Jeszcze nigdy los tak wielu Polaków na tak wiele lat nie zależał od decyzji tak niewielu polityków
Jarosław Bauc informuje, że dziura budżetowa może przekroczyć 10 proc. PKB, premier powołuje zespół, żeby sprawdzić ministra, premier zwalnia ministra, wpływowy polityk partii, która przejmie władzę, ogłasza wstrzymanie prywatyzacji i odebranie pieniędzy funduszom emerytalnym, w końcu przyszły premier przedstawia zakamuflowany zamach na niezależność banku centralnego. Jeszcze dwa, trzy lata temu połowa tych wydarzeń wywołałaby trzęsienie ziemi na rynkach finansowych w Polsce, teraz jednak nic się nie dzieje. Dlaczego?
Bajka o królewnie Śnieżce
Najprościej byłoby to wytłumaczyć tym, że na skutek twardej polityki pieniężnej polska gospodarka jest o wiele bardziej zrównoważona, niższy jest deficyt na rachunku bieżącym i niższa jest inflacja. A to powoduje, że zarówno inwestorzy krajowi, jak i zagraniczni są w stanie wytrzymać znacznie większe zamieszanie polityczne i budżetowe niż w sytuacji rosnącej inflacji i przekraczającego 8 proc. PKB deficytu na rachunku bieżącym.
To jednak nie jedyny powód - zagraniczni inwestorzy ignorują obecny szum budżetowy i polityczny, bo czekają na rząd SLD. Scenariusz jest następujący: sojusz zdobywa więcej niż 50 proc. miejsc w parlamencie, formułuje większościowy gabinet i sprawnie przeprowadza konieczne reformy - przynajmniej dwie trzecie tego, co zostało przedstawione w planie Bauca - reformuje rynek pracy, co pozwala na dalsze obniżki stóp procentowych. Gospodarka przyspiesza, bezrobocie, inflacja i deficyt handlowy spadają, a Polska w 2004 r. staje się członkiem Unii Europejskiej. Jak w bajce o królewnie Śnieżce, do której przychodzi piękny książę - w tym wypadku najprawdopodobniej Marek Belka - by obudzić ją z letargu.
Oczekiwania inwestorów są w istocie bardzo silnie rozbudzone. Jeżeli po wyborach rząd SLD (większościowy, mniejszościowy lub koalicyjny) nie przedstawi wiarygodnego planu oszczędnościowego, nastąpi odpływ kapitału i powstanie problem sfinansowania ciągle dużego deficytu na rachunku bieżącym. Przy malejących wpływach z prywatyzacji jedynym sposobem rozwiązania tego problemu będzie silna dewaluacja złotego, wzrost inflacji, stóp procentowych i bezrobocia.
SLD straszy i dementuje
Optymistyczne oczekiwania inwestorów są poddawane bardzo trudnej próbie. Liderzy SLD przez ostatnich kilka miesięcy proponowali wiele rozwiązań i posunięć, które - gdyby zostały wprowadzone w życie - odstraszyłyby zagranicznych inwestorów od Polski na wiele lat. Przypomnijmy niektóre: możliwość renegocjacji spłat zadłużenia zagranicznego, zmniejszenie składu osobowego Rady Polityki Pieniężnej, ograniczenie niezależności banku centralnego poprzez odebranie mu prawa do ustalania celu inflacyjnego, wstrzymanie niektórych projektów prywatyzacyjnych, a także zawieszenie reformy emerytalnej na kilka lat, czyli odebranie przyszłym emerytom należnych im świadczeń, a funduszom emerytalnym aktywów, którymi zarządzają. Rynki finansowe widocznie uznają jednak te wypowiedzi za przedwyborczą retorykę i uważają, że po wyborach populizm ustąpi miejsca szybkim, choć społecznie i politycznie niepopularnym reformom finansów publicznych i rynku pracy. Zresztą politycy SLD wyspecjalizowali się w dementowaniu swoich pomysłów już następnego dnia.
