Dziś Emmanuela Macrona ratuje właściwie tylko jedno: fakt, że jego poprzednikiem był Francois Hollande. Przedostatni francuski prezydent kończył swoją kadencję w 2017 r. notując rekordowo niski poziom popularności – zaufanie do niego deklarowało zaledwie 4 proc. Francuzów. Był on postrzegany tak dramatycznie źle, że nawet nie próbował wziąć udziału w wyborach, które – teoretycznie – mogłyby mu dać reelekcję. Uznał, że lepiej nie kusić losu i nie wystawiać się na próbę ustanowienia nieoficjalnego rekordu świata w kategorii „prezydent, który uzyskał najmniejsze poparcie w wyborach”. Zamiast tego się wycofał, pozostawiać wolne pole swojemu byłemu ministrowi – Macronowi.
On wybory wygrał, ale teraz goni wynik byłego szefa w rankingu (nie)popularności. Dziś zaufanie do niego deklaruje zaledwie 25 proc. Francuzów – czyli mniej niż uzyskał w pierwszej turze wyborów rok temu (miał wtedy 28 proc.). Od tego wyniku jeszcze bardziej niepokoić go musi tendencja, bo od pewnego czasu jego notowania cały czas pikują w dół. Czy już wpadł w korkociąg śmierci czy jeszcze zdoła ustabilizować lot?
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.