Ślepi na lewe oko

Dodano:   /  Zmieniono: 
Dlaczego toleruje się lewicowych zadymiarzy?
Kilkudziesięciu młodych ludzi zaatakowało wczasujących pod Płockiem Romów. Czy tę chuligańską napaść można łączyć z ulicznymi burdami antyglobalistów, wśród których nie brak Polaków? A czy można ją łączyć z działalnością stworzonego przez posła Ikonowicza "komanda" blokującego eksmisje lub ruchem antyfaszystowskim? Ten, kto udziela na to pytanie odpowiedzi przeczącej, jest w błędzie.
W wypowiedziach uczestników napaści, jak wcześniej w Mławie i w innych podobnych sprawach, powtarzały się zwroty: "Cyganie chodzą obwieszeni złotem. Nie pracują, ale mają pieniądze". "Nie pracują" znaczy w tym kontekście "nie pracują fizycznie, nie machają łopatą, nie stoją przy taśmie, nie orzą". A zatem kradną lub handlują, co oznacza, że dla wielu handel jest niegodnym sposobem zarobkowania.
Jeśli się przyjrzeć historycznym i współczesnym erupcjom rasowej czy etnicznej nienawiści, zawiść o materialne powodzenie zawsze jej istotnym czynnikiem. Jeśli nawet nie pierwotnym i nie najsilniej podkreślanym, to najbardziej rozpalającym agresję.
Antysemityzm, nim doczekał się swych ideologów, wiązał się z oskarżeniem Żyda o zbrodnię posiadania majątku. Obiektem nienawiści był bogacz, który na dodatek bogactwo zdobywał w sposób dla ówczesnego człowieka niezrozumiały: wskutek operacji finansowych i handlu, czyli - wedle jego pojęć - bez pracy.

Zbrodnia bogactwa
To przywódcy lewicy sformułowali i spopularyzowali tezę, że bogactwo jest winą, że własność to kradzież, a bogacz zawsze bogaci się kosztem biedaka. Fabrykantów i bankierów uznano za krwiopijców i wrogów, a rabunek ich własności lewica podniosła do rangi czynu rewolucyjnego. Chrześcijańskie średniowiecze, jakkolwiek daleko praktyka odbiegała od przykazań, nigdy nie posunęło się do usankcjonowania rabunku, nie mówiąc o jego gloryfikacji. Przeciwnie, chrześcijaństwo starało się pacyfikować międzystanowe zawiści, nawołując do pokornego znoszenia losu i obiecując wyrównanie krzywd w życiu wiecznym. Dlatego materialne pobudki pogromów osłaniano hasłami religijnymi.
Wiek XIX i socjalizm obywały się już bez masek. Zawiść wobec bogatego i żądzę rabunku jego mienia uczyniła lewica fundamentem swej ideologii, dostrzegając w niej - słusznie skądinąd - motor socjalnej rewolucji. Ideologia, która za cel stawiała sobie utopienie starego świata we krwi, nie mogła znaleźć dla siebie nic lepszego niż spuszczenie ze smyczy i pochwalenie odwiecznej nienawiści biedaka do lepiej potraktowanych przez los.
Po II wojnie światowej i Holocauście uczniowie Marksa ocenzurowali wydania dzieł mistrza, ukrywając przed światem ślady jego niechęci do Żydów. Do dziś antysemityzm Marksa, jeśli się o nim wspomina, traktowany jest jako dziwna sprzeczność między poglądami a czynami filozofa - podobnie jak fakt, że Jefferson, współtwórca pojęcia obywatelskiej wolności, miał murzyńskich niewolników. Tymczasem antysemityzm Marksa wcale nie pozostawał w sprzeczności z jego nauką, tylko logicznie z niej wynikał.

Bękart rewolucji
Współczesna lewica uparcie zakłamuje historię i ideologię antysemityzmu w taki sposób, by zrzucić z siebie współodpowiedzialność za niektóre jego aspekty. Wystarczy jednak sięgnąć po zeszłowiecznych ideologów antysemityzmu, by stwierdzić, że antysemityzm zawierał sporo elementów wyśnionej przez lewicę socjalnej rewolucji. Wzbudzoną przez rewolucjonistów nienawiść do wyzyskiwacza najłatwiej było skanalizować, obracając ją przeciw wyzyskiwaczowi obcemu rasą, wyznaniem i kulturą.
Polscy antysemici czerpali siłę z poczucia ekonomicznego zagrożenia ze strony Żydów, utrwalali stereotyp Żyda wyzyskiwacza, przypisywali mu działanie zgodne z hasłem "wasze ulice, nasze kamienice". Poza kwestią stosunku do katolicyzmu i marksizmu program rodzimych narodowych socjalistów niewiele się różnił od propozycji ustrojowej realizowanej po wojnie pod lufami Armii Czerwonej. Stąd zresztą łatwość, z jaką - mimo pozornych różnic - pogrobowcy ONR znaleźli swoje miejsce w PZPR i odegrali istotną rolę w jej dziejach.
Współczesna lewica ani myśli się wyrzekać klasowej nienawiści, zdając sobie sprawę, jaką siłę daje odwołanie się do niej. Fakt, że jej działalność przybrała bardziej cywilizowane formy: nie nawołuje już do mordowania bogatych i dzielenia się ich dobrem. Zaleca, by demokratycznie uchwalić prawo, które pozwoli rabować bogatych siłami aparatu karno-skarbowego. W każdym razie taka powściągliwość była na lewicy normą dopóty, dopóki nie pojawili się tzw. antyglobaliści.