Europa Środkowa i Wschodnia ma szczęście do reformatorów na B. Rozpoczęty w 1990 r. plan Leszka Balcerowicza uzdrowił Polskę z hiperinflacji i wprowadził na kilkuletnią ścieżkę szybkiego wzrostu. Podobnie w 1995 r. drakońskie cięcia wydatków publicznych zaordynowane przez Lajosa Bokrosa uchroniły gospodarkę węgierską przed kryzysem finansowym i recesją. Po okresie zaciskania pasa Węgry stały się prymusem regionu i prężnie się rozwijają. Polska gospodarka stoi natomiast w obliczu poważnego kryzysu finansów publicznych w 2002 r., który może się przerodzić w kryzys gospodarczy. Typowany przez media na wicepremiera ds. gospodarczych Marek Belka - też na B - zapewne przedstawił SLD swoje warunki wzięcia odpowiedzialności za sprawy gospodarcze i finansowe. Jeżeli warunki te zostaną zaakceptowane, wówczas można sobie wyobrazić (na podstawie wypowiedzi prasowych), jak będzie wyglądał plan Belki. Po pierwsze, czeka nas znacząca podwyżka podatków. Zostanie dokonana harmonizacja stawek VAT, co oznacza podwyżki VAT w budownictwie, być może również na żywność, a nawet może także tzw. stawki bazowej. Zniesione zostaną ulgi w PIT (na przykład łączne rozliczanie się małżonków), przez co wzrośnie efektywna stawka podatkowa płacona od dochodów osobistych. Być może zostanie wprowadzony podatek od odsetek z lokat bankowych i podatek importowy. W sumie wzrost dochodów w wyniku zmian podatkowych może przekroczyć dwadzieścia miliardów złotych.
Nie "Blitzkrieg", lecz "długi marsz"
Aby "plan Belki" odniósł sukces, potrzebne są także, a raczej przede wszystkim, cięcia wydatków. O tych na razie nic nie słyszeliśmy, ale nie należy oczekiwać, by ktokolwiek - czy z SLD, czy z AWS - mówił głośno o cięciach wydatków socjalnych przed wyborami. Przyjdzie na to czas po wyborach i zapewne propozycje ministra Bauca - może poza zamrożeniem rent i emerytur - będą w pewnym stopniu realizowane. Wydaje się jednak, że przeprowadzenie wszystkich cięć w jednym roku przekroczyłoby próg wytrzymałości i społeczeństwa, i aktywu partyjnego. Należy zatem oczekiwać kilkuletniego planu uzdrowienia finansów publicznych, który w 2002 r. będzie opierał się przede wszystkim na wyższych podatkach i odejściu od automatycznej indeksacji wielu świadczeń socjalnych, co zacznie przynosić oszczędności w wydatkach budżetowych począwszy od 2003 r.
Taka propozycja może napotkać kilka przeszkód. Po pierwsze, podczas próby ograniczenia deficytu przede wszystkim przez wzrost dochodów dojdzie do nasilenia obciążeń podatkowych firm i osób fizycznych, co może utrudnić ożywienie koniunktury w przyszłym roku. Po drugie, taki plan może nie zyskać zaufania rynków finansowych, spodziewających się przede wszystkim znacznych cięć w wydatkach sztywnych budżetu. W takiej sytuacji mogą się pojawić problemy z pozyskaniem funduszy na sfinansowanie tak dużego deficytu. Po trzecie, Rada Polityki Pieniężnej może się obawiać, że wzrost podatków pośrednich i podatek importowy napędzą inflację, a wraz nią wzrosną oczekiwania inflacyjne. Podatek od odsetek bankowych spowoduje natomiast spadek stopy procentowej dla oszczędzających, a więc osłabnie skłonność do oszczędzania. W rezultacie RPP może podnieść stopy procentowe, co w połączeniu ze wzrostem fiskalizmu pogrzebie szansę na ożywienie koniunktury w przyszłym roku.
