"Park jurajski 3" to historia o charakterze awanturniczym z wplecionym wątkiem typowego kina familijnego
Tomasz Raczek: Panie Zygmuncie, mamy trzecią część opowieści o parku jurajskim i dinozaurach, które wymknęły się spod kontroli człowieka. Teraz zamieszkują opustoszałą wyspę. Trafiają tam nasi bohaterowie, czyli naukowiec (Sam Neill) i rozwiedzione małżeństwo poszukujące zaginionego syna.
Zygmunt Kałużyński: Powiem panu szczerze, panie Tomaszu, że jestem już zmęczony widokiem na ekranie potworów otwierających straszliwe szczęki, w których widnieje na oko od 150 do 300 zębów, a mimo to nigdy nie udaje im się pożreć osoby kreowanej na sympatyczną przez reżysera, który chciałby, abyśmy też wspierali ją emocjonalnie. Jeżeli już kogoś owe maszkary zjadają, to jest to ktoś niesympatyczny lub niepotrzebny. Chciałbym wreszcie, by ta kreatura z wyszczerzonymi zębami pożarła w całości, od początku do końca, dajmy na to Schwarzeneggera.
TR: Dlaczego traktuje pan dinozaury jak potwory? Myśli pan o nich jak o jakiejś Godzilli, która ma nas przerażać. Pamiętam z pierwszego filmu "Park jurajski", że w przywróconym do istnienia prehistorycznym świecie były różne dinozaury: wielkie i małe, drapieżne i łagodne, krwiożercze i skubiące listki niczym żyrafy. Ów szalony naukowiec, który odtworzył tamten świat, chciał zobaczyć całą jego różnorodność i wielobarwność. Byłem tym wtedy zachwycony tak, jak bohaterowie zwiedzający park tuż przed jego uroczystym otwarciem. Patrzyłem jak urzeczony, jak się poruszają, jedzą, a nawet... jak się załatwiają, co dokładnie badała grająca naukowca-biologa Laura Dern.
ZK: Tak, ta kupa miała trzy metry wysokości. Największe gówno w historii kina!
TR: Zamierzeniem Spielberga było przeprowadzenie nas od niemal dziecięcego zachwytu aż do lęku przed potężnym, nieznanym światem prehistorycznych dinozaurów. To, co na początku wydawało się pod kontrolą, szybko stawało się śmiertelnym zagrożeniem.
ZK: Rzeczywiście, ten pierwszy film o dinozaurach mieścił się w programie Spielberga. Założenie reżysera polegało na tym, by to, co jest baśnią dla młodzieży, dostosować dla dorosłych, a to, co jest dla starszych, przybliżyć młodym. Dlatego na przykład w jego filmie "Hook" chłopczyk walczący z różnymi dziwacznymi postaciami w zaczarowanym świecie został zamieniony w dojrzałego adwokata wyruszającego na ratunek swojemu dziecku. Spielberg zrobił też film o małym Sherlocku Holmesie. Dr Watson, przyjaciel Sherlocka, był jego rówieśnikiem w szkole. Klasyczny temat kryminalny postarał się więc reżyser dostosować dla dzieci.
TR: Miał jeszcze zacięcie edukacyjne.
ZK: Właśnie, ale tu jest problem. Rozmawiałem z zainteresowanymi...
TR: Czyli z dinozaurami?
ZK: Owszem, z dinozaurami naszej nauki. Znajomy biolog powiedział mi, że te potwory pokazane we wszystkich trzech filmach są w gruncie rzeczy banalne i mało ciekawe, a najbardziej interesujące stworzenia tam nie występują. Na przykład ichtiozaury, czyli morskie gady kopalne. Te potwory ważyły 40 ton, miały 35 metrów długości i dwa mózgi: jeden w głowie, a drugi w kręgosłupie. Jakby dwa stworzenia w jednym. Do tego stopnia, że można było zamordować jedną połowę, a druga nie wiadomo, czyby o tym wiedziała. Teoria wyginięcia gadów kopalnych jest również dla nas, jako dla gatunku ludzkiego, bardzo ciekawa i brzmi ostrzegawczo: wyginęły one kompletnie, ale wcześniej funkcjonowały przez 180 mln lat, czyli nieprawdopodobnie dłużej niż nasz gatunek; nie wiadomo, czy my tyle wytrzymamy.
