Czy rząd lewicy rozwiąże kwadraturę koła?
Leszek Miller może mówić o szczęściu, bo mimo rozbudzania przez niego oczekiwań na lepsze jutro i opisywania cudów związanych z hodowlą gruszek na wierzbie nie zyskał miana cudotwórcy. Zresztą społeczeństwo nie oczekuje cudów. Wśród badanych przez Pentor dominuje realizm, czyli niewiara w łatwe i proste rozwiązanie największych problemów przez cztery lata. Zwolennicy lewicy natomiast oceniają, że w niektórych dziedzinach sytuacja może się poprawić, lecz i tak na ogół nie szybciej niż za cztery lata. Oznacza to, że Miller po ewentualnym przejęciu władzy może spokojnie powiedzieć: nie będzie żadnych cudów.
Przywódcy koalicji SLD-UP stają przed zadaniem przypominającym kwadraturę koła: jak uzdrowić gospodarkę i nie stracić poważnej części poparcia tych, którzy chcą odpocząć od reform. Tyle że sytuacja gospodarcza wymusza prowadzenie polityki obcinania wydatków i dalszej restrukturyzacji gospodarki, co wiąże się również ze zwolnieniami z pracy.
Polski wariant litewski?
SLD i UP będzie o tyle łatwiej rządzić, że - jeśli sprawdzi się prognoza uzyskania poparcia w wysokości 53 proc. - lewica zyska w nowym Sejmie około 300 mandatów na możliwych 460, co pozwoli jej samodzielnie utworzyć nowy rząd. Gdyby nawet sojusz nie zyskał większości mandatów w Sejmie, trudno byłoby sobie wyobrazić powtórzenie w polskich warunkach "wariantu litewskiego", czyli utworzenia koalicji wszystkich partii z wyjątkiem lewicowej. I słusznie - wielka koalicja na Litwie rozpadła się już po pół roku. Fakt, że niektórzy politycy polskiej prawicy snuli do niedawna rozważania o szansie powtórzenia "wariantu litewskiego", wskazuje na trwałość myślenia kategoriami sejmowych koterii, a nie w kategoriach szukania poparcia w społeczeństwie.
Trudne do wyobrażenia jest także proponowane przez prof. Jadwigę Staniszkis tworzenie koalicji między SLD i UP a PO, gdyż takie rozwiązanie oznaczałoby zarówno dla lewicy, jak i dla platformy ogromne ryzyko polityczne. W rankingu koalicji łączenie ognia z wodą zyskało najmniejsze, bo tylko czternastoprocentowe poparcie. Toteż albo koalicja SLD-UP przejmie władzę, albo utworzy koalicję z PSL, albo dojdzie do kolejnych wyborów.
Złudne nadzieje Krzaklewskiego i Buzka
Za to centroprawicy może być już tylko lepiej, bo gorzej być nie może. Według rankingu partii, w Sejmie poza koalicją SLD-UP znajdą się jeszcze Platforma Obywatelska, PSL oraz Prawo i Sprawiedliwość. Natomiast AWSP (na własne życzenie, bo jako koalicja musi zdobyć ośmioprocentowe poparcie) i UW na przekroczenie wyborczego progu mają małe szanse. Niemal zupełnie bez szans są nacjonalistyczne: Liga Polskich Rodzin, Samoobrona RP i Ruch Społeczny Alternatywa. Wątpliwe, aby w obecnej formule utrzymała się AWSP. Zapewne - jeśli w ogóle przetrwa - wyłoni nowe kierownictwo, gdyż jej przywódca premier Jerzy Buzek gromadzi bardzo duży potencjał niechęci wyborców, na co wskazuje 69 proc. osób przeciwnych temu, aby w przyszłości odgrywał on większą rolę w życiu publicznym. Wątpliwe również, żeby Marian Krzaklewski - którego karierze jest niechętnych aż 80 proc. respondentów - mógł wrócić do roli "ojca zjednoczonej prawicy".
Oznacza to, że największe możliwości zajęcia centrum i prawej strony sceny politycznej będą miały PO oraz PiS. Lech Kaczyński jest nadal politykiem numer dwa na rankingowej liście. Stałość poparcia dla PiS zdaje się też wskazywać, że partia ta ma szansę na trwałe zakorzenienie się na politycznej scenie. Na nie zmienionym, przyzwoitym poziomie utrzymują popularność trzej liderzy platformy.