Trzy scenariusze
Nie można jednak wykluczyć, że polityka gospodarcza SLD będzie zupełnie inna. Możliwe są trzy podstawowe scenariusze. W pierwszym plan Belki koncentruje się na obniżeniu wydatków socjalnych, następuje zamrożenie płac i ograniczenie etatów w sferze budżetowej, odejście od indeksacji świadczeń socjalnych, cięcia w wydatkach budżetu przekraczają 20 mld zł, co umożliwia rezygnację z podatku importowego i podatku od oszczędności. To z kolei pozwoli RPP obniżyć stopy procentowe o kolejne 3 punkty procentowe w przyszłym roku. W rezultacie już w 2002 r. polska gospodarka wejdzie na ścieżkę szybkiego zrównoważonego wzrostu. Drugi scenariusz, opiera się na znacznej podwyżce podatków i niewielkich cięciach wydatków sztywnych w przyszłym roku. Scenariusz ten wydaje się najbardziej prawdopodobny na podstawie analizy wypowiedzi przedstawicieli SLD i Marka Belki. W tym wariancie powodzenie planu Belki będzie zależało od tego, czy przedstawi on wiarygodny program sanacji funduszy publicznych w ciągu na przykład trzech lat. Jeżeli tak, to zarówno RPP może się powstrzymać przed podwyżkami stóp procentowych, jak i inwestorzy zagraniczni przed wyprzedażą polskich obligacji i akcji. Wtedy po dwóch, trzech latach wolniejszego wzrostu gospodarka powróci na ścieżkę szybkiego rozwoju. Scenariusz trzeci zakłada, że politycy zamiast zmniejszać deficyt, będą uciekali się do zabiegów księgowych w celu upiększenia rzeczywistości i uniknięcia trudnych decyzji. Takie praktyki doprowadzą do papierowego deficytu w wysokości 6 proc. PKB, podczas gdy w praktyce będzie on znacznie większy i doprowadzi do kryzysu gospodarczego i załamania się funkcji państwa. Bezrobocie przekroczy 25 proc. i Polska wypadnie z pierwszej grupy krajów przyjętych do Unii Europejskiej.
Wydaje się, że jeszcze nigdy los tak wielu Polaków na tak wiele lat nie zależał od decyzji tak niewielu polityków. I choć wydaje się, że koszty związane z trzecim scenariuszem są wystarczająco duże, by skłonić polityków SLD do podjęcia pewnych niepopularnych decyzji, jeszcze przez kilka miesięcy nie będziemy wiedzieli, według którego scenariusza realizować się będzie przyszłość Polaków. Oby tylko za kilka lat jakiś inny ekonomista w felietonie na podobny temat nie musiał napisać: "miałeś chamie złoty róg…".
Bajka o królewnie Śnieżce
Najprościej byłoby to wytłumaczyć tym, że na skutek twardej polityki pieniężnej polska gospodarka jest o wiele bardziej zrównoważona, niższy jest deficyt na rachunku bieżącym i niższa jest inflacja. A to powoduje, że zarówno inwestorzy krajowi, jak i zagraniczni są w stanie wytrzymać znacznie większe zamieszanie polityczne i budżetowe niż w sytuacji rosnącej inflacji i przekraczającego 8 proc. PKB deficytu na rachunku bieżącym.
To jednak nie jedyny powód - zagraniczni inwestorzy ignorują obecny szum budżetowy i polityczny, bo czekają na rząd SLD. Scenariusz jest następujący: sojusz zdobywa więcej niż 50 proc. miejsc w parlamencie, formułuje większościowy gabinet i sprawnie przeprowadza konieczne reformy - przynajmniej dwie trzecie tego, co zostało przedstawione w planie Bauca - reformuje rynek pracy, co pozwala na dalsze obniżki stóp procentowych. Gospodarka przyspiesza, bezrobocie, inflacja i deficyt handlowy spadają, a Polska w 2004 r. staje się członkiem Unii Europejskiej. Jak w bajce o królewnie Śnieżce, do której przychodzi piękny książę - w tym wypadku najprawdopodobniej Marek Belka - by obudzić ją z letargu.
Oczekiwania inwestorów są w istocie bardzo silnie rozbudzone. Jeżeli po wyborach rząd SLD (większościowy, mniejszościowy lub koalicyjny) nie przedstawi wiarygodnego planu oszczędnościowego, nastąpi odpływ kapitału i powstanie problem sfinansowania ciągle dużego deficytu na rachunku bieżącym. Przy malejących wpływach z prywatyzacji jedynym sposobem rozwiązania tego problemu będzie silna dewaluacja złotego, wzrost inflacji, stóp procentowych i bezrobocia.
