Taki ma być teraz standard w cywilizowanym świecie - porno jako pełnoprawny element eleganckiego życia zamożnych ludzi
Wraz z kończącym się właśnie sezonem wakacyjnym dotarło do mnie, że porno ostatecznie trafiło pod strzechy. Może jeszcze nie pod strzechy naszych domów (choć coraz więcej osób, w tym pewna bardzo sympatyczna gwiazda polskiego show-biznesu, przyznaje się do posiadania kolekcji pornograficznych filmów na kasetach wideo, a nawet na DVD), ale na pewno pod strzechy eleganckich hoteli. To fakt, że jakoś tak się złożyło, iż w ostatnich miesiącach miałem okazję bywać raczej w placówkach wielogwiazdkowych, ale jest także faktem, że zmieniały się miasta i kraje, czasem nawet lądy i morza, a na pilocie obsługującym hotelowe telewizory zawsze znajdowałem propozycję, abym za dodatkową opłatę (choć czasem usługa była gratis) pooglądał sobie coś erotycznego.
Zwykle takiej propozycji towarzyszyło zastrzeżenie, że jeśli sobie tego nie życzę albo na dodatek mieszkam w towarzystwie dzieci, mogę poprosić w recepcji, by wyłączono możliwość uruchamiania tej funkcji. Ale gdybym nie poprosił, mogę przez dwie minuty pooglądać sobie porno za darmo, by się przekonać, co tracę, nie decydując się na sapiącą projekcję.
Filmy, jakie proponują dziś hotele, by rozgrzać swych gości do czerwoności, są częściej hard niż soft porno, co oznacza, że pokazywane są w nich ze szczegółami stosunki seksualne z różnymi perwersyjnymi urozmaiceniami, a czasem nawet z wieloma bohaterami jednocześnie uprawiającymi seks. Kamera nie ucieka już na sufit, gdy dochodzi do penetracji, a podnieceni mężczyźni i kobiety nie odwracają się do nas tyłem, by ukryć frontalną nagość. Zwykle można sobie wybrać zestaw w zależności od koloru skóry aktorów (poprawność polityczna?) oraz stopnia perwersji prezentowanych scen. Rano reguluje się należność za hotelowe porno razem z opłatą za wypitą coca-colę z minibarku i kolację w restauracji. Elegancko i bezstresowo. Powiedziałbym, że wręcz rutynowo. Taki ma być teraz standard w cywilizowanym świecie - porno jako pełnoprawny element eleganckiego życia zamożnych ludzi.
O ile jednak hotelowe projekcje proponowane są w systemie video-on-demand, czyli na życzenie klienta, i bardziej przypominają ułatwione dzięki systemom elektronicznym wypożyczanie kaset wideo niż telewizję, o tyle darmowe kanały erotyczne, będące zwykłym składnikiem oferty kablowej, nie wymagające dodatkowej opłaty ani nie dające szansy zastrzeżenia ich w recepcji, z pewnością są łatwo dostępną telewizją. Przyznam, że te właśnie programy potrafią zadziwić najbardziej...
Tego lata w stan osłupienia wprowadziły mnie propozycje Playboy TV, jakie mogłem oglądać na ekranie mojego telewizora w hotelowym pokoju w Kopenhadze. Na przykład coś takiego: na kanapie siedzą trzy skąpo ubrane dziewczyny, widać że świetnie się czują w swoim towarzystwie i generalnie są bardzo zadowolone ze swojego wyglądu. Pokazują co ładniejsze - ich zdaniem - części swojego ciała: silikonowe piersi (w tym celu wyjmują je ze stanika), zmysłowe usta, fantazyjnie podgolone podbrzusza. Kamera nie skąpi zbliżeń, a panie zapowiadają, że zaraz pokażą, jak najłatwiej sprawić kobiecie rozkosz. Poślinione dłonie, a nawet języki koleżanek wędrują pomiędzy uda. Jedna z trzech prezenterek cały czas prowadzi narrację i odbiera telefony od telewidzów, niezwłocznie realizując ich prośby, by pokazać nowe pozycje.
- Halo, jak masz na imię, kotku? - pyta siedząca w rozkroku całkiem już naga blondynka, mechanicznie pobudzana przez wygimnastykowaną Murzynkę.
- Gary. Chcę powiedzieć, że właśnie robię mojej dziewczynie to, co pokazujecie i ona wprost krzyczy z rozkoszy.
- Świetnie, o to przecież chodzi, prawda? A teraz uważaj, powiedz jej, żeby spojrzała na ekran, a my pokażemy jej, co ma zrobić, żebyś ty też krzyczał...
- Wow!
Wszystkie panie wyciągają teraz monstrualnych rozmiarów kauczukowe odlewy męskich członków i szeroko otwierają usta. Pokój wypełnia się pomrukami i mlaskaniem. Następny widz dzwoni zachwycony, informując, że właśnie szczytuje. - I oto właśnie chodzi - chichoczą prezenterki Playboy TV.
