Pewien znajomy wiele lat temu odszedł od żony i zamieszkał z inną kobietą
Komu w naszym kraju potrzebny jest obowiązek meldunkowy
Zameldowany był jednak ciągle w mieszkaniu żony, która nie chciała dać mu rozwodu. Nie mógł się powtórnie ożenić i zameldować u nowej wybranki, gdyż spółdzielnia, czyli właściciel mieszkania, nie zgadzała się na jego zameldowanie. Żył tak przez wiele lat i specjalnie mu to nie przeszkadzało, z wyjątkiem trudności z odbieraniem listów poleconych na poczcie. Prowadził też działalność gospodarczą zarejestrowaną na jednego z członków rodziny. Z formalnego punktu widzenia był więc bezrobotny, choć pracował i to ciężko. Wszystko było dobrze aż do momentu, gdy postanowił, żeby zapis w dokumentach był zgodny ze stanem faktycznym. Ten przypływ legalizmu miał go jednak drogo kosztować.
Przezorny zawsze zameldowany
Gdy uzyskał rozwód, musiał się wymeldować od byłej żony, ponieważ sąd przyznał jej mieszkanie. Zamieszkał więc w domu rodzinnym. Zanim jednak zdążył się zameldować, zmarł jego ojciec i okazało się, że może zalegalizować swój pobyt dopiero po przeprowadzeniu postępowania spadkowego. Trwało ono rok. Znajomy został papierowym bezdomnym, czyli człowiekiem bez zameldowania. Szybko okazało się, że jako bezdomny nie może przerejestrować działalności gospodarczej na siebie i nie może się nigdzie zatrudnić (nawet we własnej firmie). Poszedł więc razem z matką do urzędu i zameldował się we własnym domu na pobyt czasowy, czyli na dwa miesiące. Tę operację powtarzał jeszcze trzy razy. W tym czasie dowiedział się, że jako osoba bez zameldowania nie może kupić telefonu komórkowego.
Kiedy nasz bohater kupił samochód i postanowił go zarejestrować, życzliwa pani naczelnik wydziału komunikacji zgodziła się to zrobić na podstawie aktualnego adresu, ale tylko na okres tymczasowego zameldowania. Manewr ten zamierzał powtarzać kilka razy. Gdy jednak poszedł zameldować się na pobyt czasowy po raz kolejny, urzędniczka powiedziała: "Pan był meldowany już trzy razy i więcej nie wolno". Po kłótni dowiedział się, że zgodzą się go zameldować, jeśli od daty obowiązywania ostatniego wpisu miną dwa tygodnie. To komplikowało jednak sprawy zawodowe, gdyż uniemożliwiało używanie samochodu (ciężarówki), która była narzędziem pracy. W końcu znajomy uzyskał obietnicę, że zostanie zameldowany po dwóch dniach przerwy. Kiedy po upływie dwóch dni wrócił do urzędu, trafił na inną urzędniczkę. Oświadczyła ona, że meldować się na pobyt czasowy można tylko raz w roku. Gdy udowodnił, że nie ma takiego przepisu, uzyskał zameldowanie na następne dwa miesiące.
Czy bezdomny jest Polakiem?
Przy okazji wyszło na jaw, że osoba nie zameldowana nie może się ubiegać o paszport, choć może sobie wyrobić dowód osobisty. Paszport jest jednak dokumentem stwierdzającym obywatelstwo jego posiadacza, co rodzi pytanie, czy bezdomny jest Polakiem. W konstytucji nie ma nawet wzmianki, że obywatelami RP są tylko osoby gdzieś zameldowane. Konstytucja nie uzależnia też nabycia praw człowieka i obywatela od zameldowania. Co więcej, obowiązek meldunkowy nie jest zgodny z prawem międzynarodowym i podpisanymi przez Polskę konwencjami. Powszechna Deklaracja Praw Człowieka oraz podpisana przez Polskę Europejska Konwencja Praw Człowieka mówią, że każdy ma prawo do swobodnego wyboru miejsca zamieszkania i nie może być z tego powodu represjonowany. Mówią też, że każdy człowiek ma prawo opuścić swój kraj i do niego powrócić. Każdy ma również prawo do swobodnego wyboru miejsca pracy. W konwencjach tych nie jest napisane, że prawa te dotyczą tylko osób zameldowanych.
