Rozum to jedyne dobro na tym świecie, które podzielono sprawiedliwie – uważał Montaigne. Skąd taki wniosek francuskiego filozofa? Odpowiedź jest prosta. Nikt – zdaniem Montaigne’a – nie uskarża się na brak rozumu.
Jeżeli rozumu jest dosyć, a w Polsce, kraju wyjątkowym, jest go nawet w nadmiarze, o czym codziennie przekonują nas politycy ubiegający się o fotel w Sejmie, to skąd ta horrendalna dziura budżetowa? Skąd? Z dziury w mózgu politycznym, którą załatać najtrudniej, gdyż jest wynikiem ciężkiej pracy milionów wyborców i podlizujących się im parlamentarzystów. Otóż w Polsce żyje około 76 mln Polaków, gdyż każdy obywatel żyje za dwóch. Obywatel Kowalski jako mąż i ojciec lub Kowalska jako żona i matka stara się nie wydawać więcej, niż wynosi miesięczny przychód rodziny Kowalskich. Przeciętny Kowalski zadłuża się niezwykle ostrożnie. Jeśli już bierze kredyt na samochód, meble czy mieszkanie, to spłaca go regularnie. Krótko mówiąc, Polacy zachowują się niezwykle odpowiedzialnie, zarządzając ekonomią rodziny. W tym wypadku rozum w Polsce podzielono sprawiedliwie także wśród parlamentarzystów lewicy bezbożnej i lewicy pobożnej, jak określił swego czasu podziały polityczne w Polsce Jerzy Surdykowski. Kiedy jednak w Kowalskim odezwie się obywatel, to zachowuje się jak zaprzeczenie Kowalskiego męża i ojca. Ten drugi Kowalski chce dotować nierentowne przedsiębiorstwa, obsypywać zapomogami różne grupy społeczne, rozdzielać subwencje według potrzeb, a nie według możliwości budżetu.
Jeden Polak zawiera w sobie dwa przeciwstawne byty ekonomiczne: zdyscyplinowanego monetarysty w rodzinie i rozrzutnego konsumenta budżetu. Niestety, do wyborów najczęściej idzie ten drugi Polak, o czym doskonale wiedzą partie przygotowujące kampanie do parlamentu. Dlatego tchórzliwi i nieodpowiedzialni kandydaci na parlamentarzystów mówią wyborcom to, co chce usłyszeć ów drugi Polak. PSL obiecuje, że wyszarpnie więcej z budżetu na subwencje dla rolnictwa, Prawo i Sprawiedliwość Kaczyńskiego, że utworzy fundusz mieszkaniowy i co roku powstanie 500 tys. mieszkań dla najuboższych. AWS nie chce być gorsza i walczy o zapomogi finansowe dla rodzin. Tylko SLD nabrał wody w usta, którą inni leją od rana do wieczora za pieniądze, rzecz jasna, podatników. SLD wie, co robi, i wiadomo dlaczego. Im bliżej władzy, tym mniej obietnic.
Jedyne, co może obiecać państwo, to nie obiecywać niczego poza niezbędnym minimum. To główna myśl prof. Wacława Wilczyńskiego, autora planu uzdrowienia finansów (Plan Wilczyńskiego). Państwo może rzucić koło ratunkowe, ale do brzegu trzeba dopłynąć samemu. Polska polityka budżetowa jest polityką bogatego socjaldemokratycznego państwa opiekuńczego, a nie kraju na dorobku, który ma długi i ogromne zaległości rozwojowe – ostrzega prof. Wacław Wilczyński. Pięć punktów planu Wilczyńskiego – wybitnego polskiego ekonomisty – to niezbędne minimum, które powinniśmy zrealizować w najbliższych latach, a może i miesiącach.
Dziękując seniorowi polskich ekonomistów za ten obywatelski głos rozsądku, nie jestem przekonany, czy polska klasa polityczna go posłucha. Jeśli nie, to mamy ogromną szansę, by jako naród dostać zbiorową nagrodę Darwina, a co to jest za nagroda, dowiedzą się Państwo z tekstu "Śmiertelna głupota". Łatwo tę nagrodę zdobyć, wystarczy połknąć odbezpieczony granat, trudno jednak odebrać osobiście.