Odnowienie centroprawicy nie musi się dokonywać tylko w Sejmie, gdyż dzięki nowej ordynacji wyborczej partie, które uzyskają trzyprocentowe poparcie w wyborach, oraz koalicje, które zdobędą 5 proc., uzyskają dofinansowanie z budżetu państwa, co daje szansę na przygotowanie się do wyborów samorządowych oraz przetrwanie do wyborów parlamentarnych w 2005 r. Pozostaje tylko pytanie, czy najbliższe lata centroprawica wykorzysta do wzmocnienia swych pozycji, czy też będzie tradycyjnie dzielić się na nowe ugrupowania ze starymi przywódcami.
Z lewej flanki konkurencję dla SLD-UP będzie przygotowywać zapewne PSL, które z dwunastoprocentowym poparciem zajmuje drugie miejsce w rankingu ugrupowań. Ludowcy mają największe możliwości dyskontowania niezadowolenia podatnej na demagogię części społeczeństwa. Jarosławowi Kalinowskiemu, prezesowi PSL, mającemu 48 proc. zwolenników wśród wyborców, nikt obecnie nie zagraża w partii i będzie tak dalej, jeśli stronnictwo zajmie w wyborach drugie miejsce. Ewentualne osłabienie SLD-UP będzie działać również na korzyść planów wyrwania PSL z wiejskich opłotków i zdobycia poparcia wyborców z miast.
Fałszywe nadzieje na lewicową politykę
Stojąc przed zadaniem rozwiązywania kwadratury koła i mając przeciw sobie z jednej strony PSL, a z drugiej PO i PiS, formacja Leszka Millera będzie się musiała zdobyć na posunięcia odwracające na pewien czas uwagę od trudności gospodarczych, a zarazem udowadniać prawdziwość zapowiedzi o "odchudzaniu państwa". Świetną okazją może być zreformowanie samorządu terytorialnego. Zmniejszenie liczby radnych i wprowadzenie bezpośrednich wyborów wójtów, burmistrzów i prezydentów miast zyskałoby akceptację Polaków. Do przeciwników takiej reformy zaliczają się ulokowani w samorządach partyjni aparatczycy, również z SLD. Toteż o rzeczywistych zamiarach Millera oraz o tym, w jakim stopniu będzie on po wyborach panować nad własnymi działaczami, przekonamy się stosunkowo szybko.
Jeśli sprawdzą się prognozy wieszczące bezwzględne zwycięstwo lewicy, nowy rząd będzie miał dzięki liczbie posłów możliwość realizacji swojego programu. Możliwości wynikające z gospodarczych realiów będą jednak zbyt małe, aby był to program lewicowy. W wyborach 2005 r. lewica będzie mogła mówić o sukcesie, jeżeli zyska nie gorsze poparcie niż w najbliższą niedzielę. Dziś jest lepiej. Tylko dziś?
Przywódcy koalicji SLD-UP stają przed zadaniem przypominającym kwadraturę koła: jak uzdrowić gospodarkę i nie stracić poważnej części poparcia tych, którzy chcą odpocząć od reform. Tyle że sytuacja gospodarcza wymusza prowadzenie polityki obcinania wydatków i dalszej restrukturyzacji gospodarki, co wiąże się również ze zwolnieniami z pracy.
Polski wariant litewski?
SLD i UP będzie o tyle łatwiej rządzić, że - jeśli sprawdzi się prognoza uzyskania poparcia w wysokości 53 proc. - lewica zyska w nowym Sejmie około 300 mandatów na możliwych 460, co pozwoli jej samodzielnie utworzyć nowy rząd. Gdyby nawet sojusz nie zyskał większości mandatów w Sejmie, trudno byłoby sobie wyobrazić powtórzenie w polskich warunkach "wariantu litewskiego", czyli utworzenia koalicji wszystkich partii z wyjątkiem lewicowej. I słusznie - wielka koalicja na Litwie rozpadła się już po pół roku. Fakt, że niektórzy politycy polskiej prawicy snuli do niedawna rozważania o szansie powtórzenia "wariantu litewskiego", wskazuje na trwałość myślenia kategoriami sejmowych koterii, a nie w kategoriach szukania poparcia w społeczeństwie.
Trudne do wyobrażenia jest także proponowane przez prof. Jadwigę Staniszkis tworzenie koalicji między SLD i UP a PO, gdyż takie rozwiązanie oznaczałoby zarówno dla lewicy, jak i dla platformy ogromne ryzyko polityczne. W rankingu koalicji łączenie ognia z wodą zyskało najmniejsze, bo tylko czternastoprocentowe poparcie. Toteż albo koalicja SLD-UP przejmie władzę, albo utworzy koalicję z PSL, albo dojdzie do kolejnych wyborów.
