Eurowieś

Dodano:   /  Zmieniono: 
Nasze rolnictwo nie wytrzyma konkurencji z mocno dotowanym rolnictwem Unii Europejskiej
Henryk Kamiński z Gnojna na Podlasiu uprawia 20 hektarów zbóż, hoduje pięć krów mlecznych i tyleż wołów rzeźnych. Przeciętnie z hektara zbiera 3,4 tony zboża, a jego krowy dają po 4 tys. litrów mleka. Po wejściu Polski do Unii Europejskiej otrzyma - tylko z racji uprawy zbóż - 4 tys. 284 euro rocznej dopłaty. Biorąc pod uwagę inne unijne dotacje i obowiązujące tam ceny minimalne, zyska prawie 50 tys. zł rocznie. Na rolnicze "konfitury" musi jednak poczekać jeszcze kilka lat. Czy się ich doczeka? - Polskie rolnictwo albo wytrzyma jeszcze dwa, trzy lata i skorzysta z "zewnętrznego zasilania" unii, albo przejdzie w stan likwidacji - uważa Jacek Soska, prezes Wiejskiego Centrum Integracji Europejskiej, były wiceminister rolnictwa. Gra toczy się o 4-5 mld euro rocznie. W polskim budżecie na rolnictwo przeznacza się nie więcej niż 600 mln euro.

33 miliardy euro do wzięcia Polska może otrzymać w latach 2003-2006 łącznie 18,8 mld euro w ramach funduszy strukturalnych przeznaczonych dla nowych członków unii - wynika z szacunków Jacka Soski. Z pieniędzy wspólnej polityki rolnej możemy dostawać w tym samym okresie około 3,5 mld euro rocznie w ramach dotacji i dopłat bezpośrednich dla producentów rolnych. Łącznie, według wyliczeń Soski, polscy rolnicy mogliby otrzymać na przykład w 2003 r. - pod warunkiem uzyskania członkostwa w unii - 4,15 mld euro. Suma ta zwiększa się co roku wraz ze wzrostem kwot przeznaczanych na fundusze strukturalne i wspólną politykę rolną w ramach budżetu UE, w 2004 r. wyniosłaby 4,23 mld euro (to odpowiednik 10 proc. budżetu Polski).

Polscy beneficjenci
Polska twardo domaga się objęcia naszych rolników unijnym systemem dopłat od pierwszego dnia naszego członkostwa we wspólnocie. Gra toczy się przecież o prawie 5 mld euro rocznie. Bez tych dopłat (stanowiących 40 proc. dochodów unijnych farmerów) polscy rolnicy nie mają szans na konkurowanie z Europą Zachodnią.
Polski rolnik wytwarza rocznie - według raportu Komisji Europejskiej - 285 USD tzw. wartości dodanej, rolnik z UE - 281 USD. Różnica jest niewielka, ponieważ nasze rolnictwo jest wysoko pracochłonne, a unijne - wysoko kapitałochłonne. Nasz rolnik pracuje więcej, a i tak nie ma pieniędzy na inwestycje. Rolnik francuski też nie byłby w stanie inwestować ze swoich 281 USD z hektara, gdyby nie to, że unia dopłaca mu około 140 USD w postaci regulacji dochodowych i zwraca połowę kosztów inwestycyjnych.
Dziś w Polsce ponad 90 proc. gospodarstw nie stać na żadne procesy dostosowawcze: koncentrację ziemi, specjalizację produkcji, zakup sprzętu rolniczego, modernizację technologii itd. Tylko 6 proc. gospodarstw może odłożyć jakieś pieniądze, ale nawet one nie inwestują, bo mają takie same kłopoty finansowe jak biedni rolnicy.
Co drugie polskie gospodarstwo w ogóle nie produkuje żywności na rynek - ocenia Ministerstwo Rolnictwa. 27 proc. sprzedaje nie więcej niż 40 proc. tego, co zostało wytworzone, tylko 4 proc. sprzedaje więcej niż 61 proc., a 2 proc. więcej niż 81 proc. W Polsce zbiera się 28-30 kwintali zbóż z hektara, w Niemczech - około 50 kwintali, we Francji - niemal 60 kwintali. Wydajność pracy w gospodarstwach poniżej 10 ha (a więc w większości) jest niska, a to warunkuje odpowiednio niskie dochody. Szacuje się, że w 1,5 mln gospodarstw zarabia się tyle, ile wynosi zasiłek dla bezrobotnych.

