataków, obawiając się kolejnych, przestają na przykład wychodzić z domu, rzucają pracę. A jeśli jeszcze pracują, to jest to dla nich ogromny wysiłek fizyczny i psychiczny" - opowiada Boulware.
Wielu chorych terroryzuje swoich najbliższych. "Jedna z moich pacjentek w obawie o życie dzieci nie pozwalała im chodzić do szkoły. Inny pacjent, doskonały skrzypek, po atakach paniki zrezygnował z pracy i całe dnie, niezależnie od pory roku, spędzał na pielęgnacji ogrodu, bo tylko tam czuł się bezpiecznie" - opowiada Richard McNally, psychiatra z Nowego Jorku.
Szok przyszłości
Lekarze twierdzą, że nie jest łatwo przewidzieć, u kogo obawa o życie drugiego człowieka, strach przed przechodzeniem przez ulicę czy utratą pracy przerodzi się w obsesję i histerię. Wedle danych National Institut of Mental Health, ludzi cierpiących na tę dolegliwość przybywa w postępie geometrycznym. Lekarze ostrzegają, że stres spowodowany chorobliwą konkurencją, pogonią za sukcesem, lękiem przed niepowodzeniem będzie wkrótce jedną z największych plag społeczeństw wysoko rozwiniętych.
Więcej możesz przeczytać w 35/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.