Z wolnym rynkiem nie uda się wygrać. Nawet Osamie bin Ladenowi
Światem wstrząsnęła bezwzględność terrorystów, skala dokonanych przez nich zniszczeń i liczba ofiar zamachu. Dla środowisk gospodarczych bodaj większym jeszcze wstrząsem były ujawnione po kilku dniach informacje o operacjach, jakich dokonywano na światowych giełdach na krótko przed zamachem, najprawdopodobniej w ścisłym porozumieniu z jego sprawcami.
Bin Laden uderza w miliony akcjonariuszy
50-60 proc. mieszkańców USA inwestuje na giełdzie. W innych państwach zachodnich odsetek ten jest niewiele mniejszy. W stabilnej sytuacji gospodarczej jest to racjonalny i korzystny dla wszystkich sposób pomnażania oszczędności, sprzyjający optymalnemu lokowaniu kapitałów w gospodarce. Jednakże to, co stanowi o sile państw rozwiniętych, może się okazać ich wielką słabością. Giełda, na której grają miliony drobnych ciułaczy, jest bowiem równie podatna na irracjonalne hossy, sprzyjające nadmuchiwaniu spekulacyjnej "bańki", jak i na wybuchy paniki, zdolne zachwiać gospodarką.
Celem sprawców bezprecedensowego zamachu było przerażenie Amerykanów. Nie jest jednak wcale pewne, czy chodziło tylko o zastraszenie ich perspektywą, że każdy może paść ofiarą zamachu jako przypadkowy pasażer czy przechodzień. Być może szło również o przestraszenie giełdowych graczy utratą oszczędności i skłonienie do ich wycofywania. Kilkudniowe apele do Amerykanów, by nie ulegali panice i nie wyzbywali się akcji, a także rzucenie przez banki miliardów dolarów na interwencyjny wykup zapobiegły takiemu rozwojowi wypadków.
Giełda bin Ladena, czyli zarobić na zbrodni
Bardzo ważnym dla terrorystów celem ataku na światowe giełdy było wzbogacenie się na panice wywołanej atakiem. Szczególnie perfidne wydaje się prawdopodobne wykorzystanie przez zbrodniarzy wiedzy o planowanym zamachu do zarobienia miliardów w grze na zniżkę notowań towarzystw ubezpieczeniowych i lotniczych. To zupełnie nowe oblicze terroryzmu, ale postępowanie zbrodniarzy jest logiczne. Od dawna wiadomo, że nic nie daje na giełdzie większej przewagi niż szybkie zdobycie informacji o faktach, które wpływają na notowania. Ochrona przed "przeciekami" i zachowywaniem takich informacji tylko dla wybranych jest jedną z głównych trosk wszelkich komisji giełdowego nadzoru. Nadzór jest jednak bezradny wobec nowego zagrożenia. Zwyczaj osiągania za pomocą operacji finansowej zysku z masowej zbrodni może się szybko upowszechnić.
Nie ma metody, by uniemożliwić ośrodkowi związanemu z terrorystami - bez naruszania podstawowych zasad wolności gospodarczej - wykorzystanie wiedzy o planowanych zamachach dla pomnożenia kapitałów. Można jednak sprawić, by operacja taka stała się nieopłacalna - jeśli tego, kto bogaci się na zbrodni, można będzie łatwo złapać za rękę. Sęk w tym, że dzisiaj jest to bardzo utrudnione. Przeciwko śledztwu działa nie tylko stopień komplikacji rynków finansowych, który sprawia, że samo prześledzenie operacji dokonanych przed zamachem musi zająć kilka tygodni, jeśli nie miesięcy. Jest wielce prawdopodobne, że w końcu ślad urwie się na funduszu reprezentujących anonimowych inwestorów, a zarejestrowanym w którymś z rajów podatkowych.
To samo, co zadecydowało o gospodarczym rozwoju w ostatnich dziesięcioleciach - swoboda przepływu kapitałów oraz szybkość, jaką nadała mu informatyczna rewolucja - niesie także zagrożenia. Podstawowym jest anonimowość, z jaką można dokonywać transakcji, oraz dopuszczenie do nich podmiotów spoza krajów, w których działalność finansowa wymaga odpowiedniej rejestracji i poddana jest rygorom prawa.