Co gorsza, w Polsce obowiązuje kara za zmianę miejsca zamieszkania bez zgody państwa, czyli bez meldunku. Za zameldowanie niezgodne z miejscem zamieszkania lub jego brak można zostać ukaranym przez kolegium do spraw wykroczeń. Jest to jaskrawo sprzeczne z Europejską Konwencją Praw Człowieka i jest to oczywiście rozwiązanie niekonstytucyjne. A konstytucja przewiduje możliwość ograniczenia praw obywatelskich tylko w sytuacjach szczególnych, na przykład podczas wojny lub klęski żywiołowej. Wobec poszczególnych osób jest to możliwe tylko po wydaniu prawomocnego wyroku sądowego.
Propiska i paszport wewnętrzny
Skąd się wzięły regulacje dotyczące zameldowania? W wolnych krajach, na przykład w Europie Zachodniej i USA, nie ma i nigdy nie było ani obowiązku meldunkowego, ani dowodów osobistych. W Polsce do 1939 r. też nie było takich rozwiązań i dopiero niemieccy okupanci wprowadzili tzw. kenkarty. Gdy komuniści objęli władzę w Rosji i zaczęli przesiedlać całe narody i grupy ludności, musieli się zabezpieczyć, by przesiedleni nie wracali. Wtedy Lenin wymyślił propiskę, czyli obowiązek meldunkowy, i paszport wewnętrzny, czyli odpowiednik naszego dowodu osobistego. Obydwa rozwiązania służyły jako narzędzie represji i wraz z ekspansją ZSRR wprowadzono je w krajach wasalnych. Miały zresztą różne lokalne mutacje, na przykład funkcjonującą w PRL "wkładkę paszportową", czyli pseudopaszport pozwalający się poruszać w ramach "obozu (socjalistycznego)".
Z czasem wymyślone przez Lenina rozwiązania obrastały kolejnymi mutacjami. Do dowodów osobistych zaczęto wpisywać zawód (od pewnego czasu już się tego nie robi), by urzędnik, milicjant bądź pracownik bezpieki mogli odróżnić biedaka od kułaka i robotnika od burżuja czy inteligenta. Wpisywano też miejsce pracy, gdyż w rzeczywistości realnego socjalizmu bezrobotny był pasożytem. Rozwiązania te dotrwały do końca socjalizmu w Europie, a w paru krajach nawet socjalizm przeżyły. Co ciekawe, nie przeżyły go w Rosji, choć w zasadzie teoretycznie. W 1991 r. decyzją (sowieckiego jeszcze) Komitetu Kontroli Konstytucyjności Prawa propiski zniesiono, a komitet zarządził, że od 1 stycznia 1992 r. likwiduje się prawne ograniczenia swobody poruszania się. W 1993 r. wydano ustawę o prawie obywateli Federacji Rosyjskiej do swobodnego poruszania się i wyboru miejsca przebywania i zamieszkania w granicach federacji. Zarówno ta ustawa, jak i nowa konstytucja znosiły obowiązek meldunkowy.
Zachowując obowiązek meldunkowy, Polska okazała się gorliwsza od Rosji, gdzie system ten wymyślono. Rosja nie do końca jest jednak państwem prawa. Nie dziwi więc, że różne lokalne władze, w tym mer Moskwy Jurij Łużkow, zaczęły bezprawnie przywracać obowiązek meldunkowy. Ostatnio stał się on narzędziem represji wobec ludności pochodzenia kaukaskiego. W raportach Amnesty International dotyczących Rosji jednym z głównych zarzutów stawianych władzom było stosowanie obowiązku meldunkowego i używanie go właśnie jako instrumentu represji.