Dopłacać czy reformować?
Trzydziestohektarowe gospodarstwo (20 ha upraw zbóż) z kilkoma krowami i niewielkim stadem trzody mogłoby liczyć na 43,5 tys. zł dopłat rocznie - wynika z szacunków Wiejskiego Centrum Integracji Europejskiej. Jeśli zwiększy liczbę krów do 25, to dostanie nawet 100 tys. zł. Ale i trzyhektarowe gospodarstwo z dwoma krowami może liczyć na mniej więcej 4 tys. zł. Trzeba jednak pamiętać, że przy tych samych dopłatach polski rolnik osiągnie mniejsze korzyści niż francuski czy włoski, bo pracuje dwa, trzy razy mniej wydajnie.
Pierwszą potrzebą polskiego rolnictwa jest - zdaniem Brukseli - jego przeobrażenie, a nie osiąganie bieżących korzyści. - Bankructwo może jednak przyjść wcześniej niż profity z przemian strukturalnych - zwraca uwagę Marian Brzóska z Komitetu Integracji Europejskiej. Jeśli rolnikom nie będzie się opłacała produkcja zboża, mleka czy mięsa, to będą ją ograniczać. Jeśli nasz rolnik będzie dostawał za tonę pszenicy w zintegrowanej Europie 500 zł, a niemiecki - realnie z dopłatami - 750 zł, to polską produkcję będzie wypierać unijna. - W ten sposób ponad 90 proc. gospodarstw może się załamać - dodaje Brzóska.

Euroentuzjasta kontra biurokrata
Jako kraj kandydacki już dziś możemy korzystać z tzw. funduszy przedakcesyjnych, przeznaczonych na finansowanie rozszerzenia UE. Polsce przyznano 170 mln euro. Dotychczas nie jesteśmy w stanie wykorzystać tych pieniędzy - nie zaczęły jeszcze działać agencje płatnicze zajmujące się ich rozdzielaniem. Administracja gminna z kolei nie potrafi prawidłowo opracowywać unijnych wniosków dotyczących wykorzystania dotacji z funduszu SAPARD. W 2000 r. nie udało się wydać ani jednego euro z tego programu!
Polscy negocjatorzy zamierzają z tego powodu wystąpić do Unii Europejskiej o ograniczenie przeznaczonych dla naszego kraju funduszy strukturalnych na rzecz zwiększenia planowanych dopłat dla rolników. Obawiają się bowiem, że wykorzystanie ogromnych funduszy strukturalnych (w 2006 r. mogłyby wynieść nawet 6-7 mld euro) będzie bardzo trudne. Inaczej jest z dopłatami dla rolników: Bruksela wypłaca je niemal automatycznie każdemu, kto zaświadczy, że ma nawet mniej niż hektar uprawianej ziemi, ale pojedyncze pole nie jest węższe niż 30 metrów. Są też dopłaty do hodowli niektórych zwierząt (na przykład bydła i owiec) oraz uprawy roślin (m.in. zbóż, rzepaku i tytoniu). Zdaniem Jacka Soski, należą nam się one od razu.
Urzędnicy unijni nie widzą powodu do pośpiechu. - Polska musi się pogodzić z otrzymaniem w pierwszych latach członkostwa w Unii Europejskiej tylko niewielkiej części płatności bezpośrednich dla rolników - stwierdził niedawno unijny komisarz ds. rolnictwa Franz Fischler. Soska uważa, że jeśli polscy rolnicy, wchodząc do unii, nie zostaną dofinansowani, powstaną dwa odrębne rynki: unijny (z dopłatami i ograniczeniami) oraz polski (bez dopłat i limitów). Czy jednak polscy rolnicy potrafią wykorzystać indywidualne dopłaty? Czy ich nie przejedzą?
Więcej możesz przeczytać w 36/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.