Czy ktokolwiek przy zdrowych zmysłach wyobraża sobie, aby właścicielem fabryki drutów giętych mógł być tylko magister inżynier metalurg, sklepu ze słodyczami - dyplomowany cukiernik, sklepu mięsnego - wykwalifikowany masarz, restauracji - kucharz, pensjonatu - absolwent szkoły hotelarskiej, a zakładu pogrzebowego - na przykład pracownik kostnicy z określonym, wieloletnim stażem? Raczej nie. A czy wyłącznym właścicielem apteki może być jedynie aptekarz? Tak! I to w majestacie prawa! Antyrynkową i antykonsumencką ustawę "Prawo farmaceutyczne" uchwalił Sejm.
Inżynierowie metalurdzy, dyplomowani cukiernicy, absolwenci szkół hotelarskich, pracownicy kostnic i przedstawiciele wszystkich profesji - walczcie o prawo do monopolu w swojej branży! Szermujcie argumentami o "zalewie obcego kapitału", podkreślajcie "zalety rodzinnych, rdzennie polskich form własności", obłudnie kłamiąc przy tym ile wlezie! Bo dlaczego niby macie być gorsi niż aptekarze?
Recepta na grube miliony złotych
Tam gdzie nie wiadomo, o co chodzi, chodzi oczywiście o pieniądze. W tym wypadku - o ogromne. Dogodnie położona apteka w dużym mieście, zatrudniająca 8-10 ludzi, przynosi właścicielowi około miliona złotych (sic!) czystego zysku! W mniejszych ośrodkach - 400 tys. zł. - Aptekarstwo jest obecnie w Polsce najbardziej intratnym legalnym interesem - twierdzi Andrzej Radzio, dyrektor zarządzający Centrali Farmaceutycznej Cefarm.
- Za uchwaleniem tej ustawy stało majętne lobby członków izb aptekarskich, którzy już teraz posiadają po kilka aptek, z których jedna jest zapisana na żonę, druga na córkę itd. - zauważa senator Wojciech Kruk.
Udało się nam ustalić, że własne apteki mają na przykład prezes Polskiego Towarzystwa Farmaceutycznego, dr hab. Jerzy Pluta (we Wrocławiu, apteka Ambra przy ul. Ordona), a także prezesi oddziałów PTF w Kielcach i Zielonej Górze, dr Andrzej Sułko i Jerzy Pusiarski. Nic też dziwnego, że farmaceuci za wszelką cenę usiłowali przeforsować w parlamencie zapis, że każda nowa apteka musi przypadać przynajmniej na 4 tys. mieszkańców i znajdować się co najmniej 500 metrów od już istniejącej. Na szczęście ostatecznie ta absurdalna propozycja została w Sejmie odrzucona.
Aptek jak na lekarstwo
W 2000 r. - według GUS - funkcjonowało w naszym kraju 8318 aptek (w tym 7739 prywatnych), a wedle szacunków Naczelnej Rady Aptekarskiej - 9084. Jakkolwiek liczyć, wciąż mamy ich za mało. Jak oceniają fachowcy, w Polsce powinno być około 10 tys. aptek. Wprowadzenie ustawowych ograniczeń zredukuje ich liczbę. Dlaczego? - Choćby dlatego, że nie mamy wystarczającej liczby farmaceutów z wymaganymi do prowadzenia apteki uprawnieniami - mówi Andrzej Radzio. - Od dwóch lat nie prowadzi się naboru na specjalizację aptekarską. W ten sposób środowisko broni się przed konkurencją. Młodzi farmaceuci znajdują się zresztą na straconej pozycji, bo uruchomienie apteki wymaga zainwestowania 400-600 tys. zł i spełnienia wielu szczegółowych warunków.