Kampania przeciwko tolerowaniu rajów podatkowych prowadzona jest na Zachodzie od wielu lat. Wielokrotnie postulowano uszczelnienie światowego systemu finansowego, by uniemożliwić pranie pieniędzy mafiom narkotykowym. Ukrócenie międzynarodowej przestępczości nie było jednak motywacją wystarczająco silną, by skłonić do rezygnacji z praktyki, która - co stanowi tajemnicę poliszynela - przynosi zyski także wielu prominentnym przedstawicielom zachodniego biznesu i polityki, bo to oni są zwykle udziałowcami działających na granicy prawa i obracających podejrzanymi pieniędzmi funduszy zarejestrowanych na wyspach Pacyfiku lub w egzotycznych państewkach. Zamach na WTC zmienił jednak sytuację i można sobie wyobrazić nawet znaczne odstępstwa od tajemnicy bankowej, uważanej dotychczas za ostoję wolności gospodarczej. Precedensy zresztą już istnieją - jednym z nich było zmuszenie banków szwajcarskich do ujawnienia danych o kontach ofiar Holocaustu.
Agenci giełdowi i bankowi kontra terroryści
Jeśli więc terroryści liczyli na spustoszenia, jakich dokonają, uderzając w systemy finansowe państw zachodnich - to muszą się również liczyć z takim samym odwetem. To, co nie udało się wobec karteli narkotykowych, może zostać zrealizowane w odniesieniu do nich. Jeśli państwa Zachodu zdecydują się poddać ściślejszemu nadzorowi zawierane transakcje i wprowadzić prawa ograniczające autonomię banków, terrorystom nie będzie tak łatwo korzystać z przykrycia firm bądź organizacji charytatywnych dla finansowania zakupów broni i zaopatrzenia dla swoich bojówek.
Prawdopodobna zmiana w podejściu do niezawisłości banków otwiera nowe perspektywy przed działalnością antyterrorystyczną. O ile do tej pory jej bohaterem był agent specjalny, a główną metodą śledztwa - bezpośrednia infiltracja podejrzanych środowisk, o tyle w XXI wieku najskuteczniejszym pogromcą zbrodniczej międzynarodówki może się okazać urzędnik bankowy, wyposażony w komputer, spisy cen, dostęp do rachunków z milionów kas fiskalnych oraz wyciągów z kont.
Do wyprodukowania bomby potrzeba określonych materiałów chemicznych. Obrót nimi można śledzić, jeśli tylko dysponuje się danymi z giełd towarowych, hurtowni i sprzedaży detalicznej oraz sprzętem o odpowiedniej mocy przeliczeniowej. Przygotowania do zamachu w jednym punkcie świata muszą zaowocować gdzieś chwilowym zawahaniem podaży i popytu. Jeśli określona firma lub pośrednik powoduje takie wahania regularnie, jeśli jej transakcje stają się momentami nieprzejrzyste, pojawia się trop, którym może pójść bankowe śledztwo.
Podkreśla się dziś, że zachodnie służby specjalne nie są w stanie inwigilować fundamentalistów islamskich, gdyż po prostu nie mają agentów zdolnych przeniknąć do tak zamkniętego środowiska (podobny czynnik decyduje o skuteczności etnicznych mafii). W sukurs śledczym może przyjść matematyka. Wystarczy metodyczna analiza operacji przeprowadzanych codziennie na milionach rachunków. Aby znaleźć w dużej grupie podejrzanych potencjalnych fundamentalistów islamskich, wystarczy polecić komputerowi zwrócenie uwagi na właścicieli kart, którzy nigdy nie kupują wieprzowiny, nie zawierają transakcji w określonych dniach i godzinach etc.
Wiktor Suworow opisywał w "Lodołamaczu", że wywiad sowiecki w Niemczech hitlerowskich miał na przykład polecenie starannego notowania cen baraniny - ich nagły spadek oznaczałby, iż zaczęto masowo szyć kożuchy, co byłoby oczywistym sygnałem przygotowań do inwazji na ZSRR. Z kolei analiza wielkiej liczby danych jako metoda wyszukiwania podejrzanego w masie ludzkiej z powodzeniem stosowana jest od ponad 20 lat w walce z psychopatycznymi mordercami. Ponieważ tradycyjne metody policyjne są wobec nich bezradne, zleca się sztabom psychologów opracowanie na podstawie charakterystycznych cech zbrodni profilu psychologicznego mordercy. Następnie każe się komputerom znaleźć wśród setek tysięcy podejrzanych ludzi, których droga życiowa, przebyte choroby i zakupy najbardziej do tego profilu pasują.