Złudne nadzieje Krzaklewskiego i Buzka
Za to centroprawicy może być już tylko lepiej, bo gorzej być nie może. Według rankingu partii, w Sejmie poza koalicją SLD-UP znajdą się jeszcze Platforma Obywatelska, PSL oraz Prawo i Sprawiedliwość. Natomiast AWSP (na własne życzenie, bo jako koalicja musi zdobyć ośmioprocentowe poparcie) i UW na przekroczenie wyborczego progu mają małe szanse. Niemal zupełnie bez szans są nacjonalistyczne: Liga Polskich Rodzin, Samoobrona RP i Ruch Społeczny Alternatywa. Wątpliwe, aby w obecnej formule utrzymała się AWSP. Zapewne - jeśli w ogóle przetrwa - wyłoni nowe kierownictwo, gdyż jej przywódca premier Jerzy Buzek gromadzi bardzo duży potencjał niechęci wyborców, na co wskazuje 69 proc. osób przeciwnych temu, aby w przyszłości odgrywał on większą rolę w życiu publicznym. Wątpliwe również, żeby Marian Krzaklewski - którego karierze jest niechętnych aż 80 proc. respondentów - mógł wrócić do roli "ojca zjednoczonej prawicy".
Oznacza to, że największe możliwości zajęcia centrum i prawej strony sceny politycznej będą miały PO oraz PiS. Lech Kaczyński jest nadal politykiem numer dwa na rankingowej liście. Stałość poparcia dla PiS zdaje się też wskazywać, że partia ta ma szansę na trwałe zakorzenienie się na politycznej scenie. Na nie zmienionym, przyzwoitym poziomie utrzymują popularność trzej liderzy platformy.
Odnowienie centroprawicy nie musi się dokonywać tylko w Sejmie, gdyż dzięki nowej ordynacji wyborczej partie, które uzyskają trzyprocentowe poparcie w wyborach, oraz koalicje, które zdobędą 5 proc., uzyskają dofinansowanie z budżetu państwa, co daje szansę na przygotowanie się do wyborów samorządowych oraz przetrwanie do wyborów parlamentarnych w 2005 r. Pozostaje tylko pytanie, czy najbliższe lata centroprawica wykorzysta do wzmocnienia swych pozycji, czy też będzie tradycyjnie dzielić się na nowe ugrupowania ze starymi przywódcami.
Z lewej flanki konkurencję dla SLD-UP będzie przygotowywać zapewne PSL, które z dwunastoprocentowym poparciem zajmuje drugie miejsce w rankingu ugrupowań. Ludowcy mają największe możliwości dyskontowania niezadowolenia podatnej na demagogię części społeczeństwa. Jarosławowi Kalinowskiemu, prezesowi PSL, mającemu 48 proc. zwolenników wśród wyborców, nikt obecnie nie zagraża w partii i będzie tak dalej, jeśli stronnictwo zajmie w wyborach drugie miejsce. Ewentualne osłabienie SLD-UP będzie działać również na korzyść planów wyrwania PSL z wiejskich opłotków i zdobycia poparcia wyborców z miast.
Fałszywe nadzieje na lewicową politykę
Stojąc przed zadaniem rozwiązywania kwadratury koła i mając przeciw sobie z jednej strony PSL, a z drugiej PO i PiS, formacja Leszka Millera będzie się musiała zdobyć na posunięcia odwracające na pewien czas uwagę od trudności gospodarczych, a zarazem udowadniać prawdziwość zapowiedzi o "odchudzaniu państwa". Świetną okazją może być zreformowanie samorządu terytorialnego. Zmniejszenie liczby radnych i wprowadzenie bezpośrednich wyborów wójtów, burmistrzów i prezydentów miast zyskałoby akceptację Polaków. Do przeciwników takiej reformy zaliczają się ulokowani w samorządach partyjni aparatczycy, również z SLD. Toteż o rzeczywistych zamiarach Millera oraz o tym, w jakim stopniu będzie on po wyborach panować nad własnymi działaczami, przekonamy się stosunkowo szybko.
Jeśli sprawdzą się prognozy wieszczące bezwzględne zwycięstwo lewicy, nowy rząd będzie miał dzięki liczbie posłów możliwość realizacji swojego programu. Możliwości wynikające z gospodarczych realiów będą jednak zbyt małe, aby był to program lewicowy. W wyborach 2005 r. lewica będzie mogła mówić o sukcesie, jeżeli zyska nie gorsze poparcie niż w najbliższą niedzielę. Dziś jest lepiej. Tylko dziś?
Więcej możesz przeczytać w 38/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.