Mimo że ustawa nie likwiduje istniejących aptek i daje im czas na przystosowanie się do nowych standardów, ich liczba będzie się zmniejszała. Straci możliwość prowadzenia działalności około 20 proc. aptek należących do niefarmaceutów. Część aptek nie znajdzie kapitału na dokonanie wymaganych prawem zmian lub nie będzie miała możliwości zwiększenia powierzchni do 100 m2. Również każda zmiana właściciela, przekształcenie formy własności czy choćby zmiana podmiotu wynajmującego pomieszczenia na aptekę spowodują konieczność odnowienia zezwolenia. A to często będzie równoznaczne z natychmiastowym zamknięciem apteki lub jej szybką - a więc niekorzystną - sprzedażą uprzywilejowanemu farmaceucie.
Ocenia się, że w wyniku wprowadzenia ustawy w życie na rynku pozostanie co najwyżej 6 tys. aptek, a tym samym zmniejszy się dostępność leków.
Mniej konkurencji
Już teraz w regionach, gdzie środowisko farmaceutyczne jest solidarne i zorganizowane, ceny leków są o 5-10 proc. wyższe niż tam, gdzie działa konkurencja rynkowa. Znaczącego wzrostu cen farmaceutyków należy się spodziewać po wprowadzeniu ustawy. - Powód jest prosty: pojedynczym aptekom znacznie trudniej będzie uzyskiwać od dostawcy wyższe rabaty niż grupie aptek - mówi Artur Djagarov, prezes spółki Apteki Polskie. Jego zdaniem, więcej za leki będzie płacił nie tylko pacjent, ale także kasy chorych, a więc budżet, gdyż 30-40 proc. sprzedaży refunduje aptekom państwo. Inne spodziewane rezultaty wprowadzenia nowego prawa to utrata pracy przez mniej więcej 10 tys. pracowników oraz strata części dochodów z prywatyzacji Cefarmów. Ich wartość rynkowa, wynosząca dziś 400--500 mln zł, spadnie co najmniej o połowę.
Mit "profesjonalnej apteki w polskich rękach"
- Chcemy podnieść rangę zawodu aptekarza, by nie był on traktowany tak jak właściciel małego sklepu. Dzięki nowo uchwalonej ustawie sytuacja aptek będzie porównywalna z sytuacją kancelarii prawniczych, których właścicielami muszą być adwokaci lub zespoły adwokackie - uważa posłanka Hanna Suchocka, przedstawiająca w Sejmie prawo farmaceutyczne, córka przedwojennych właścicieli apteki.
Zwolennicy ustawy utrzymują, że kierują się "troską o bezpieczeństwo pacjenta". Ich zdaniem, może być ono gwarantowane jedynie wtedy, gdy nie tylko kierownikiem, ale także właścicielem apteki jest farmaceuta. "Apteki w procesie leczenia odgrywają taką samą rolę, jaką szkoły odgrywają w procesie nauczania. (...) Słusznie się czyni, że na szefa szkoły nie daje się szewca, choćby wykazywał wybitny talent menedżerski" - podkreślała w dyskusji senator Jadwiga Stokarska. "Według prawa farmaceutycznego, za lek wydany z apteki odpowiada właśnie farmaceuta. Aby temu prawu sprostać, aptekarz musi być niezależny, a jego apteka chroniona prawem. W aptece będącej własnością niefarmaceuty aptekarz nic nie znaczy" - twierdziła pani senator.
Przez wprowadzenie zasady "jedna apteka dla aptekarza" orędownicy ustawy chcieli się jakoby przeciwstawić "powstaniu w Polsce monopolu kilku międzynarodowych sieci aptek". Jak twierdzi prof. Waldemar Roszkowski, wiceprzewodniczący Europejskiego Stowarzyszenia Producentów Leków Generycznych, na polskim biednym rynku może dojść do konsolidacji hurtowni, które następnie mogłyby utworzyć sieć aptek i tym samym skumulować marżę hurtową i detaliczną. - Takie podmioty będą mogły zmonopolizować rynek, a drobni aptekarze nie będą mieli szans - mówi prof. Roszkowski. Na kontrargument, że ustawa nie zezwala na łączenie hurtowni i aptek, ripostuje, iż "jest wiele możliwości obejścia tego prawa". - Pozostawienie swobody w kwestii własności aptek spowodowałoby powstanie w miejsce rodzimych, wysoce profesjonalnych aptek kilku bezpaństwowych gigantów, z których każdy zarządzałby 2--3 tys. sklepów - kreśli czarną wizję dr Tadeusz Szuba z Polskiego Towarzystwa Farmaceutycznego.