Propaganda nienawiści
Polskie środowiska opiniotwórcze, pozostające pod przemożnym wpływem lewicy, w kwestii stosunku do przemocy i szerzenia nienawiści przejawiają niezwykłą schizofrenię. Chuligan ze swastyką budzi potępienie, chuligan z sierpem i młotem lub portretem Che Guevary - nie. Niezwykle czujni i zdecydowani w potępianiu nienawiści rasowej intelektualiści pozostają zupełnie ślepi i głusi, kiedy do dyskursu publicznego wkrada się jawna propaganda nienawiści klasowej.
Tymczasem propaganda taka staje się coraz bardziej bezwstydna i bynajmniej nie ogranicza się do krzykaczy pokroju Leppera czy Ikonowicza. Prawdziwy festiwal odwoływania się do najniższych materialnych zawiści stanowiła choćby debata reprywatyzacyjna, w której senator Jarzembowski z SLD posunął się do judzenia przeciwko "wnukom latyfundystów, bogaczy i burżujów", a związany obecnie z PSL poseł Goryszewski straszył "powrotem jaśniepanów". Dyskusje nad fatalną sytuacją mieszkaniową młodego Polaka są okazją do wskazania kamieniczników jako celu społecznej niechęci.
Szczucie bogaczem dopuszczają też siły uważające się za prawicę i łączące retorykę socjalizmu z frazesami narodowo-katolickimi. Ramię w ramię ze skrajną lewicą upowszechniają przekonanie, że wszelka prywatyzacja jest złodziejska, a tych, którzy się dorobili, należy co najmniej poddać majątkowej lustracji.

Antyglobaliści, czyli lewicowa wrażliwość
Duża część Polaków, skłonna porównywać nasz kraj raczej z Zachodem niż innymi państwami postkomunistycznymi i przez to przeżywająca liczne rozczarowania, daje temu judzeniu posłuch. W sondażach dotyczących reprywatyzacji niemal połowa respondentów zgodziła się z argumentacją, że "posiadaczom, burżujom i wyzyskiwaczom" nic się nie należy. Rozczarowanie Polaka sytuacją materialną najłatwiej jest przemienić w polityczne paliwo, wskazując mu winnych. Coraz częściej funkcjonują w tej roli znani z propagandy PRL prywaciarz, spekulant i badylarz.
Niepokojące jest nie tylko niereagowanie elit na powrót stereotypów peerelowskiej propagandy. Na dłuższą metą groźniejsze i całkowicie dla tychże elit kompromitujące jest milczenie, jakie zachowują one wobec tzw. antyglobalistów. Zgodnie z lewicowym stereotypem, każącym upatrywać w buntującej się młodzieży zaczynu pozytywnych przemian historycznych, traktuje się tych młodych ludzi z niezwykłą pobłażliwością, jako idealistów, którym co najwyżej zdarzają się niefortunne wypowiedzi. Tymczasem w owych wypowiedziach z niewiarygodną siłą odżyły w ostatnich latach skompromitowane, wydawałoby się definitywnie, ideologia i retoryka bolszewizmu. Hasła antyglobalistów, ich prymitywne rozumienie wolnego rynku, wiara w to, że bogaci bogacą się kosztem biednych, są wzięte wprost z ideologii Lenina. W istocie tłumy podpalające banki na kolejnych światowych zadymach mentalnie nie różnią się od motłochu, który za czasów pierwszej krucjaty podpalał żydowskie dzielnice z nienawiści do krwiopijców lichwiarzy, czy od mużyków rżnących piłami "jaśniepanów". Oczywiście antyglobaliści na razie wyżywają się tylko w niszczeniu mienia, a swą nienawiść wykrzykują pod adresem bytów abstrakcyjnych: światowej finansjery, kapitalistów etc. Ideologów gotowych ukonkretnić cele ich agresji jednak nie brakuje.

Polscy neobolszewicy
Polska także zasila ten neobolszewizm rodzimymi adeptami walki z kapitalizmem. W większości zostali oni wychowani do nienawiści i przyuczeni do przemocy w rodzimym ruchu antyfaszystowskim. Ruchu, który ze względu na deklarowane cele został całkowicie wyjęty spod jakiejkolwiek krytyki, podczas gdy w istocie - pod pozorem walki z faszyzmem - agitują w nim i szkolą wyznawcy równie jak nazizm zbrodniczych ideologii komunistycznych, z trockizmem i maoizmem na czele.
Pozwólmy sobie na koniec na eksperyment myślowy. A gdyby pod Płockiem wiejska młodzież napadła nie Romów, ale po prostu bogatych letników - czy doczekalibyśmy się jednoznacznego jej potępienia? Bardzo to wątpliwe. W najlepszym razie zaproszone do telewizyjnego studia autorytety dowodziłyby, że trzeba zrozumieć skomplikowane socjalne uwarunkowania, które pchnęły chuliganów do napaści.

Więcej możesz przeczytać w 36/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.