Wygląda na to, że to Ukraina, a nie Polska staje się głównym rozgrywającym w Europie Środkowej. Jej prezydent przyjmowany jest z honorami od Berlina i Paryża po szczyty Ligi Państw Arabskich czy grupy G7, skupiającej największe potęgi gospodarcze świata. Wszystko to dzieje się ponad głowami polskich przywódców, szczycących się nie tylko pomocą dla walczącej Ukrainy, ale także wprowadzaniem tego państwa na salony światowej polityki.
Wołodymyr Zełenski radzi sobie jednak tam świetnie bez naszej pomocy, całkowicie świadom, że zbytnie fraternizowanie się z obecnym rządem polskim nie pomoże mu w relacjach z Niemcami, Francuzami, a nawet Amerykanami. To od nich, a nie od przyjaznych poklepywanek z Andrzejem Dudą zależy wynik tej wojny i przyszłość Ukrainy.
W Polsce coraz częściej pojawia się pytanie: skoro przyjaźń Dudy z Zełenskim jest taka wielka, to czy nie byłoby miłym gestem ze strony ukraińskiego prezydenta, gdyby wydusił w końcu coś z siebie o tym Wołyniu, pomagając być może w ten sposób wygrać wybory w Polsce ekipie, która w sprawie Ukrainy postawiła wszystko na jedną kartę?
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.