Tymczasem reakcją na ustawę może być konsolidacja dystrybutorów leków, którzy - wbrew temu, co twierdzi prof. Roszkowski - wcale nie muszą "obchodzić prawa" i tworzyć własnych sieci aptek. Mając pieniądze i towar, to oni będą dyktować warunki rozdrobnionym aptekom. - Kiedy do tego dojdzie, powstanie najgorszy model - słabe apteki, w praktyce zarządzane przez dystrybutorów - twierdzi Artur Djagarov. Co również spowoduje wzrost cen leków.
Gra w monopol
Samorządy zawodowe - zgodnie z art. 17 konstytucji - powinny sprawować pieczę nad należytym wykonywaniem określonych profesji w interesie publicznym. Czy jednak samorząd aptekarski nie utożsamia interesu publicznego z własnym? - Próbowałem otworzyć aptekę w niewielkim mieście - opowiada jeden z niedoszłych właścicieli "punktu farmaceutycznego". - Pierwsze posiedzenie komisji odbyło się trzy miesiące po złożeniu wniosku. Opinia nie została jednak wydana, bo inspekcja farmaceutyczna, wysyłając pismo do samorządu, "pomyliła" adres apteki. Na następnym posiedzeniu za dwa tygodnie zdecydowano, że należy zapytać o opinię Ministerstwo Zdrowia. Następnie zastanawiano się, czy pracownica mająca dwoje dzieci będzie mogła dojeżdżać do pracy. A potem zaczęła się przerwa letnia... Przez cały ten czas musiałem utrzymywać personel i płacić czynsz.
W ubiegłym roku to właśnie samorząd aptekarski został ukarany przez Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów za zmowę i stosowanie maksymalnych marż w aptekach członków izby aptekarskiej.
Tak czy inaczej - wszystko teraz w rękach prezydenta. Do niego należy wybór: z jednej strony interes i zdrowie 40 mln Polaków, z drugiej - interes i dobre samopoczucie 6 tys. aptekarskich rodzin.
Inżynierowie metalurdzy, dyplomowani cukiernicy, absolwenci szkół hotelarskich, pracownicy kostnic i przedstawiciele wszystkich profesji - walczcie o prawo do monopolu w swojej branży! Szermujcie argumentami o "zalewie obcego kapitału", podkreślajcie "zalety rodzinnych, rdzennie polskich form własności", obłudnie kłamiąc przy tym ile wlezie! Bo dlaczego niby macie być gorsi niż aptekarze?
Recepta na grube miliony złotych
Tam gdzie nie wiadomo, o co chodzi, chodzi oczywiście o pieniądze. W tym wypadku - o ogromne. Dogodnie położona apteka w dużym mieście, zatrudniająca 8-10 ludzi, przynosi właścicielowi około miliona złotych (sic!) czystego zysku! W mniejszych ośrodkach - 400 tys. zł. - Aptekarstwo jest obecnie w Polsce najbardziej intratnym legalnym interesem - twierdzi Andrzej Radzio, dyrektor zarządzający Centrali Farmaceutycznej Cefarm.
- Za uchwaleniem tej ustawy stało majętne lobby członków izb aptekarskich, którzy już teraz posiadają po kilka aptek, z których jedna jest zapisana na żonę, druga na córkę itd. - zauważa senator Wojciech Kruk.
Udało się nam ustalić, że własne apteki mają na przykład prezes Polskiego Towarzystwa Farmaceutycznego, dr hab. Jerzy Pluta (we Wrocławiu, apteka Ambra przy ul. Ordona), a także prezesi oddziałów PTF w Kielcach i Zielonej Górze, dr Andrzej Sułko i Jerzy Pusiarski. Nic też dziwnego, że farmaceuci za wszelką cenę usiłowali przeforsować w parlamencie zapis, że każda nowa apteka musi przypadać przynajmniej na 4 tys. mieszkańców i znajdować się co najmniej 500 metrów od już istniejącej. Na szczęście ostatecznie ta absurdalna propozycja została w Sejmie odrzucona.