TR: Tego typu myślenie w trzeciej części "Parku jurajskiego" prawie w ogóle nie występuje. Tutaj mamy naukowca podstępem zwabionego w świat dinozaurów, których on się po prostu boi. Przyznam szczerze, że byłem tym zawiedziony: jak to możliwe, by prawdziwy badacz bardziej się bał obiektów swoich badań, niż był ich ciekawy? W moim odczuciu naukowiec zawsze powinien być gotów zaryzykować, by poznać prawdę. W rezultacie oglądamy historię o charakterze awanturniczym z włączonym w nią wątkiem typowego kina familijnego. Nagle ważniejsze od dinozaurów okazuje się to, żeby rozwiedzeni małżonkowie w trakcie poszukiwań zaginionego dziecka pokochali się na nowo i wrócili do siebie. Dinozaury są tutaj tylko dekoracją, ich miejsce w każdej chwili mogłyby zająć jakiekolwiek inne potwory. Naprawdę nie idzie tu o gady kopalne. Kiedy więc mówi pan o naukowcach, prawdzie i ichtiozaurach, to mi się po prostu chce śmiać. To nie ma nic wspólnego z "Parkiem jurajskim 3"!
ZK: Przecież ten trzeci odcinek ma w gruncie rzeczy tak samo naiwną akcję jak pierwszy. Mnie na przykład zadziwiło w tym pierwszym, że organizator parku był kulawy: potrafił zrobić sztuczny park dinozaurów, a nie umie naprawić sobie nogi! Jest to typowy chwyt horroru, w którym zazwyczaj wielki intrygator musi mieć coś dziwnego, na przykład zamiast ręki kikut w czarnej rękawiczce albo skazę na twarzy, bliznę od czoła aż do szczęki. A ten tutaj bez przer-wy się chybotał na nogach, co dziś może już przecież naprawić ortopeda. Być może chodziło jednak o to, by przy tej całej perfekcyjnej elektronice pojawiła się tęsknota za czymś ułomnym, ludzkim, co da odetchnąć od doskonałości?
TR: W trzecim "Parku" mamy za to żart z telefonów komórkowych: w trakcie pożerania swoich ofiar jeden z dinozaurów połknął satelitarny telefon komórkowy, który działa nawet na tym bezludziu. Nowoczesne aparaty telefoniczne są niesłychanie odporne na wstrząsy, zamoczenie i wszelkie inne komplikacje. Efekt jest taki, iż co jakiś czas komórka dzwoni mu w żołądku, a potem w kiszkach, dzięki czemu nasi bohaterowie mogą się zorientować, że dinozaur czai się w pobliżu. Na koniec wreszcie potwór się wypróżnia i ów odnaleziony w stercie łajna telefon ratuje pozostałych przy życiu bohaterów.
ZK: Ten fragment pokazuje widzom, że jeśli przydarzy nam się nawet zupełnie już gnojowa sytuacja, elektronika może nas uratować. Nie powinniśmy się więc na nią obrażać.
Zygmunt Kałużyński: Powiem panu szczerze, panie Tomaszu, że jestem już zmęczony widokiem na ekranie potworów otwierających straszliwe szczęki, w których widnieje na oko od 150 do 300 zębów, a mimo to nigdy nie udaje im się pożreć osoby kreowanej na sympatyczną przez reżysera, który chciałby, abyśmy też wspierali ją emocjonalnie. Jeżeli już kogoś owe maszkary zjadają, to jest to ktoś niesympatyczny lub niepotrzebny. Chciałbym wreszcie, by ta kreatura z wyszczerzonymi zębami pożarła w całości, od początku do końca, dajmy na to Schwarzeneggera.
TR: Dlaczego traktuje pan dinozaury jak potwory? Myśli pan o nich jak o jakiejś Godzilli, która ma nas przerażać. Pamiętam z pierwszego filmu "Park jurajski", że w przywróconym do istnienia prehistorycznym świecie były różne dinozaury: wielkie i małe, drapieżne i łagodne, krwiożercze i skubiące listki niczym żyrafy. Ów szalony naukowiec, który odtworzył tamten świat, chciał zobaczyć całą jego różnorodność i wielobarwność. Byłem tym wtedy zachwycony tak, jak bohaterowie zwiedzający park tuż przed jego uroczystym otwarciem. Patrzyłem jak urzeczony, jak się poruszają, jedzą, a nawet... jak się załatwiają, co dokładnie badała grająca naukowca-biologa Laura Dern.
ZK: Tak, ta kupa miała trzy metry wysokości. Największe gówno w historii kina!
TR: Zamierzeniem Spielberga było przeprowadzenie nas od niemal dziecięcego zachwytu aż do lęku przed potężnym, nieznanym światem prehistorycznych dinozaurów. To, co na początku wydawało się pod kontrolą, szybko stawało się śmiertelnym zagrożeniem.
