Coraz więcej palestyńskich dzieci chce zostać szahidami, czyli świętymi ofiarami
Chłopiec z Gazy odkłada samochodzik i z wyrazem desperacji chwyta kamień, po czym znika gdzieś w rozpływającym się tle. Takie zdjęcia, mające podnosić bojowego ducha, przerywały w czasie wakacji programy dla młodzieży nadawane przez telewizję Autonomii Palestyńskiej. W innej wersji tej lekcji wychowania patriotycznego występuje dziesięcio-, jedenastolatka, która odrzuca ulubioną lalkę Barbie, by podnieść butelkę z koktajlem Mołotowa. Zaraz potem ulatuje w zaświaty z niebiańskim uśmiechem szczęścia. Jeszcze inny spot nakręcono w konwencji filmu dokumentalnego: szczęśliwa rodzina jadąca samochodem przez pustynię zatrzymana zostaje nagle przez zmotoryzowany patrol izraelski. Żołdacy gwałcą młodą dziewczynę, po czym z zimną krwią mordują pozostałe osoby, śmiejąc się w głos.
Reduta Paradise
Jednym z powodów radykalizacji palestyńskiej młodzieży jest głęboka frustracja. Mimo śmierci wielu osób i oprócz pogłębienia nędzy Palestyńczycy faktycznie niczego nie zyskali w czasie jedenastomiesięcznej intifady. Wskaźnik bezrobocia w autonomii wzrósł z 12 proc. do ponad 50 proc., a poziom życia obniżył się o 60 proc. W Betlejem, dokąd kilka lat temu przyjeżdżało 800 tys. turystów rocznie, prawie wszystkie hotele są zamknięte, a najnowszy, Paradise, służy bojówkom Tanzimu (zbrojnego skrzydła organizacji Fatah) jako stanowisko ogniowe.
Tuż obok izraelskiej blokady drogowej niedaleko Betlejem na Zachodnim Brzegu w pustym meczecie z dziurami po kulach palestyński chłopczyk śpi na materacu z gąbki. Na ścianach świeże graffiti, przedstawiające zamaskowanych bojowników islamskich, którzy przebijają zakrwawionymi bagnetami płonącą gwiazdę Dawida. W zaułku widać kamienie i osmalone odłamki butelek po koktajlach Mołotowa. Usytuowane obok otoczone wysokim murem sanktuarium żydowskie Grób Racheli to od początku drugiej intifady jedno z głównych miejsc konfrontacji palestyńskich demonstrantów z wojskiem izraelskim.
Intifada powszednia
W okolicach Grobu Racheli widać wypalone rudery, szkielety samochodów i worki z piaskiem. Słychać gwizdy i skandowanie tłumu. To jedna z licznych demonstracji po tym, jak 27 sierpnia pilot izraelskiego helikoptera odpalił dwie rakiety, zabijając w centrum Ramallah Abu-Alego Mustafę, przywódcę jednego ze skrajnych odłamów OWP. Po tym zamachu wszystkie organizacje palestyńskie, głównie Hamas i Dżihad Islamski, zapowiedziały krwawą zemstę.
Kilkuset młodych Palestyńczyków z wielkimi żółtymi flagami libańskiego Hezbollahu wychodzi zza narożnika rytmicznym, prawie marszowym krokiem i kieruje się w stronę izraelskiej zapory drogowej. Niektórzy z demonstrantów mają czarne maski z otworami na oczy i kraciaste, wycięte z arafatek opaski na czołach. Z tyłu dzieci niosą tekturowe makiety izraelskich autobusów i domków z czerwonymi dachówkami, symbolizujące żydowskie osiedla na Zachodnim Brzegu.
- Ci z opaskami to przeważnie studenci z palestyńskiego uniwersytetu Bir-Zet pod Ramallah, gdzie teraz panoszą się Hamas i Dżihad Islamski. Ostatnio co najmniej jedna trzecia zamachowców samobójców wysadzających się w Izraelu to studenci, którzy jeszcze niedawno nie mieli nic wspólnego ze skrajnym islamem - tłumaczy dziennikarzom siedzący na masce jeepa młody oficer izraelski.