Aptek jak na lekarstwo
W 2000 r. - według GUS - funkcjonowało w naszym kraju 8318 aptek (w tym 7739 prywatnych), a wedle szacunków Naczelnej Rady Aptekarskiej - 9084. Jakkolwiek liczyć, wciąż mamy ich za mało. Jak oceniają fachowcy, w Polsce powinno być około 10 tys. aptek. Wprowadzenie ustawowych ograniczeń zredukuje ich liczbę. Dlaczego? - Choćby dlatego, że nie mamy wystarczającej liczby farmaceutów z wymaganymi do prowadzenia apteki uprawnieniami - mówi Andrzej Radzio. - Od dwóch lat nie prowadzi się naboru na specjalizację aptekarską. W ten sposób środowisko broni się przed konkurencją. Młodzi farmaceuci znajdują się zresztą na straconej pozycji, bo uruchomienie apteki wymaga zainwestowania 400-600 tys. zł i spełnienia wielu szczegółowych warunków.
Mimo że ustawa nie likwiduje istniejących aptek i daje im czas na przystosowanie się do nowych standardów, ich liczba będzie się zmniejszała. Straci możliwość prowadzenia działalności około 20 proc. aptek należących do niefarmaceutów. Część aptek nie znajdzie kapitału na dokonanie wymaganych prawem zmian lub nie będzie miała możliwości zwiększenia powierzchni do 100 m2. Również każda zmiana właściciela, przekształcenie formy własności czy choćby zmiana podmiotu wynajmującego pomieszczenia na aptekę spowodują konieczność odnowienia zezwolenia. A to często będzie równoznaczne z natychmiastowym zamknięciem apteki lub jej szybką - a więc niekorzystną - sprzedażą uprzywilejowanemu farmaceucie.
Ocenia się, że w wyniku wprowadzenia ustawy w życie na rynku pozostanie co najwyżej 6 tys. aptek, a tym samym zmniejszy się dostępność leków.
Mniej konkurencji
Już teraz w regionach, gdzie środowisko farmaceutyczne jest solidarne i zorganizowane, ceny leków są o 5-10 proc. wyższe niż tam, gdzie działa konkurencja rynkowa. Znaczącego wzrostu cen farmaceutyków należy się spodziewać po wprowadzeniu ustawy. - Powód jest prosty: pojedynczym aptekom znacznie trudniej będzie uzyskiwać od dostawcy wyższe rabaty niż grupie aptek - mówi Artur Djagarov, prezes spółki Apteki Polskie. Jego zdaniem, więcej za leki będzie płacił nie tylko pacjent, ale także kasy chorych, a więc budżet, gdyż 30-40 proc. sprzedaży refunduje aptekom państwo. Inne spodziewane rezultaty wprowadzenia nowego prawa to utrata pracy przez mniej więcej 10 tys. pracowników oraz strata części dochodów z prywatyzacji Cefarmów. Ich wartość rynkowa, wynosząca dziś 400--500 mln zł, spadnie co najmniej o połowę.
Mit "profesjonalnej apteki w polskich rękach"
- Chcemy podnieść rangę zawodu aptekarza, by nie był on traktowany tak jak właściciel małego sklepu. Dzięki nowo uchwalonej ustawie sytuacja aptek będzie porównywalna z sytuacją kancelarii prawniczych, których właścicielami muszą być adwokaci lub zespoły adwokackie - uważa posłanka Hanna Suchocka, przedstawiająca w Sejmie prawo farmaceutyczne, córka przedwojennych właścicieli apteki.
