Katarzyna Burzyńska-Sychowicz, „Wprost”: Jak wrażenia po Oscarach?
Mateusz Kościukiewicz: Na pewno to był miły moment, ale ja akurat w mojej pracy większą satysfakcję czerpię z innych rzeczy; bardziej z tego, z kim pracuję przy danym projekcie, jak ten projekt się rozwija i ile mogę do niego wnieść. Zdecydowanie wolę pracę na planie, a działania promocyjne czy takie sytuacje, że film jest gdzieś na festiwalu albo jest nominowany do prestiżowej nagrody, to jest jednak dodatek, bonus do ciężkiej pracy. Na pewno przyjemnie jest móc pojechać na takie wydarzenie, zetknąć się z innymi filmowcami, porozmawiać z wielkimi gwiazdami, które kojarzymy z dużych amerykańskich filmów, podzielić się doświadczeniem. Budujące jest to, że, będąc aktorem – powiedzmy „doświadczonym” – jak ja, który sporo projektów już zrobił, zauważam, że doświadczenia nas wszystkich są podobne.
Na jakimś poziomie bycia zawodowcem, bez względu na to, jak jesteś znany i z jakiego kraju pochodzisz, one są zbieżne i to napawa nadzieją, że jest się w dobrym momencie i dobrze prowadzi swoją drogę.
Co łączy aktorów pierwszoplanowych, co jest waszym wspólnym mianownikiem?
Bardzo ważnym elementem są odpowiednie warunki fizyczne, zawodowy aktor pierwszoplanowy musi posiadać w sobie to „coś”; tacy aktorzy często są mało atrakcyjni pod względem fizycznym, rozmywają się w tłumie, ale kiedy stają przed kamerą – wszystko się zmienia: nagle z takiej osoby kamera wydobywa coś niesamowitego, niezwykłe warunki. Kolejny element to pewnego rodzaju plastyczność, możliwość wykonywania różnych zadań, by ich wachlarz wykraczał poza warunki fizyczne; chodzi o to, żeby pokonywać siebie i dawać ludziom coś, co ich dotknie; taki rodzaj nieuchwytności, to ciężko ubrać w słowa…
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.