Nic tak nie jednoczy polskich polityków, jak Ukraina. Doskonalona od 2005 r. polaryzacja między głównymi partiami, silny konflikt, zarządzanie podziałami między grupami wyborczymi nagle znika, gdy w grę wchodzą kwestie związane z sytuacją nad Dnieprem.
Na polską politykę problemy Kijowa działają w ten sam sposób, jak piorunochron działa na błyskawice – błyskawicznie ją wycisza.
Widzieliśmy to w 2014 r., gdy „zielone ludziki” Putina zajęły Krym. „Stanowisko wobec zdarzeń na Ukrainie powinno być stanowiskiem jednolitym, zarówno w wymiarze europejskim, jak i co szczególnie ważne, w wymiarze polskim” – mówił ówczesny premier Donald Tusk. „Nie można się nie zgodzić z premierem, gdy mówi o konieczności jedności wokół sprawy ukraińskiej” – wtórował mu lider ówczesnej opozycji Jarosław Kaczyński. Według tego samego schematu wyglądała reakcja na wybuch wojny 24 lutego 2022 r. „Ten trudny moment, w którym się znaleźliśmy, wymaga od nas wszystkich – w szczególności polityków i mediów – wielkiej odpowiedzialności” – mówił w orędziu prezydent Andrzej Duda. „Zawieszenie sporów politycznych w tym krytycznym momencie. Jesteśmy za to wszyscy osobiście odpowiedzialni” – dodawał obecny lider opozycji Donald Tusk.
Jednak to wcale nie znaczy, że wojna „wyłączyła” polską politykę – ona tylko zaczęła się toczyć w innym rytmie. Można ją opisać triadą: podbić-pominąć-odwrócić na swoją korzyść. Już dziś widać, że ten konflikt w dużym stopniu wpłynie na wynik najbliższych wyborów.
I wiele wskazuje na to, że w sposób inny niż ten, który dziś wydaje się najbardziej naturalny.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.