Wolny człowiek w wolnym kraju
Nadwiślański homo sovieticus nie wyobraża sobie, że można żyć bez obowiązku meldunkowego i urzędów meldunkowych (nie mylić z ewidencją ludności i biurami adresowymi). Tymczasem wolny człowiek w wolnym kraju mieszka tam, gdzie chce i państwu nic do tego. Istnieją jednak sytuacje, gdy miejsce zamieszkania musi zostać udokumentowane. Dotyczy to spraw sądowych, tworzenia list wyborczych, wniosków o kredyt bankowy itp. W Polsce pokazuje się wtedy adnotacje w dowodzie osobistym. W USA, gdzie nie ma ani meldunków, ani dowodów osobistych, wystarczy pokazać akt własności mieszkania albo umowę najmu. W wielu wypadkach wystarczy nawet oświadczenie zainteresowanego, gdyż wolne państwo nie zakłada z góry, że jego obywatel kłamie. Co więcej, choć w USA wiele osób nie ma stałego miejsca zamieszkania, nie ogranicza to ich praw obywatelskich. Popularne jest na przykład mieszkanie w wielkich przyczepach samochodowych, którymi w każdej chwili można pojechać gdzie indziej.
Dowodem tożsamości jest w wolnych krajach dokument ze zdjęciem (prawo jazdy, legitymacja ubezpieczeniowa itp.). Uproszczone dowody osobiste, które wkrótce mają być wprowadzone w Polsce (będzie w nich tylko imię, nazwisko i numer pesel) są wprawdzie nieszkodliwe, ale całkowicie zbędne. Po co bowiem dublować jeden paszport innym - wewnętrznym? Jeśli ktoś będzie oszukiwał urząd skarbowy albo się ukrywał, stanie się po prostu przestępcą i będzie go szukać policja. Prędzej czy później go znajdzie. Przecież zameldowanie nie stanowi żadnej przeszkody w ukrywaniu się. Zbigniew Bujak ukrywał się na przykład przez pięć lat. Ci, którzy sądzą, że można nie płacić podatków, zmieniając miejsce zamieszkania, są naiwni. Teoretycznie można pracować wyłącznie na czarno i nie składać deklaracji podatkowej, ale ktoś taki sam skazuje siebie na wiele niedogodności. Nie będzie ubezpieczony, nie będzie miał emerytury, mniej zarobi. Przeciętnemu obywatelowi to się nie opłaca, a pracując legalnie lub prowadząc biznes, nie da się ominąć urzędu skarbowego.
Obywatel upaństwowiony
W wolnym kraju obowiązek meldunkowy nie jest do niczego potrzebny. Potwierdzenie miejsca pobytu, gdy jest to potrzebne, można załatwić za pomocą innych dokumentów. Co więcej, w sensie prawnym fakt zameldowania na pobyt stały nie powoduje obecnie żadnych skutków. Zameldowanie nie stanowi o własności lokalu, nie można już dzięki niemu uniknąć wypowiedzenia najmu lub eksmisji, tak jak to było w PRL. Samo zameldowanie nie daje żadnych praw do lokalu, jeśli nie jest się jego właścicielem. Obowiązek meldunkowy może być natomiast - i jest - uciążliwy dla wielu ludzi, na przykład dla pracujących czasowo poza miejscem zamieszkania, dla bezdomnych, imigrantów. Obowiązek ten nie tylko nie chroni obywatela, ale uderza w ludzi znajdujących się w trudnych sytuacjach, dodatkowo komplikując im życie. Jest na przykład poważnym utrudnieniem dla starających się wyjść z bezdomności i dla szukających w Polsce azylu.
Obowiązek meldunkowy nie ma też żadnej wartości dla służb państwowych: jest bazą nieprawdziwych danych, gdyż wielu Polaków mieszka poza miejscem zameldowania. Naiwne jest przekonanie, że dzięki wpisowi o zameldowaniu można kogoś odszukać. W demokratycznych krajach służy do tego biuro adresowe, a nie meldunkowe. Poza tym poszukiwany przestępca z pewnością nie będzie czekał na policję tam, gdzie jest zameldowany. Po co więc w Polsce utrudnia się ludziom życie? Po co wydajemy pieniądze podatników na tysiące bezproduktywnych etatów, komputery, biura? Kiedy zmieni się odziedziczony po komunizmie stosunek państwa do obywatela?