W krajach, gdzie nawet w drobnym obrocie praktycznie nie używa się już gotówki, detektyw wyposażony w narzędzia analizy statystycznej i sklepowe rachunki może się okazać najskuteczniejszy. Pod warunkiem że kraje te zrezygnują z tajemnicy bankowej i pogodzą się ze znacznym ograniczeniem ich prywatności, zdając sobie sprawę z tego, iż ograniczenia te służyć mogą inwigilacji także niewinnych.
Kolejna wojna gospodarcza
Atak na giełdy jest w stanie zachwiać gospodarką Zachodu, pozbawić nas poczucia stabilizacji i ekonomicznego bezpieczeństwa. Nawet największa giełdowa panika nie jest jednak w stanie na dłuższą metę zagrozić poważnie zdrowej, dobrze się rozwijającej gospodarce. Terroryści nie muszą się jednak na tym zatrzymać. Fundamentaliści, którzy prawdopodobnie stali za zamachem, nie ukrywają, że ich zamiarem jest doprowadzenie do konfrontacji Zachodu ze światem islamu. Po swej stronie mieliby wtedy już nie tajne organizacje i finansujące je firmy, banki i fundacje, ale siłę arabskich państw. Pozwoliłoby to muzułmanom użyć najsilniejszej w potocznym przekonaniu broni - kontroli nad rynkiem ropy naftowej.
Świat pamięta jeszcze skutki naftowego kryzysu lat 70. i pamięć ta niewątpliwie sprzyja przecenianiu groźby. Na dłuższą metę państwa arabskie wyszłyby zapewne na próbach wprowadzenia naftowego embarga znacznie gorzej od Ameryki. Ewentualna konfrontacja gospodarcza byłaby przede wszystkim wspaniałym prezentem dla Rosji i innych niearabskich dostawców surowców energetycznych. Ponad wszelką wątpliwość nie udałoby się zachować solidarności nawet wśród krajów muzułmańskich. Mimo to, oczywiście, cios byłby dla Zachodu bolesny i ta świadomość zdaje się skłaniać go do intensywniejszego niż kiedykolwiek poszukiwania nowych źródeł energii. Zwłaszcza że to właśnie zyski z ropy tą czy inną drogą trafiają do fundamentalistów.
Z wolnym rynkiem nie da się wygrać. Da się, co najwyżej, wyrządzać mu szkody. Jak bardzo zaszkodzą mu terroryści i stojący za nimi fanatyczny milioner, zależeć będzie od tego, jak wiele ze swych dotychczasowych swobód zdecydują się złożyć na ołtarzu walki z nimi obywatele Zachodu.
Bin Laden uderza w miliony akcjonariuszy
50-60 proc. mieszkańców USA inwestuje na giełdzie. W innych państwach zachodnich odsetek ten jest niewiele mniejszy. W stabilnej sytuacji gospodarczej jest to racjonalny i korzystny dla wszystkich sposób pomnażania oszczędności, sprzyjający optymalnemu lokowaniu kapitałów w gospodarce. Jednakże to, co stanowi o sile państw rozwiniętych, może się okazać ich wielką słabością. Giełda, na której grają miliony drobnych ciułaczy, jest bowiem równie podatna na irracjonalne hossy, sprzyjające nadmuchiwaniu spekulacyjnej "bańki", jak i na wybuchy paniki, zdolne zachwiać gospodarką.
Celem sprawców bezprecedensowego zamachu było przerażenie Amerykanów. Nie jest jednak wcale pewne, czy chodziło tylko o zastraszenie ich perspektywą, że każdy może paść ofiarą zamachu jako przypadkowy pasażer czy przechodzień. Być może szło również o przestraszenie giełdowych graczy utratą oszczędności i skłonienie do ich wycofywania. Kilkudniowe apele do Amerykanów, by nie ulegali panice i nie wyzbywali się akcji, a także rzucenie przez banki miliardów dolarów na interwencyjny wykup zapobiegły takiemu rozwojowi wypadków.
Giełda bin Ladena, czyli zarobić na zbrodni
Bardzo ważnym dla terrorystów celem ataku na światowe giełdy było wzbogacenie się na panice wywołanej atakiem. Szczególnie perfidne wydaje się prawdopodobne wykorzystanie przez zbrodniarzy wiedzy o planowanym zamachu do zarobienia miliardów w grze na zniżkę notowań towarzystw ubezpieczeniowych i lotniczych. To zupełnie nowe oblicze terroryzmu, ale postępowanie zbrodniarzy jest logiczne. Od dawna wiadomo, że nic nie daje na giełdzie większej przewagi niż szybkie zdobycie informacji o faktach, które wpływają na notowania. Ochrona przed "przeciekami" i zachowywaniem takich informacji tylko dla wybranych jest jedną z głównych trosk wszelkich komisji giełdowego nadzoru. Nadzór jest jednak bezradny wobec nowego zagrożenia. Zwyczaj osiągania za pomocą operacji finansowej zysku z masowej zbrodni może się szybko upowszechnić.