ZK: Rzeczywiście, ten pierwszy film o dinozaurach mieścił się w programie Spielberga. Założenie reżysera polegało na tym, by to, co jest baśnią dla młodzieży, dostosować dla dorosłych, a to, co jest dla starszych, przybliżyć młodym. Dlatego na przykład w jego filmie "Hook" chłopczyk walczący z różnymi dziwacznymi postaciami w zaczarowanym świecie został zamieniony w dojrzałego adwokata wyruszającego na ratunek swojemu dziecku. Spielberg zrobił też film o małym Sherlocku Holmesie. Dr Watson, przyjaciel Sherlocka, był jego rówieśnikiem w szkole. Klasyczny temat kryminalny postarał się więc reżyser dostosować dla dzieci.
TR: Miał jeszcze zacięcie edukacyjne.
ZK: Właśnie, ale tu jest problem. Rozmawiałem z zainteresowanymi...
TR: Czyli z dinozaurami?
ZK: Owszem, z dinozaurami naszej nauki. Znajomy biolog powiedział mi, że te potwory pokazane we wszystkich trzech filmach są w gruncie rzeczy banalne i mało ciekawe, a najbardziej interesujące stworzenia tam nie występują. Na przykład ichtiozaury, czyli morskie gady kopalne. Te potwory ważyły 40 ton, miały 35 metrów długości i dwa mózgi: jeden w głowie, a drugi w kręgosłupie. Jakby dwa stworzenia w jednym. Do tego stopnia, że można było zamordować jedną połowę, a druga nie wiadomo, czyby o tym wiedziała. Teoria wyginięcia gadów kopalnych jest również dla nas, jako dla gatunku ludzkiego, bardzo ciekawa i brzmi ostrzegawczo: wyginęły one kompletnie, ale wcześniej funkcjonowały przez 180 mln lat, czyli nieprawdopodobnie dłużej niż nasz gatunek; nie wiadomo, czy my tyle wytrzymamy.
TR: Tego typu myślenie w trzeciej części "Parku jurajskiego" prawie w ogóle nie występuje. Tutaj mamy naukowca podstępem zwabionego w świat dinozaurów, których on się po prostu boi. Przyznam szczerze, że byłem tym zawiedziony: jak to możliwe, by prawdziwy badacz bardziej się bał obiektów swoich badań, niż był ich ciekawy? W moim odczuciu naukowiec zawsze powinien być gotów zaryzykować, by poznać prawdę. W rezultacie oglądamy historię o charakterze awanturniczym z włączonym w nią wątkiem typowego kina familijnego. Nagle ważniejsze od dinozaurów okazuje się to, żeby rozwiedzeni małżonkowie w trakcie poszukiwań zaginionego dziecka pokochali się na nowo i wrócili do siebie. Dinozaury są tutaj tylko dekoracją, ich miejsce w każdej chwili mogłyby zająć jakiekolwiek inne potwory. Naprawdę nie idzie tu o gady kopalne. Kiedy więc mówi pan o naukowcach, prawdzie i ichtiozaurach, to mi się po prostu chce śmiać. To nie ma nic wspólnego z "Parkiem jurajskim 3"!
ZK: Przecież ten trzeci odcinek ma w gruncie rzeczy tak samo naiwną akcję jak pierwszy. Mnie na przykład zadziwiło w tym pierwszym, że organizator parku był kulawy: potrafił zrobić sztuczny park dinozaurów, a nie umie naprawić sobie nogi! Jest to typowy chwyt horroru, w którym zazwyczaj wielki intrygator musi mieć coś dziwnego, na przykład zamiast ręki kikut w czarnej rękawiczce albo skazę na twarzy, bliznę od czoła aż do szczęki. A ten tutaj bez przer-wy się chybotał na nogach, co dziś może już przecież naprawić ortopeda. Być może chodziło jednak o to, by przy tej całej perfekcyjnej elektronice pojawiła się tęsknota za czymś ułomnym, ludzkim, co da odetchnąć od doskonałości?
TR: W trzecim "Parku" mamy za to żart z telefonów komórkowych: w trakcie pożerania swoich ofiar jeden z dinozaurów połknął satelitarny telefon komórkowy, który działa nawet na tym bezludziu. Nowoczesne aparaty telefoniczne są niesłychanie odporne na wstrząsy, zamoczenie i wszelkie inne komplikacje. Efekt jest taki, iż co jakiś czas komórka dzwoni mu w żołądku, a potem w kiszkach, dzięki czemu nasi bohaterowie mogą się zorientować, że dinozaur czai się w pobliżu. Na koniec wreszcie potwór się wypróżnia i ów odnaleziony w stercie łajna telefon ratuje pozostałych przy życiu bohaterów.
ZK: Ten fragment pokazuje widzom, że jeśli przydarzy nam się nawet zupełnie już gnojowa sytuacja, elektronika może nas uratować. Nie powinniśmy się więc na nią obrażać.
Więcej możesz przeczytać w 37/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.