Michał Banasiak, „Wprost”: Premier Serbii mówi o „krawędzi konfliktu zbrojnego”, prezydent tego kraju stawia armię w stan najwyższej gotowości bojowej. Starcie militarne jest nieuniknione?
Eryk Gawroński: Serbska armia została postawiona w stan najwyższej gotowości po raz szósty w ciągu ostatnich pięciu lat. Oczywiście przy takich napięciach sytuacja może wymknąć się spod kontroli, ale na razie nie obserwujemy na serbsko-kosowskim pograniczu niczego, czego wcześniej by nie było. Wzajemne oskarżenia, ustawiania barykad na drogach – to pewien przykry standard.
Po raz drugi w ciągu kilku miesięcy w stan gotowości zostali też postawieni stacjonujący w Kosowie żołnierze NATO. Gdyby nie ten natowski bezpiecznik, już mielibyśmy regularny konflikt?
Bez KFOR (Kosovo Force – przyp. red.) mogłoby być różnie. Obecna sytuacja pokazuje, że ten kontyngent, do którego należą też polscy żołnierze, jest niezbędny. Poza tym, że pełni funkcję stabilizacyjną i nadzoruje proces państwotwórczy Kosowa, to również odstrasza – właśnie przed posunięciem się o krok za daleko.
O co poszło tym razem?
Trwa kontynuacja sporu o tablice rejestracyjne. Konkretnie o to, z jakimi tablicami mogą po Kosowie poruszać się serbscy kierowcy.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.