Mózg Ameryki, Dolina Krzemowa, nie ma ostatnio dobrej passy. Wciąż nie skończyła się odyseja Elona Muska. Ubiegłoroczny najbogatszy człowiek świata kupił za 44 miliardy dolarów Twittera, by dokonywać tam zadziwiających posunięć. Nawet jeżeli część z nich okazuje się plotkami – na przykład Musk nie kazał managerom wskazać swoich najlepszych podwładnych, a później jednym podpisem zastąpić pierwszych drugimi – to jednak wiele równie fantastycznych historii znajduje potwierdzenie w artykułach prasowych opartych na przeciekach i informatorach wewnątrz organizacji.
Na przykład:
Musk, wściekły, że jego tweet zdobył mniejszą liczbę komentarzy niż tweet prezydenta Bidena z tego samego dnia, kazał przepisać algorytm tak, by wyświetlać się wszystkim użytkownikom serwisu. To tak dobra historia ilustrująca wszystko, co jest nie tak z mentalnością proroków Doliny Krzemowej, że gdyby nie była prawdą, trzeba byłoby ją wymyślić.
Musk jest samcem alfa watahy, która w angielskim żargonie nosi nazwę „techbros”. „Bro” to skrót od „brother”, brat, w znaczeniu określenia, jakim często odnoszą się do siebie „zwykli” biali mężczyźni. Bro to kumpel, ziomal, a w tym przypadku równy gość, prosty, nieskomplikowany w ideach i nie szukający niuansów. Facet, z którym można iść na piwo i bilard w dżinsach oraz flanelowej koszuli założonej na tiszert.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.