SLD straszy i dementuje
Optymistyczne oczekiwania inwestorów są poddawane bardzo trudnej próbie. Liderzy SLD przez ostatnich kilka miesięcy proponowali wiele rozwiązań i posunięć, które - gdyby zostały wprowadzone w życie - odstraszyłyby zagranicznych inwestorów od Polski na wiele lat. Przypomnijmy niektóre: możliwość renegocjacji spłat zadłużenia zagranicznego, zmniejszenie składu osobowego Rady Polityki Pieniężnej, ograniczenie niezależności banku centralnego poprzez odebranie mu prawa do ustalania celu inflacyjnego, wstrzymanie niektórych projektów prywatyzacyjnych, a także zawieszenie reformy emerytalnej na kilka lat, czyli odebranie przyszłym emerytom należnych im świadczeń, a funduszom emerytalnym aktywów, którymi zarządzają. Rynki finansowe widocznie uznają jednak te wypowiedzi za przedwyborczą retorykę i uważają, że po wyborach populizm ustąpi miejsca szybkim, choć społecznie i politycznie niepopularnym reformom finansów publicznych i rynku pracy. Zresztą politycy SLD wyspecjalizowali się w dementowaniu swoich pomysłów już następnego dnia.
Europa Środkowa i Wschodnia ma szczęście do reformatorów na B. Rozpoczęty w 1990 r. plan Leszka Balcerowicza uzdrowił Polskę z hiperinflacji i wprowadził na kilkuletnią ścieżkę szybkiego wzrostu. Podobnie w 1995 r. drakońskie cięcia wydatków publicznych zaordynowane przez Lajosa Bokrosa uchroniły gospodarkę węgierską przed kryzysem finansowym i recesją. Po okresie zaciskania pasa Węgry stały się prymusem regionu i prężnie się rozwijają. Polska gospodarka stoi natomiast w obliczu poważnego kryzysu finansów publicznych w 2002 r., który może się przerodzić w kryzys gospodarczy. Typowany przez media na wicepremiera ds. gospodarczych Marek Belka - też na B - zapewne przedstawił SLD swoje warunki wzięcia odpowiedzialności za sprawy gospodarcze i finansowe. Jeżeli warunki te zostaną zaakceptowane, wówczas można sobie wyobrazić (na podstawie wypowiedzi prasowych), jak będzie wyglądał plan Belki. Po pierwsze, czeka nas znacząca podwyżka podatków. Zostanie dokonana harmonizacja stawek VAT, co oznacza podwyżki VAT w budownictwie, być może również na żywność, a nawet może także tzw. stawki bazowej. Zniesione zostaną ulgi w PIT (na przykład łączne rozliczanie się małżonków), przez co wzrośnie efektywna stawka podatkowa płacona od dochodów osobistych. Być może zostanie wprowadzony podatek od odsetek z lokat bankowych i podatek importowy. W sumie wzrost dochodów w wyniku zmian podatkowych może przekroczyć dwadzieścia miliardów złotych.
Nie "Blitzkrieg", lecz "długi marsz"
Aby "plan Belki" odniósł sukces, potrzebne są także, a raczej przede wszystkim, cięcia wydatków. O tych na razie nic nie słyszeliśmy, ale nie należy oczekiwać, by ktokolwiek - czy z SLD, czy z AWS - mówił głośno o cięciach wydatków socjalnych przed wyborami. Przyjdzie na to czas po wyborach i zapewne propozycje ministra Bauca - może poza zamrożeniem rent i emerytur - będą w pewnym stopniu realizowane. Wydaje się jednak, że przeprowadzenie wszystkich cięć w jednym roku przekroczyłoby próg wytrzymałości i społeczeństwa, i aktywu partyjnego. Należy zatem oczekiwać kilkuletniego planu uzdrowienia finansów publicznych, który w 2002 r. będzie opierał się przede wszystkim na wyższych podatkach i odejściu od automatycznej indeksacji wielu świadczeń socjalnych, co zacznie przynosić oszczędności w wydatkach budżetowych począwszy od 2003 r.