Za tłumem Palestyńczyków posuwa się powoli sześć karetek Czerwonego Półksiężyca. Tłum zatrzymuje się na widok ekip telewizyjnych ustawionych półkolem na izraelskiej zaporze, a zamaskowany islamista podpala i depcze izraelską flagę. Jego towarzysze nawołują przez megafony do przyspieszenia kroku, a inni strzelają krótkimi seriami z kałasznikowów nad głowami dzieci z makietami.
Łowcy szahidów
- Nienawiść i brak nadziei są u dzieci palestyńskich bardzo głęboko zakorzenione. Wróg to Izrael, a każdy Izraelczyk to strzelający żołnierz - tłumaczy Szafik Masalcha, psycholog kliniczny z Uniwersytetu Telawiwskiego, jeden z nielicznych arabskich badaczy pracujących od lat w izraelskich instytucjach naukowych. 15 proc. palestyńskich dziesięcio- i jedenastolatków, w tym wiele dziewcząt, marzy o tym, żeby jako szahid jak najszybciej dostać się do nieba. - W ich wyobrażeniach nie pojawiają się rodzice ani dobre wróżki, w ostatniej chwili ratujący je z opresji. Rodzice, podobnie jak nauczyciele, jawią się jako ofiary prześladowań i nie są dla dzieci autorytetami. Pozostaje jedynie ucieczka w marzenia, żeby wyrwać się ze stanu ciągłego zagrożenia do świata wiecznej szczęśliwości - mówi Masalcha.
W tej sytuacji rolę dobrej wróżki przejmują często aktywiści Hamasu lub Dżihadu, których zadaniem jest wyławianie z tłumu kandydatów na zamachowców samobójców. Eksperci z izraelskich tajnych służb Szin Bet twierdzą, że "namierzanie" rozpoczyna się głównie podczas piątkowych modłów w meczetach. Uwagę werbowników zwracają przede wszystkim głęboko zatopieni w modlitwie młodzi ludzie z wielodzietnych rodzin mieszkający w obozach uchodźców. 81 proc. Palestyńczyków opowiada się za kontynuowaniem zamachów w Izraelu - wynika z ostatnich sondaży. Obniżył się też średni wiek sprawców samobójczych ataków. W poprzednich latach dokonywali ich głównie dwudziesto-, dwudziestopięcioletni nieżonaci mężczyźni wywodzący się z najbiedniejszych warstw społecznych. Podczas obecnej intifady żywymi bombami są już nawet siedemnastolatki, a coraz więcej palestyńskich dzieci marzy o zostaniu szahidem, czyli świętą ofiarą, zamachowcem samobójcą.
Przepustka do raju
Przeszkolenie kandydatów na samobójców odbywa się bardzo szybko. W końcu muszą tylko nacisnąć guzik detonujący ładunek umieszczony w kamizelce. Duchowni islamscy obiecują męczennikom prostą drogę do raju, gdzie będą się przechadzać po kwietnych dywanach w koronie z brylantem, opływać we wszelkie dostatki i cieszyć się towarzystwem 72 hurys. Wszystkie te szczegóły ujawnione zostały dopiero ostatnio, gdy tajne służby Izraela po raz pierwszy zdołały schwytać kilku niedoszłych szahidów. Jeden z nich, osiemnastolatek z Gazy, spytany, w jaki sposób wyobrażał sobie życie w raju, gdyby jego ciało zostało rozerwane na strzępy, odparł z przekonaniem: "Wszystko wróciłoby na swoje miejsce".
Hamas i Dżihad obiecują samobójcom, że zajmą się ich osieroconymi rodzinami, które otrzymają też jednorazową zapomogę w wysokości 10 tys. dolarów ze specjalnego funduszu utworzonego przez Irak. Ostatnio zapomoga ta została podniesiona do 15 tys. dolarów. "Może bym się zastanawiał dłużej, gdybym nie wiedział, że Izrael boi się tylko samobójczych zamachów, a moja rodzina będzie miała zapewniony byt" - zeznał niedoszły szahid.