Zameldowany był jednak ciągle w mieszkaniu żony, która nie chciała dać mu rozwodu. Nie mógł się powtórnie ożenić i zameldować u nowej wybranki, gdyż spółdzielnia, czyli właściciel mieszkania, nie zgadzała się na jego zameldowanie. Żył tak przez wiele lat i specjalnie mu to nie przeszkadzało, z wyjątkiem trudności z odbieraniem listów poleconych na poczcie. Prowadził też działalność gospodarczą zarejestrowaną na jednego z członków rodziny. Z formalnego punktu widzenia był więc bezrobotny, choć pracował i to ciężko. Wszystko było dobrze aż do momentu, gdy postanowił, żeby zapis w dokumentach był zgodny ze stanem faktycznym. Ten przypływ legalizmu miał go jednak drogo kosztować.
Przezorny zawsze zameldowany
Gdy uzyskał rozwód, musiał się wymeldować od byłej żony, ponieważ sąd przyznał jej mieszkanie. Zamieszkał więc w domu rodzinnym. Zanim jednak zdążył się zameldować, zmarł jego ojciec i okazało się, że może zalegalizować swój pobyt dopiero po przeprowadzeniu postępowania spadkowego. Trwało ono rok. Znajomy został papierowym bezdomnym, czyli człowiekiem bez zameldowania. Szybko okazało się, że jako bezdomny nie może przerejestrować działalności gospodarczej na siebie i nie może się nigdzie zatrudnić (nawet we własnej firmie). Poszedł więc razem z matką do urzędu i zameldował się we własnym domu na pobyt czasowy, czyli na dwa miesiące. Tę operację powtarzał jeszcze trzy razy. W tym czasie dowiedział się, że jako osoba bez zameldowania nie może kupić telefonu komórkowego.
Kiedy nasz bohater kupił samochód i postanowił go zarejestrować, życzliwa pani naczelnik wydziału komunikacji zgodziła się to zrobić na podstawie aktualnego adresu, ale tylko na okres tymczasowego zameldowania. Manewr ten zamierzał powtarzać kilka razy. Gdy jednak poszedł zameldować się na pobyt czasowy po raz kolejny, urzędniczka powiedziała: "Pan był meldowany już trzy razy i więcej nie wolno". Po kłótni dowiedział się, że zgodzą się go zameldować, jeśli od daty obowiązywania ostatniego wpisu miną dwa tygodnie. To komplikowało jednak sprawy zawodowe, gdyż uniemożliwiało używanie samochodu (ciężarówki), która była narzędziem pracy. W końcu znajomy uzyskał obietnicę, że zostanie zameldowany po dwóch dniach przerwy. Kiedy po upływie dwóch dni wrócił do urzędu, trafił na inną urzędniczkę. Oświadczyła ona, że meldować się na pobyt czasowy można tylko raz w roku. Gdy udowodnił, że nie ma takiego przepisu, uzyskał zameldowanie na następne dwa miesiące.
Czy bezdomny jest Polakiem?
Przy okazji wyszło na jaw, że osoba nie zameldowana nie może się ubiegać o paszport, choć może sobie wyrobić dowód osobisty. Paszport jest jednak dokumentem stwierdzającym obywatelstwo jego posiadacza, co rodzi pytanie, czy bezdomny jest Polakiem. W konstytucji nie ma nawet wzmianki, że obywatelami RP są tylko osoby gdzieś zameldowane. Konstytucja nie uzależnia też nabycia praw człowieka i obywatela od zameldowania. Co więcej, obowiązek meldunkowy nie jest zgodny z prawem międzynarodowym i podpisanymi przez Polskę konwencjami. Powszechna Deklaracja Praw Człowieka oraz podpisana przez Polskę Europejska Konwencja Praw Człowieka mówią, że każdy ma prawo do swobodnego wyboru miejsca zamieszkania i nie może być z tego powodu represjonowany. Mówią też, że każdy człowiek ma prawo opuścić swój kraj i do niego powrócić. Każdy ma również prawo do swobodnego wyboru miejsca pracy. W konwencjach tych nie jest napisane, że prawa te dotyczą tylko osób zameldowanych.