Jeżeli rozumu jest dosyć, a w Polsce, kraju wyjątkowym, jest go nawet w nadmiarze, o czym codziennie przekonują nas politycy ubiegający się o fotel w Sejmie, to skąd ta horrendalna dziura budżetowa? Skąd? Z dziury w mózgu politycznym, którą załatać najtrudniej, gdyż jest wynikiem ciężkiej pracy milionów wyborców i podlizujących się im parlamentarzystów. Otóż w Polsce żyje około 76 mln Polaków, gdyż każdy obywatel żyje za dwóch. Obywatel Kowalski jako mąż i ojciec lub Kowalska jako żona i matka stara się nie wydawać więcej, niż wynosi miesięczny przychód rodziny Kowalskich. Przeciętny Kowalski zadłuża się niezwykle ostrożnie. Jeśli już bierze kredyt na samochód, meble czy mieszkanie, to spłaca go regularnie. Krótko mówiąc, Polacy zachowują się niezwykle odpowiedzialnie, zarządzając ekonomią rodziny. W tym wypadku rozum w Polsce podzielono sprawiedliwie także wśród parlamentarzystów lewicy bezbożnej i lewicy pobożnej, jak określił swego czasu podziały polityczne w Polsce Jerzy Surdykowski. Kiedy jednak w Kowalskim odezwie się obywatel, to zachowuje się jak zaprzeczenie Kowalskiego męża i ojca. Ten drugi Kowalski chce dotować nierentowne przedsiębiorstwa, obsypywać zapomogami różne grupy społeczne, rozdzielać subwencje według potrzeb, a nie według możliwości budżetu.
Jeden Polak zawiera w sobie dwa przeciwstawne byty ekonomiczne: zdyscyplinowanego monetarysty w rodzinie i rozrzutnego konsumenta budżetu. Niestety, do wyborów najczęściej idzie ten drugi Polak, o czym doskonale wiedzą partie przygotowujące kampanie do parlamentu. Dlatego tchórzliwi i nieodpowiedzialni kandydaci na parlamentarzystów mówią wyborcom to, co chce usłyszeć ów drugi Polak. PSL obiecuje, że wyszarpnie więcej z budżetu na subwencje dla rolnictwa, Prawo i Sprawiedliwość Kaczyńskiego, że utworzy fundusz mieszkaniowy i co roku powstanie 500 tys. mieszkań dla najuboższych. AWS nie chce być gorsza i walczy o zapomogi finansowe dla rodzin. Tylko SLD nabrał wody w usta, którą inni leją od rana do wieczora za pieniądze, rzecz jasna, podatników. SLD wie, co robi, i wiadomo dlaczego. Im bliżej władzy, tym mniej obietnic.
Jedyne, co może obiecać państwo, to nie obiecywać niczego poza niezbędnym minimum. To główna myśl prof. Wacława Wilczyńskiego, autora planu uzdrowienia finansów (Plan Wilczyńskiego). Państwo może rzucić koło ratunkowe, ale do brzegu trzeba dopłynąć samemu. Polska polityka budżetowa jest polityką bogatego socjaldemokratycznego państwa opiekuńczego, a nie kraju na dorobku, który ma długi i ogromne zaległości rozwojowe – ostrzega prof. Wacław Wilczyński. Pięć punktów planu Wilczyńskiego – wybitnego polskiego ekonomisty – to niezbędne minimum, które powinniśmy zrealizować w najbliższych latach, a może i miesiącach.
Dziękując seniorowi polskich ekonomistów za ten obywatelski głos rozsądku, nie jestem przekonany, czy polska klasa polityczna go posłucha. Jeśli nie, to mamy ogromną szansę, by jako naród dostać zbiorową nagrodę Darwina, a co to jest za nagroda, dowiedzą się Państwo z tekstu "Śmiertelna głupota". Łatwo tę nagrodę zdobyć, wystarczy połknąć odbezpieczony granat, trudno jednak odebrać osobiście.
Więcej możesz przeczytać w 36/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.