Nie ma metody, by uniemożliwić ośrodkowi związanemu z terrorystami - bez naruszania podstawowych zasad wolności gospodarczej - wykorzystanie wiedzy o planowanych zamachach dla pomnożenia kapitałów. Można jednak sprawić, by operacja taka stała się nieopłacalna - jeśli tego, kto bogaci się na zbrodni, można będzie łatwo złapać za rękę. Sęk w tym, że dzisiaj jest to bardzo utrudnione. Przeciwko śledztwu działa nie tylko stopień komplikacji rynków finansowych, który sprawia, że samo prześledzenie operacji dokonanych przed zamachem musi zająć kilka tygodni, jeśli nie miesięcy. Jest wielce prawdopodobne, że w końcu ślad urwie się na funduszu reprezentujących anonimowych inwestorów, a zarejestrowanym w którymś z rajów podatkowych.
To samo, co zadecydowało o gospodarczym rozwoju w ostatnich dziesięcioleciach - swoboda przepływu kapitałów oraz szybkość, jaką nadała mu informatyczna rewolucja - niesie także zagrożenia. Podstawowym jest anonimowość, z jaką można dokonywać transakcji, oraz dopuszczenie do nich podmiotów spoza krajów, w których działalność finansowa wymaga odpowiedniej rejestracji i poddana jest rygorom prawa.
Kampania przeciwko tolerowaniu rajów podatkowych prowadzona jest na Zachodzie od wielu lat. Wielokrotnie postulowano uszczelnienie światowego systemu finansowego, by uniemożliwić pranie pieniędzy mafiom narkotykowym. Ukrócenie międzynarodowej przestępczości nie było jednak motywacją wystarczająco silną, by skłonić do rezygnacji z praktyki, która - co stanowi tajemnicę poliszynela - przynosi zyski także wielu prominentnym przedstawicielom zachodniego biznesu i polityki, bo to oni są zwykle udziałowcami działających na granicy prawa i obracających podejrzanymi pieniędzmi funduszy zarejestrowanych na wyspach Pacyfiku lub w egzotycznych państewkach. Zamach na WTC zmienił jednak sytuację i można sobie wyobrazić nawet znaczne odstępstwa od tajemnicy bankowej, uważanej dotychczas za ostoję wolności gospodarczej. Precedensy zresztą już istnieją - jednym z nich było zmuszenie banków szwajcarskich do ujawnienia danych o kontach ofiar Holocaustu.
Agenci giełdowi i bankowi kontra terroryści
Jeśli więc terroryści liczyli na spustoszenia, jakich dokonają, uderzając w systemy finansowe państw zachodnich - to muszą się również liczyć z takim samym odwetem. To, co nie udało się wobec karteli narkotykowych, może zostać zrealizowane w odniesieniu do nich. Jeśli państwa Zachodu zdecydują się poddać ściślejszemu nadzorowi zawierane transakcje i wprowadzić prawa ograniczające autonomię banków, terrorystom nie będzie tak łatwo korzystać z przykrycia firm bądź organizacji charytatywnych dla finansowania zakupów broni i zaopatrzenia dla swoich bojówek.
Prawdopodobna zmiana w podejściu do niezawisłości banków otwiera nowe perspektywy przed działalnością antyterrorystyczną. O ile do tej pory jej bohaterem był agent specjalny, a główną metodą śledztwa - bezpośrednia infiltracja podejrzanych środowisk, o tyle w XXI wieku najskuteczniejszym pogromcą zbrodniczej międzynarodówki może się okazać urzędnik bankowy, wyposażony w komputer, spisy cen, dostęp do rachunków z milionów kas fiskalnych oraz wyciągów z kont.
Do wyprodukowania bomby potrzeba określonych materiałów chemicznych. Obrót nimi można śledzić, jeśli tylko dysponuje się danymi z giełd towarowych, hurtowni i sprzedaży detalicznej oraz sprzętem o odpowiedniej mocy przeliczeniowej. Przygotowania do zamachu w jednym punkcie świata muszą zaowocować gdzieś chwilowym zawahaniem podaży i popytu. Jeśli określona firma lub pośrednik powoduje takie wahania regularnie, jeśli jej transakcje stają się momentami nieprzejrzyste, pojawia się trop, którym może pójść bankowe śledztwo.