Co gorsza, w Polsce obowiązuje kara za zmianę miejsca zamieszkania bez zgody państwa, czyli bez meldunku. Za zameldowanie niezgodne z miejscem zamieszkania lub jego brak można zostać ukaranym przez kolegium do spraw wykroczeń. Jest to jaskrawo sprzeczne z Europejską Konwencją Praw Człowieka i jest to oczywiście rozwiązanie niekonstytucyjne. A konstytucja przewiduje możliwość ograniczenia praw obywatelskich tylko w sytuacjach szczególnych, na przykład podczas wojny lub klęski żywiołowej. Wobec poszczególnych osób jest to możliwe tylko po wydaniu prawomocnego wyroku sądowego.
Propiska i paszport wewnętrzny
Skąd się wzięły regulacje dotyczące zameldowania? W wolnych krajach, na przykład w Europie Zachodniej i USA, nie ma i nigdy nie było ani obowiązku meldunkowego, ani dowodów osobistych. W Polsce do 1939 r. też nie było takich rozwiązań i dopiero niemieccy okupanci wprowadzili tzw. kenkarty. Gdy komuniści objęli władzę w Rosji i zaczęli przesiedlać całe narody i grupy ludności, musieli się zabezpieczyć, by przesiedleni nie wracali. Wtedy Lenin wymyślił propiskę, czyli obowiązek meldunkowy, i paszport wewnętrzny, czyli odpowiednik naszego dowodu osobistego. Obydwa rozwiązania służyły jako narzędzie represji i wraz z ekspansją ZSRR wprowadzono je w krajach wasalnych. Miały zresztą różne lokalne mutacje, na przykład funkcjonującą w PRL "wkładkę paszportową", czyli pseudopaszport pozwalający się poruszać w ramach "obozu (socjalistycznego)".
Z czasem wymyślone przez Lenina rozwiązania obrastały kolejnymi mutacjami. Do dowodów osobistych zaczęto wpisywać zawód (od pewnego czasu już się tego nie robi), by urzędnik, milicjant bądź pracownik bezpieki mogli odróżnić biedaka od kułaka i robotnika od burżuja czy inteligenta. Wpisywano też miejsce pracy, gdyż w rzeczywistości realnego socjalizmu bezrobotny był pasożytem. Rozwiązania te dotrwały do końca socjalizmu w Europie, a w paru krajach nawet socjalizm przeżyły. Co ciekawe, nie przeżyły go w Rosji, choć w zasadzie teoretycznie. W 1991 r. decyzją (sowieckiego jeszcze) Komitetu Kontroli Konstytucyjności Prawa propiski zniesiono, a komitet zarządził, że od 1 stycznia 1992 r. likwiduje się prawne ograniczenia swobody poruszania się. W 1993 r. wydano ustawę o prawie obywateli Federacji Rosyjskiej do swobodnego poruszania się i wyboru miejsca przebywania i zamieszkania w granicach federacji. Zarówno ta ustawa, jak i nowa konstytucja znosiły obowiązek meldunkowy.
Zachowując obowiązek meldunkowy, Polska okazała się gorliwsza od Rosji, gdzie system ten wymyślono. Rosja nie do końca jest jednak państwem prawa. Nie dziwi więc, że różne lokalne władze, w tym mer Moskwy Jurij Łużkow, zaczęły bezprawnie przywracać obowiązek meldunkowy. Ostatnio stał się on narzędziem represji wobec ludności pochodzenia kaukaskiego. W raportach Amnesty International dotyczących Rosji jednym z głównych zarzutów stawianych władzom było stosowanie obowiązku meldunkowego i używanie go właśnie jako instrumentu represji.
