W szczycie pandemii doktor Zbigniew Martyka twierdził, że maseczki nie mają większego wpływu na ochronę innych osób przed zakażeniem. Wręcz przeciwnie, przekonywał, że zakrywając usta i nos możemy zaszkodzić własnemu zdrowiu. Otwarcie krytykował obwiązek szczepienia przeciw COVID-19, wszelkie wprowadzane obostrzenia, a nawet stwierdził, że pandemia z medycznego punktu widzenia nie istnieje. W końcu publicznie poinformował, że sam przeszedł zakażenie koronawirusem.
„Mój przypadek to jeden z tego niewielkiego procenta, gdzie przebieg choroby jest dosyć uciążliwy, z wysoką gorączką” – przyznał wówczas.
To jednak nie zmieniło podejścia doktora Martyki do pandemii. Choć mówił o sobie, że jest zwykłym lekarzem, który kieruje się zdrowym rozsądkiem, jego tezy budziły powszechne oburzenie. Wielu lekarzy i ekspertów wskazywało, że są zwyczajnie kłamliwe.
Sprawa trafiła do Okręgowego Sądu Lekarskiego w Krakowie, który 19 grudnia odebrał doktorowi Martyce prawo wykonywania zawodu na rok. Martyka głośno krytykował nieprawomocny wyrok, twierdząc, że naruszono zasadę domniemania niewinności, a orzeczenie „ma charakter opinii, nie popartej żadną aktualną wiedzą medyczną”.
„Podczas postępowania sądowego w żaden sposób nie została mi udowodniona wina – a mimo to zostałem uznany za winnego” – pisał na swoim blogu.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.