Po opublikowaniu tej wypowiedzi izraelski wiceminister bezpieczeństwa wewnętrznego Gideon Ezra zaproponował, żeby wyburzać domy samobójców, a ich rodziny eksmitować za granicę. Pomysł ten wprawdzie wyśmiały media (i skrytykowali Amerykanie), ale nikt nie ma ochoty na żarty. Izrael nie umie rozwiązać problemu samobójczych ataków. Nawet najlepiej zorganizowana armia okazuje się bezradna wobec świętego szaleństwa.
Reduta Paradise
Jednym z powodów radykalizacji palestyńskiej młodzieży jest głęboka frustracja. Mimo śmierci wielu osób i oprócz pogłębienia nędzy Palestyńczycy faktycznie niczego nie zyskali w czasie jedenastomiesięcznej intifady. Wskaźnik bezrobocia w autonomii wzrósł z 12 proc. do ponad 50 proc., a poziom życia obniżył się o 60 proc. W Betlejem, dokąd kilka lat temu przyjeżdżało 800 tys. turystów rocznie, prawie wszystkie hotele są zamknięte, a najnowszy, Paradise, służy bojówkom Tanzimu (zbrojnego skrzydła organizacji Fatah) jako stanowisko ogniowe.
Tuż obok izraelskiej blokady drogowej niedaleko Betlejem na Zachodnim Brzegu w pustym meczecie z dziurami po kulach palestyński chłopczyk śpi na materacu z gąbki. Na ścianach świeże graffiti, przedstawiające zamaskowanych bojowników islamskich, którzy przebijają zakrwawionymi bagnetami płonącą gwiazdę Dawida. W zaułku widać kamienie i osmalone odłamki butelek po koktajlach Mołotowa. Usytuowane obok otoczone wysokim murem sanktuarium żydowskie Grób Racheli to od początku drugiej intifady jedno z głównych miejsc konfrontacji palestyńskich demonstrantów z wojskiem izraelskim.
Intifada powszednia
W okolicach Grobu Racheli widać wypalone rudery, szkielety samochodów i worki z piaskiem. Słychać gwizdy i skandowanie tłumu. To jedna z licznych demonstracji po tym, jak 27 sierpnia pilot izraelskiego helikoptera odpalił dwie rakiety, zabijając w centrum Ramallah Abu-Alego Mustafę, przywódcę jednego ze skrajnych odłamów OWP. Po tym zamachu wszystkie organizacje palestyńskie, głównie Hamas i Dżihad Islamski, zapowiedziały krwawą zemstę.
Kilkuset młodych Palestyńczyków z wielkimi żółtymi flagami libańskiego Hezbollahu wychodzi zza narożnika rytmicznym, prawie marszowym krokiem i kieruje się w stronę izraelskiej zapory drogowej. Niektórzy z demonstrantów mają czarne maski z otworami na oczy i kraciaste, wycięte z arafatek opaski na czołach. Z tyłu dzieci niosą tekturowe makiety izraelskich autobusów i domków z czerwonymi dachówkami, symbolizujące żydowskie osiedla na Zachodnim Brzegu.
- Ci z opaskami to przeważnie studenci z palestyńskiego uniwersytetu Bir-Zet pod Ramallah, gdzie teraz panoszą się Hamas i Dżihad Islamski. Ostatnio co najmniej jedna trzecia zamachowców samobójców wysadzających się w Izraelu to studenci, którzy jeszcze niedawno nie mieli nic wspólnego ze skrajnym islamem - tłumaczy dziennikarzom siedzący na masce jeepa młody oficer izraelski.
Za tłumem Palestyńczyków posuwa się powoli sześć karetek Czerwonego Półksiężyca. Tłum zatrzymuje się na widok ekip telewizyjnych ustawionych półkolem na izraelskiej zaporze, a zamaskowany islamista podpala i depcze izraelską flagę. Jego towarzysze nawołują przez megafony do przyspieszenia kroku, a inni strzelają krótkimi seriami z kałasznikowów nad głowami dzieci z makietami.