Wolny człowiek w wolnym kraju
Nadwiślański homo sovieticus nie wyobraża sobie, że można żyć bez obowiązku meldunkowego i urzędów meldunkowych (nie mylić z ewidencją ludności i biurami adresowymi). Tymczasem wolny człowiek w wolnym kraju mieszka tam, gdzie chce i państwu nic do tego. Istnieją jednak sytuacje, gdy miejsce zamieszkania musi zostać udokumentowane. Dotyczy to spraw sądowych, tworzenia list wyborczych, wniosków o kredyt bankowy itp. W Polsce pokazuje się wtedy adnotacje w dowodzie osobistym. W USA, gdzie nie ma ani meldunków, ani dowodów osobistych, wystarczy pokazać akt własności mieszkania albo umowę najmu. W wielu wypadkach wystarczy nawet oświadczenie zainteresowanego, gdyż wolne państwo nie zakłada z góry, że jego obywatel kłamie. Co więcej, choć w USA wiele osób nie ma stałego miejsca zamieszkania, nie ogranicza to ich praw obywatelskich. Popularne jest na przykład mieszkanie w wielkich przyczepach samochodowych, którymi w każdej chwili można pojechać gdzie indziej.
Dowodem tożsamości jest w wolnych krajach dokument ze zdjęciem (prawo jazdy, legitymacja ubezpieczeniowa itp.). Uproszczone dowody osobiste, które wkrótce mają być wprowadzone w Polsce (będzie w nich tylko imię, nazwisko i numer pesel) są wprawdzie nieszkodliwe, ale całkowicie zbędne. Po co bowiem dublować jeden paszport innym - wewnętrznym? Jeśli ktoś będzie oszukiwał urząd skarbowy albo się ukrywał, stanie się po prostu przestępcą i będzie go szukać policja. Prędzej czy później go znajdzie. Przecież zameldowanie nie stanowi żadnej przeszkody w ukrywaniu się. Zbigniew Bujak ukrywał się na przykład przez pięć lat. Ci, którzy sądzą, że można nie płacić podatków, zmieniając miejsce zamieszkania, są naiwni. Teoretycznie można pracować wyłącznie na czarno i nie składać deklaracji podatkowej, ale ktoś taki sam skazuje siebie na wiele niedogodności. Nie będzie ubezpieczony, nie będzie miał emerytury, mniej zarobi. Przeciętnemu obywatelowi to się nie opłaca, a pracując legalnie lub prowadząc biznes, nie da się ominąć urzędu skarbowego.
Obywatel upaństwowiony
W wolnym kraju obowiązek meldunkowy nie jest do niczego potrzebny. Potwierdzenie miejsca pobytu, gdy jest to potrzebne, można załatwić za pomocą innych dokumentów. Co więcej, w sensie prawnym fakt zameldowania na pobyt stały nie powoduje obecnie żadnych skutków. Zameldowanie nie stanowi o własności lokalu, nie można już dzięki niemu uniknąć wypowiedzenia najmu lub eksmisji, tak jak to było w PRL. Samo zameldowanie nie daje żadnych praw do lokalu, jeśli nie jest się jego właścicielem. Obowiązek meldunkowy może być natomiast - i jest - uciążliwy dla wielu ludzi, na przykład dla pracujących czasowo poza miejscem zamieszkania, dla bezdomnych, imigrantów. Obowiązek ten nie tylko nie chroni obywatela, ale uderza w ludzi znajdujących się w trudnych sytuacjach, dodatkowo komplikując im życie. Jest na przykład poważnym utrudnieniem dla starających się wyjść z bezdomności i dla szukających w Polsce azylu.
Obowiązek meldunkowy nie ma też żadnej wartości dla służb państwowych: jest bazą nieprawdziwych danych, gdyż wielu Polaków mieszka poza miejscem zameldowania. Naiwne jest przekonanie, że dzięki wpisowi o zameldowaniu można kogoś odszukać. W demokratycznych krajach służy do tego biuro adresowe, a nie meldunkowe. Poza tym poszukiwany przestępca z pewnością nie będzie czekał na policję tam, gdzie jest zameldowany. Po co więc w Polsce utrudnia się ludziom życie? Po co wydajemy pieniądze podatników na tysiące bezproduktywnych etatów, komputery, biura? Kiedy zmieni się odziedziczony po komunizmie stosunek państwa do obywatela?
Więcej możesz przeczytać w 14/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.