Łowcy nie używają imion. Przedstawiają się jako Alex, Niko, Thomas i Helt. Nie pokazują też twarzy, na zatrzymania jeżdżą w czarnych mundurach, kominiarkach i taktycznych kamizelkach. Wyposażeni w pałki i broń, również palną, bo niektórzy mają pozwolenia. Wsiadają do busa.
– Helt, na twojej głowie jest łączność, policja i rodzina, gdyby był problem. Niko, ty nagrywasz. Thomas, my idziemy jako pierwsi – zarządza Alex. – Przypominam, że nie dotykamy podejrzanego i nie używamy siły. Nasz misiek nazywa się M. Podobno lekko odklejony od rzeczywistości.
Bus mija kolejne wsie, obok jadą dwa radiowozy. Alex opowiada, że na ślad M. łowcy trafili już we wrześniu zeszłego roku.
– Wydawał się nieuchwytny, ale dla nas to tylko kwestia czasu – stwierdza.
– Robimy go priorytetowo. Jeżeli trafił na piątkę wabików przez kilka miesięcy, to znaczy, że po drodze zaczepił mnóstwo prawdziwych dzieciaków – dodaje, gdy bus skręca w wąską uliczkę pomiędzy domami. Na końcu stoi drewniana chałupa, w której mieszka M. Łowcy szybko odnajdują swojego podejrzanego. Policja czeka za rogiem.
– Wiem, o co chodzi, ale miałem włamanie na konto – broni się M.
– Nie będziemy krzyczeć ani bić. Chcemy porozmawiać, że to, co robisz, jest złe – zapewnia spokojnym głosem Alex.
– Ale ja nie chcę tego robić – odpowiada M.
– Tylko sobie porozmawiamy, bo to jest naszą rolą – kontynuuje Alex, nieporuszony tłumaczeniem o włamaniu. – Krzywdy ci nie zrobimy, ale od tego, co powiesz, zależy to, co się zdarzy potem. Jeżeli będziesz uczciwy, może się obejdzie łagodnie. Jeżeli będziesz kłamał, może być mniej łagodnie – ostrzega.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.