Zwolennicy ustawy utrzymują, że kierują się "troską o bezpieczeństwo pacjenta". Ich zdaniem, może być ono gwarantowane jedynie wtedy, gdy nie tylko kierownikiem, ale także właścicielem apteki jest farmaceuta. "Apteki w procesie leczenia odgrywają taką samą rolę, jaką szkoły odgrywają w procesie nauczania. (...) Słusznie się czyni, że na szefa szkoły nie daje się szewca, choćby wykazywał wybitny talent menedżerski" - podkreślała w dyskusji senator Jadwiga Stokarska. "Według prawa farmaceutycznego, za lek wydany z apteki odpowiada właśnie farmaceuta. Aby temu prawu sprostać, aptekarz musi być niezależny, a jego apteka chroniona prawem. W aptece będącej własnością niefarmaceuty aptekarz nic nie znaczy" - twierdziła pani senator.
Przez wprowadzenie zasady "jedna apteka dla aptekarza" orędownicy ustawy chcieli się jakoby przeciwstawić "powstaniu w Polsce monopolu kilku międzynarodowych sieci aptek". Jak twierdzi prof. Waldemar Roszkowski, wiceprzewodniczący Europejskiego Stowarzyszenia Producentów Leków Generycznych, na polskim biednym rynku może dojść do konsolidacji hurtowni, które następnie mogłyby utworzyć sieć aptek i tym samym skumulować marżę hurtową i detaliczną. - Takie podmioty będą mogły zmonopolizować rynek, a drobni aptekarze nie będą mieli szans - mówi prof. Roszkowski. Na kontrargument, że ustawa nie zezwala na łączenie hurtowni i aptek, ripostuje, iż "jest wiele możliwości obejścia tego prawa". - Pozostawienie swobody w kwestii własności aptek spowodowałoby powstanie w miejsce rodzimych, wysoce profesjonalnych aptek kilku bezpaństwowych gigantów, z których każdy zarządzałby 2--3 tys. sklepów - kreśli czarną wizję dr Tadeusz Szuba z Polskiego Towarzystwa Farmaceutycznego.
Tymczasem reakcją na ustawę może być konsolidacja dystrybutorów leków, którzy - wbrew temu, co twierdzi prof. Roszkowski - wcale nie muszą "obchodzić prawa" i tworzyć własnych sieci aptek. Mając pieniądze i towar, to oni będą dyktować warunki rozdrobnionym aptekom. - Kiedy do tego dojdzie, powstanie najgorszy model - słabe apteki, w praktyce zarządzane przez dystrybutorów - twierdzi Artur Djagarov. Co również spowoduje wzrost cen leków.
Gra w monopol
Samorządy zawodowe - zgodnie z art. 17 konstytucji - powinny sprawować pieczę nad należytym wykonywaniem określonych profesji w interesie publicznym. Czy jednak samorząd aptekarski nie utożsamia interesu publicznego z własnym? - Próbowałem otworzyć aptekę w niewielkim mieście - opowiada jeden z niedoszłych właścicieli "punktu farmaceutycznego". - Pierwsze posiedzenie komisji odbyło się trzy miesiące po złożeniu wniosku. Opinia nie została jednak wydana, bo inspekcja farmaceutyczna, wysyłając pismo do samorządu, "pomyliła" adres apteki. Na następnym posiedzeniu za dwa tygodnie zdecydowano, że należy zapytać o opinię Ministerstwo Zdrowia. Następnie zastanawiano się, czy pracownica mająca dwoje dzieci będzie mogła dojeżdżać do pracy. A potem zaczęła się przerwa letnia... Przez cały ten czas musiałem utrzymywać personel i płacić czynsz.
W ubiegłym roku to właśnie samorząd aptekarski został ukarany przez Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów za zmowę i stosowanie maksymalnych marż w aptekach członków izby aptekarskiej.
Tak czy inaczej - wszystko teraz w rękach prezydenta. Do niego należy wybór: z jednej strony interes i zdrowie 40 mln Polaków, z drugiej - interes i dobre samopoczucie 6 tys. aptekarskich rodzin.
Więcej możesz przeczytać w 37/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.