Taka propozycja może napotkać kilka przeszkód. Po pierwsze, podczas próby ograniczenia deficytu przede wszystkim przez wzrost dochodów dojdzie do nasilenia obciążeń podatkowych firm i osób fizycznych, co może utrudnić ożywienie koniunktury w przyszłym roku. Po drugie, taki plan może nie zyskać zaufania rynków finansowych, spodziewających się przede wszystkim znacznych cięć w wydatkach sztywnych budżetu. W takiej sytuacji mogą się pojawić problemy z pozyskaniem funduszy na sfinansowanie tak dużego deficytu. Po trzecie, Rada Polityki Pieniężnej może się obawiać, że wzrost podatków pośrednich i podatek importowy napędzą inflację, a wraz nią wzrosną oczekiwania inflacyjne. Podatek od odsetek bankowych spowoduje natomiast spadek stopy procentowej dla oszczędzających, a więc osłabnie skłonność do oszczędzania. W rezultacie RPP może podnieść stopy procentowe, co w połączeniu ze wzrostem fiskalizmu pogrzebie szansę na ożywienie koniunktury w przyszłym roku.
Trzy scenariusze
Nie można jednak wykluczyć, że polityka gospodarcza SLD będzie zupełnie inna. Możliwe są trzy podstawowe scenariusze. W pierwszym plan Belki koncentruje się na obniżeniu wydatków socjalnych, następuje zamrożenie płac i ograniczenie etatów w sferze budżetowej, odejście od indeksacji świadczeń socjalnych, cięcia w wydatkach budżetu przekraczają 20 mld zł, co umożliwia rezygnację z podatku importowego i podatku od oszczędności. To z kolei pozwoli RPP obniżyć stopy procentowe o kolejne 3 punkty procentowe w przyszłym roku. W rezultacie już w 2002 r. polska gospodarka wejdzie na ścieżkę szybkiego zrównoważonego wzrostu. Drugi scenariusz, opiera się na znacznej podwyżce podatków i niewielkich cięciach wydatków sztywnych w przyszłym roku. Scenariusz ten wydaje się najbardziej prawdopodobny na podstawie analizy wypowiedzi przedstawicieli SLD i Marka Belki. W tym wariancie powodzenie planu Belki będzie zależało od tego, czy przedstawi on wiarygodny program sanacji funduszy publicznych w ciągu na przykład trzech lat. Jeżeli tak, to zarówno RPP może się powstrzymać przed podwyżkami stóp procentowych, jak i inwestorzy zagraniczni przed wyprzedażą polskich obligacji i akcji. Wtedy po dwóch, trzech latach wolniejszego wzrostu gospodarka powróci na ścieżkę szybkiego rozwoju. Scenariusz trzeci zakłada, że politycy zamiast zmniejszać deficyt, będą uciekali się do zabiegów księgowych w celu upiększenia rzeczywistości i uniknięcia trudnych decyzji. Takie praktyki doprowadzą do papierowego deficytu w wysokości 6 proc. PKB, podczas gdy w praktyce będzie on znacznie większy i doprowadzi do kryzysu gospodarczego i załamania się funkcji państwa. Bezrobocie przekroczy 25 proc. i Polska wypadnie z pierwszej grupy krajów przyjętych do Unii Europejskiej.
Wydaje się, że jeszcze nigdy los tak wielu Polaków na tak wiele lat nie zależał od decyzji tak niewielu polityków. I choć wydaje się, że koszty związane z trzecim scenariuszem są wystarczająco duże, by skłonić polityków SLD do podjęcia pewnych niepopularnych decyzji, jeszcze przez kilka miesięcy nie będziemy wiedzieli, według którego scenariusza realizować się będzie przyszłość Polaków. Oby tylko za kilka lat jakiś inny ekonomista w felietonie na podobny temat nie musiał napisać: "miałeś chamie złoty róg…".
Więcej możesz przeczytać w 37/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.