Kryzys finansów państwa jest tworem rządu i głównych sił politycznych
Obecny rząd za trzy tygodnie przejdzie do historii. Jego ocena nie będzie łatwa i jednoznaczna. W dorobku ma kapitał koniecznych reform, którego wartość finalna nie jest jednak dziś znana. Udział w nich mają też poprzednicy, ale pozostaną one słusznie reformami rządu Jerzego Buzka. Rząd ten przyczynił się też do wprowadzenia Polski do NATO i przybliżenia do Unii Europejskiej, choć to dzieła wspólne wielu koalicji i gabinetów. Ciąży nad obecnym rządem kłótliwość koalicji i jej rozpad. Nie udało się też wypracować klarownej, konsekwentnej koncepcji rządzenia krajem w drugiej połowie kadencji, po przeminięciu fazy reformatorskiej i heroicznej. Tylko częściowo można to uzasadnić postępującym i nasilającym się aż do skrajności kryzysem bazy politycznej.
Ten rząd rozpoczął od zapowiedzi, z których wielu nie zrealizowano, także dlatego że często nie były możliwe do zrealizowania. Wynikały z prognoz szczerych, lecz zbyt optymistycznych. Rząd Jerzego Buzka działał w okresie, gdy pogorszyły się istotne i niezależne od niego warunki wpływające na wyniki gospodarki i sytuację socjalną ludności. Chodzi o wyż demograficzny, zniesienie ceł przemysłowych na wyroby Unii Europejskiej, zmniejszanie obrotów handlu przygranicznego i załamanie sztucznej koniunktury w wymianie towarowej z Rosją oraz zapaść, nie dającą się dłużej tolerować, niedostatecznie zrestrukturyzowanych sektorów postpeerelowskich. Po tych czynnikach idą dopiero błędy rządu, ale także władz monetarnych i parlamentu, więc w jakiejś części również i przejmującego zapewne za chwilę władzę SLD. Sytuacja, która kilka tygodni temu objawiła się ponadosiemdziesięciomiliardowym niedoborem budżetowym i wywołała wstrząs, jest wspólnym tworem rządu i głównych sił politycznych w Polsce. Odziedziczy ją następny rząd i te same siły polityczne. Wszystkie one powinny wziąć za tę sytuację odpowiedzialność. Wzór daje prezydent, który stojąc z dala od codziennych decyzji, złożył weto wobec kosztownych ustaw, także tych zapewne mu bliskich.
Wszystkie siły polityczne powinny wnieść wkład w zapobieżenie załamaniu finansów publicznych i kryzysowi gospodarczemu. Wszystkie, ale w pierwszej kolejności oczywiście ustępująca Rada Ministrów. Pozostaje jej jedna niezmiernie ważna rola, którą właśnie odgrywa: przygotowanie projektu budżetu państwa na rok 2002. Musi to być budżet zapobiegający kryzysowi finansowemu poprzez przedstawienie skutecznej reformy finansów, zrywającej ze zmiataniem śmieci pod dywan. Jak najmniej oczywiście bolesnej, choć bolesna musi być, bo nastawianie zwichnięć boli, ale chodzenie bez nastawienia o wiele bardziej.
Projekt budżetu Rady Ministrów musi być złożony do końca września, bo tak nakazuje konstytucja, a za niezłożenie go grożą konsekwencje. Dokument ten nie wiąże jednak następnego rządu. Może on go wrzucić do kosza i przygotować własny. Taka ewentualność nie osłabia w najmniejszym stopniu powagi zadania. Powstaje dokument bardzo trudny dla wszystkich ministrów. Muszą oni - bo nie ma innego wyjścia - rezygnować z wielu zamierzeń, potrzebnych, lecz obecnie niemożliwych do wykonania. Na dodatek muszą to robić na kilka tygodni przed wyborami, w których przeważnie kandydują. Wybory jednak miną, jedni z członków rządu zostaną, a inni nie zostaną wybrani. Zostanie natomiast niewątpliwie projekt budżetu ostatniego roku rządu Jerzego Buzka, jego ostatnia wola. Ten projekt na wyniki wyborów 23 września już nie wpłynie albo wpłynie w niewielkim stopniu. Nie ulega natomiast wątpliwości, że przygotowywany w sytuacji tak wielkiej próby przesądzi o historycznym wizerunku ostatniej zmiany tego rządu i każdego z jego ministrów. To nie jest projekt tworzony w celu zdobycia miejsca na ławach poselskich. To projekt na dobre strony podręczników historii. Lub na złe.
