Katarzyna Burzyńska-Sychowicz, „Wprost”: Pracujesz w show-biznesie od bardzo długiego czasu. Jak on się zmienił na przestrzeni lat i w jakim kierunku zmierza?
Adam Sztaba: Od lat obserwujemy skierowanie uwagi na show, obrazek, skandal, modę i odejście od rzetelności, fachowości i rzemiosła. W latach 70' i 80-tych, kiedy artysta chciał wydać płytę, przychodził do studia nagrań i był z miejsca zweryfikowany: stawał przed mikrofonem i musiał umieć grać lub śpiewać. Dzisiaj, słuchając piosenki w radiu, z płyty, czy ze streamingu, nie wiemy, czy śpiewa człowiek, czy głos wyedytowany i wyczyszczony przez komputer. Na koncertach jest niby egzamin, ale dziś są też technologiczne sposoby, żeby i tam obejść wokalne braki: niektórzy artyści wożą ze sobą urządzenia, które na żywo korygują intonację głosu i dopiero w zmodyfikowanej postaci płynie on do publiczności.
Nie chodzi mi tutaj o krytykę czy zwalczenie amatorów, współpracuję z ludźmi, którzy nie są muzycznie wykształceni i nie czytają nut i oni często mają znakomitą inwencję i odrębne spojrzenie. Chodzi o to, że dzisiejsza masowa publiczność tak niewiele wymaga od artystów.
W temacie tworzenia muzyki sytuacja jest podobna: dzisiaj komponować może każdy, kto ma komputer. Nieco dawniej, powiedzmy w romantyzmie czy klasycyzmie, kompozytorem zostawał tylko ten, kto potrafił napisać nuty dla orkiestry, ponieważ wtedy istniała tylko taka muzyka. Dziś naciskamy klawisz na klawiaturze muzycznej połączonej z komputerem, i skrzypce, altówki lub wiolonczele odzywają się brzmieniem tak naturalnym, że większość słuchaczy jest przekonana, że stoi za tym żywa orkiestra.
To są niewątpliwie cenne zdobycze technologiczne, z których sam korzystam, tyle że dziś powstaje mnóstwo utworów będących zlepkiem gotowych melodii czy rytmów pochodzących z zakupionych bibliotek brzmieniowych. Kompozytor staje się więc kimś, kto układa gotowe klocki, w dodatku nieswoje, a nie tym, który cokolwiek kreuje. Nie zmienia to faktu, że utalentowani artyści nadal się rodzą, tyle że funkcjonują na uboczu, gdyż przytępiona percepcja publiczności nie jest w stanie się na nich otworzyć.
A największe zagrożenie polega na tym, że ci naprawdę utalentowani, którzy chcą się rozwijać, poznawać mistrzów swego zawodu, wpadają w skrajne wątpliwości, gdyż, widząc ten muzyczny przesyt, będąc nierzadko nadwrażliwym, stwierdzają, że w muzyce nie mają już nic do dodania, ponieważ wszystko zostało już skomponowane.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.