Podkreśla się dziś, że zachodnie służby specjalne nie są w stanie inwigilować fundamentalistów islamskich, gdyż po prostu nie mają agentów zdolnych przeniknąć do tak zamkniętego środowiska (podobny czynnik decyduje o skuteczności etnicznych mafii). W sukurs śledczym może przyjść matematyka. Wystarczy metodyczna analiza operacji przeprowadzanych codziennie na milionach rachunków. Aby znaleźć w dużej grupie podejrzanych potencjalnych fundamentalistów islamskich, wystarczy polecić komputerowi zwrócenie uwagi na właścicieli kart, którzy nigdy nie kupują wieprzowiny, nie zawierają transakcji w określonych dniach i godzinach etc.
Wiktor Suworow opisywał w "Lodołamaczu", że wywiad sowiecki w Niemczech hitlerowskich miał na przykład polecenie starannego notowania cen baraniny - ich nagły spadek oznaczałby, iż zaczęto masowo szyć kożuchy, co byłoby oczywistym sygnałem przygotowań do inwazji na ZSRR. Z kolei analiza wielkiej liczby danych jako metoda wyszukiwania podejrzanego w masie ludzkiej z powodzeniem stosowana jest od ponad 20 lat w walce z psychopatycznymi mordercami. Ponieważ tradycyjne metody policyjne są wobec nich bezradne, zleca się sztabom psychologów opracowanie na podstawie charakterystycznych cech zbrodni profilu psychologicznego mordercy. Następnie każe się komputerom znaleźć wśród setek tysięcy podejrzanych ludzi, których droga życiowa, przebyte choroby i zakupy najbardziej do tego profilu pasują.
W krajach, gdzie nawet w drobnym obrocie praktycznie nie używa się już gotówki, detektyw wyposażony w narzędzia analizy statystycznej i sklepowe rachunki może się okazać najskuteczniejszy. Pod warunkiem że kraje te zrezygnują z tajemnicy bankowej i pogodzą się ze znacznym ograniczeniem ich prywatności, zdając sobie sprawę z tego, iż ograniczenia te służyć mogą inwigilacji także niewinnych.
Kolejna wojna gospodarcza
Atak na giełdy jest w stanie zachwiać gospodarką Zachodu, pozbawić nas poczucia stabilizacji i ekonomicznego bezpieczeństwa. Nawet największa giełdowa panika nie jest jednak w stanie na dłuższą metę zagrozić poważnie zdrowej, dobrze się rozwijającej gospodarce. Terroryści nie muszą się jednak na tym zatrzymać. Fundamentaliści, którzy prawdopodobnie stali za zamachem, nie ukrywają, że ich zamiarem jest doprowadzenie do konfrontacji Zachodu ze światem islamu. Po swej stronie mieliby wtedy już nie tajne organizacje i finansujące je firmy, banki i fundacje, ale siłę arabskich państw. Pozwoliłoby to muzułmanom użyć najsilniejszej w potocznym przekonaniu broni - kontroli nad rynkiem ropy naftowej.
Świat pamięta jeszcze skutki naftowego kryzysu lat 70. i pamięć ta niewątpliwie sprzyja przecenianiu groźby. Na dłuższą metę państwa arabskie wyszłyby zapewne na próbach wprowadzenia naftowego embarga znacznie gorzej od Ameryki. Ewentualna konfrontacja gospodarcza byłaby przede wszystkim wspaniałym prezentem dla Rosji i innych niearabskich dostawców surowców energetycznych. Ponad wszelką wątpliwość nie udałoby się zachować solidarności nawet wśród krajów muzułmańskich. Mimo to, oczywiście, cios byłby dla Zachodu bolesny i ta świadomość zdaje się skłaniać go do intensywniejszego niż kiedykolwiek poszukiwania nowych źródeł energii. Zwłaszcza że to właśnie zyski z ropy tą czy inną drogą trafiają do fundamentalistów.
Z wolnym rynkiem nie da się wygrać. Da się, co najwyżej, wyrządzać mu szkody. Jak bardzo zaszkodzą mu terroryści i stojący za nimi fanatyczny milioner, zależeć będzie od tego, jak wiele ze swych dotychczasowych swobód zdecydują się złożyć na ołtarzu walki z nimi obywatele Zachodu.
Więcej możesz przeczytać w 39/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.