Ten rząd rozpoczął od zapowiedzi, z których wielu nie zrealizowano, także dlatego że często nie były możliwe do zrealizowania. Wynikały z prognoz szczerych, lecz zbyt optymistycznych. Rząd Jerzego Buzka działał w okresie, gdy pogorszyły się istotne i niezależne od niego warunki wpływające na wyniki gospodarki i sytuację socjalną ludności. Chodzi o wyż demograficzny, zniesienie ceł przemysłowych na wyroby Unii Europejskiej, zmniejszanie obrotów handlu przygranicznego i załamanie sztucznej koniunktury w wymianie towarowej z Rosją oraz zapaść, nie dającą się dłużej tolerować, niedostatecznie zrestrukturyzowanych sektorów postpeerelowskich. Po tych czynnikach idą dopiero błędy rządu, ale także władz monetarnych i parlamentu, więc w jakiejś części również i przejmującego zapewne za chwilę władzę SLD. Sytuacja, która kilka tygodni temu objawiła się ponadosiemdziesięciomiliardowym niedoborem budżetowym i wywołała wstrząs, jest wspólnym tworem rządu i głównych sił politycznych w Polsce. Odziedziczy ją następny rząd i te same siły polityczne. Wszystkie one powinny wziąć za tę sytuację odpowiedzialność. Wzór daje prezydent, który stojąc z dala od codziennych decyzji, złożył weto wobec kosztownych ustaw, także tych zapewne mu bliskich.
Wszystkie siły polityczne powinny wnieść wkład w zapobieżenie załamaniu finansów publicznych i kryzysowi gospodarczemu. Wszystkie, ale w pierwszej kolejności oczywiście ustępująca Rada Ministrów. Pozostaje jej jedna niezmiernie ważna rola, którą właśnie odgrywa: przygotowanie projektu budżetu państwa na rok 2002. Musi to być budżet zapobiegający kryzysowi finansowemu poprzez przedstawienie skutecznej reformy finansów, zrywającej ze zmiataniem śmieci pod dywan. Jak najmniej oczywiście bolesnej, choć bolesna musi być, bo nastawianie zwichnięć boli, ale chodzenie bez nastawienia o wiele bardziej.
Projekt budżetu Rady Ministrów musi być złożony do końca września, bo tak nakazuje konstytucja, a za niezłożenie go grożą konsekwencje. Dokument ten nie wiąże jednak następnego rządu. Może on go wrzucić do kosza i przygotować własny. Taka ewentualność nie osłabia w najmniejszym stopniu powagi zadania. Powstaje dokument bardzo trudny dla wszystkich ministrów. Muszą oni - bo nie ma innego wyjścia - rezygnować z wielu zamierzeń, potrzebnych, lecz obecnie niemożliwych do wykonania. Na dodatek muszą to robić na kilka tygodni przed wyborami, w których przeważnie kandydują. Wybory jednak miną, jedni z członków rządu zostaną, a inni nie zostaną wybrani. Zostanie natomiast niewątpliwie projekt budżetu ostatniego roku rządu Jerzego Buzka, jego ostatnia wola. Ten projekt na wyniki wyborów 23 września już nie wpłynie albo wpłynie w niewielkim stopniu. Nie ulega natomiast wątpliwości, że przygotowywany w sytuacji tak wielkiej próby przesądzi o historycznym wizerunku ostatniej zmiany tego rządu i każdego z jego ministrów. To nie jest projekt tworzony w celu zdobycia miejsca na ławach poselskich. To projekt na dobre strony podręczników historii. Lub na złe.
Więcej możesz przeczytać w 36/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.