Łowcy szahidów
- Nienawiść i brak nadziei są u dzieci palestyńskich bardzo głęboko zakorzenione. Wróg to Izrael, a każdy Izraelczyk to strzelający żołnierz - tłumaczy Szafik Masalcha, psycholog kliniczny z Uniwersytetu Telawiwskiego, jeden z nielicznych arabskich badaczy pracujących od lat w izraelskich instytucjach naukowych. 15 proc. palestyńskich dziesięcio- i jedenastolatków, w tym wiele dziewcząt, marzy o tym, żeby jako szahid jak najszybciej dostać się do nieba. - W ich wyobrażeniach nie pojawiają się rodzice ani dobre wróżki, w ostatniej chwili ratujący je z opresji. Rodzice, podobnie jak nauczyciele, jawią się jako ofiary prześladowań i nie są dla dzieci autorytetami. Pozostaje jedynie ucieczka w marzenia, żeby wyrwać się ze stanu ciągłego zagrożenia do świata wiecznej szczęśliwości - mówi Masalcha.
W tej sytuacji rolę dobrej wróżki przejmują często aktywiści Hamasu lub Dżihadu, których zadaniem jest wyławianie z tłumu kandydatów na zamachowców samobójców. Eksperci z izraelskich tajnych służb Szin Bet twierdzą, że "namierzanie" rozpoczyna się głównie podczas piątkowych modłów w meczetach. Uwagę werbowników zwracają przede wszystkim głęboko zatopieni w modlitwie młodzi ludzie z wielodzietnych rodzin mieszkający w obozach uchodźców. 81 proc. Palestyńczyków opowiada się za kontynuowaniem zamachów w Izraelu - wynika z ostatnich sondaży. Obniżył się też średni wiek sprawców samobójczych ataków. W poprzednich latach dokonywali ich głównie dwudziesto-, dwudziestopięcioletni nieżonaci mężczyźni wywodzący się z najbiedniejszych warstw społecznych. Podczas obecnej intifady żywymi bombami są już nawet siedemnastolatki, a coraz więcej palestyńskich dzieci marzy o zostaniu szahidem, czyli świętą ofiarą, zamachowcem samobójcą.
Przepustka do raju
Przeszkolenie kandydatów na samobójców odbywa się bardzo szybko. W końcu muszą tylko nacisnąć guzik detonujący ładunek umieszczony w kamizelce. Duchowni islamscy obiecują męczennikom prostą drogę do raju, gdzie będą się przechadzać po kwietnych dywanach w koronie z brylantem, opływać we wszelkie dostatki i cieszyć się towarzystwem 72 hurys. Wszystkie te szczegóły ujawnione zostały dopiero ostatnio, gdy tajne służby Izraela po raz pierwszy zdołały schwytać kilku niedoszłych szahidów. Jeden z nich, osiemnastolatek z Gazy, spytany, w jaki sposób wyobrażał sobie życie w raju, gdyby jego ciało zostało rozerwane na strzępy, odparł z przekonaniem: "Wszystko wróciłoby na swoje miejsce".
Hamas i Dżihad obiecują samobójcom, że zajmą się ich osieroconymi rodzinami, które otrzymają też jednorazową zapomogę w wysokości 10 tys. dolarów ze specjalnego funduszu utworzonego przez Irak. Ostatnio zapomoga ta została podniesiona do 15 tys. dolarów. "Może bym się zastanawiał dłużej, gdybym nie wiedział, że Izrael boi się tylko samobójczych zamachów, a moja rodzina będzie miała zapewniony byt" - zeznał niedoszły szahid.
Po opublikowaniu tej wypowiedzi izraelski wiceminister bezpieczeństwa wewnętrznego Gideon Ezra zaproponował, żeby wyburzać domy samobójców, a ich rodziny eksmitować za granicę. Pomysł ten wprawdzie wyśmiały media (i skrytykowali Amerykanie), ale nikt nie ma ochoty na żarty. Izrael nie umie rozwiązać problemu samobójczych ataków. Nawet najlepiej zorganizowana armia okazuje się bezradna wobec świętego szaleństwa.
Więcej możesz przeczytać w 36/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.