Piotr Barejka, „Wprost”: Coraz częściej mówi się, że na Bałkanach zaczyna wrzeć, a najczarniejszy scenariusz to kolejna wojna.
Dr Rigels Halili:Oczywiście wszystko jest możliwe, ale ja jestem kontrolowanym optymistą, nie widzę Serbów idących na wojnę z Albańczykami czy Boszniakami albo na odwrót. Moim zdaniem Bałkany nie mogą być dzisiaj punktem zapalnym. Sprawy są ważne, ale nie aż tak groźne.
Skąd taka pewność?
Jest zupełnie inny układ bezpieczeństwa niż był w 1991 r. Wtedy była pustka, upadł Układ Warszawski, nie było w regionie NATO, a lokalni politycy próbowali rozwiązać swoje sprawy idąc drogą nacjonalistycznych mobilizacji. Dzisiaj niemal wszystkie kraje regionu są w NATO, poza Serbią i Bośnią i Hercegowiną.Ta ostatnia też byłaby w Sojuszu, gdyby nie sprzeciw Republiki Serbskiej(części składowej Bośni i Hercegowiny – przyp. red.) Poza tym kraje bałkańskie nie mają dzisiaj pieniędzy na tak wielką operację jak wojna. W 1991 r. byłe republiki jugosłowiańskie, a zwłaszcza Serbia, miały jeszcze do dyspozycji sprzęt jugosłowiańskiej armii, którą budowano przez pięć dekad.
Ostatnio jednak serbski prezydent Aleksandar Vučić wydał rozkaz o postawieniu armii w stan gotowości. Przyczyną był pozornie błahy konflikt z Kosowem o tablice rejestracyjne, ale wcześniejdoszło przez to do starć przy granicy.
To przede wszystkim serbska gra dyplomatyczna, którejelementem jest czasem takie prężenie muskułów.Swoją drogą wcale nie takie mocne, jak się wydaje.
Po co w takim razie Serbia pręży muskuły?
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.