Takich programów Playboy produkuje dziś dziesiątki. To już nie erotyczna rozrywka z ambicjami, co swego czasu wydawało mi się niegroźne i możliwe do zaakceptowania, ale pornograficzna tandeta. W polskich kanałach telewizyjnych na razie pokazywane są wciąż stare programy Playboya, sprzed kilku lat, gdy panowała jeszcze estetyzująca moda na zmysłowe nastroje. Czyżby jednak onanizujące się prezenterki telewizyjne miały być następnym krzykiem mody po reality show, jaki wkrótce dotrze i na nasze ekrany? Myśląc o tym, dochodzę do wniosku, że coraz trudniej dziś być entuzjastą nowości.
Zwykle takiej propozycji towarzyszyło zastrzeżenie, że jeśli sobie tego nie życzę albo na dodatek mieszkam w towarzystwie dzieci, mogę poprosić w recepcji, by wyłączono możliwość uruchamiania tej funkcji. Ale gdybym nie poprosił, mogę przez dwie minuty pooglądać sobie porno za darmo, by się przekonać, co tracę, nie decydując się na sapiącą projekcję.
Filmy, jakie proponują dziś hotele, by rozgrzać swych gości do czerwoności, są częściej hard niż soft porno, co oznacza, że pokazywane są w nich ze szczegółami stosunki seksualne z różnymi perwersyjnymi urozmaiceniami, a czasem nawet z wieloma bohaterami jednocześnie uprawiającymi seks. Kamera nie ucieka już na sufit, gdy dochodzi do penetracji, a podnieceni mężczyźni i kobiety nie odwracają się do nas tyłem, by ukryć frontalną nagość. Zwykle można sobie wybrać zestaw w zależności od koloru skóry aktorów (poprawność polityczna?) oraz stopnia perwersji prezentowanych scen. Rano reguluje się należność za hotelowe porno razem z opłatą za wypitą coca-colę z minibarku i kolację w restauracji. Elegancko i bezstresowo. Powiedziałbym, że wręcz rutynowo. Taki ma być teraz standard w cywilizowanym świecie - porno jako pełnoprawny element eleganckiego życia zamożnych ludzi.
O ile jednak hotelowe projekcje proponowane są w systemie video-on-demand, czyli na życzenie klienta, i bardziej przypominają ułatwione dzięki systemom elektronicznym wypożyczanie kaset wideo niż telewizję, o tyle darmowe kanały erotyczne, będące zwykłym składnikiem oferty kablowej, nie wymagające dodatkowej opłaty ani nie dające szansy zastrzeżenia ich w recepcji, z pewnością są łatwo dostępną telewizją. Przyznam, że te właśnie programy potrafią zadziwić najbardziej...
Tego lata w stan osłupienia wprowadziły mnie propozycje Playboy TV, jakie mogłem oglądać na ekranie mojego telewizora w hotelowym pokoju w Kopenhadze. Na przykład coś takiego: na kanapie siedzą trzy skąpo ubrane dziewczyny, widać że świetnie się czują w swoim towarzystwie i generalnie są bardzo zadowolone ze swojego wyglądu. Pokazują co ładniejsze - ich zdaniem - części swojego ciała: silikonowe piersi (w tym celu wyjmują je ze stanika), zmysłowe usta, fantazyjnie podgolone podbrzusza. Kamera nie skąpi zbliżeń, a panie zapowiadają, że zaraz pokażą, jak najłatwiej sprawić kobiecie rozkosz. Poślinione dłonie, a nawet języki koleżanek wędrują pomiędzy uda. Jedna z trzech prezenterek cały czas prowadzi narrację i odbiera telefony od telewidzów, niezwłocznie realizując ich prośby, by pokazać nowe pozycje.
- Halo, jak masz na imię, kotku? - pyta siedząca w rozkroku całkiem już naga blondynka, mechanicznie pobudzana przez wygimnastykowaną Murzynkę.
- Gary. Chcę powiedzieć, że właśnie robię mojej dziewczynie to, co pokazujecie i ona wprost krzyczy z rozkoszy.
- Świetnie, o to przecież chodzi, prawda? A teraz uważaj, powiedz jej, żeby spojrzała na ekran, a my pokażemy jej, co ma zrobić, żebyś ty też krzyczał...
- Wow!
Wszystkie panie wyciągają teraz monstrualnych rozmiarów kauczukowe odlewy męskich członków i szeroko otwierają usta. Pokój wypełnia się pomrukami i mlaskaniem. Następny widz dzwoni zachwycony, informując, że właśnie szczytuje. - I oto właśnie chodzi - chichoczą prezenterki Playboy TV.
Takich programów Playboy produkuje dziś dziesiątki. To już nie erotyczna rozrywka z ambicjami, co swego czasu wydawało mi się niegroźne i możliwe do zaakceptowania, ale pornograficzna tandeta. W polskich kanałach telewizyjnych na razie pokazywane są wciąż stare programy Playboya, sprzed kilku lat, gdy panowała jeszcze estetyzująca moda na zmysłowe nastroje. Czyżby jednak onanizujące się prezenterki telewizyjne miały być następnym krzykiem mody po reality show, jaki wkrótce dotrze i na nasze ekrany? Myśląc o tym, dochodzę do wniosku, że coraz trudniej dziś być entuzjastą nowości.
Więcej możesz przeczytać w 38/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.