Moda to biznes potężniejszy niż przemysł zbrojeniowy
Agnieszka Sijka: Moda XX wieku była nieustannym powtarzaniem tego, co już było. Czy w tym stuleciu to się zmieni?
Pierre Cardin: Moda zawsze czerpała z tego, co było wcześniej. Nie należy jednak kopiować innych i po raz kolejny pokazywać tego samego. Przekonanie, że kreatorem jest każdy, kto ma dobry gust, jest pomyłką. Osoba o dobrym guście potrafi po prostu zestawić ciekawie kilka elementów. Kreatorzy natomiast to ludzie, którzy nie imitują samych siebie, a tym bardziej innych, ale zawsze odkrywają coś nowego. Jeśli będzie więcej kreatorów niż imitatorów, moda nie będzie kręcić się w kółko i połykać własnego ogona. Pojawią się ciekawe, bardziej futurystyczne propozycje.
- Był pan pierwszym projektantem, który zaczął tworzyć dla ulicy. Czy nie obawiał się pan, że moda stanie się przez to mniej ciekawa, bardziej banalna?
- Jestem dumny z tego, że ubieram ulicę. Oczywiście jest to ogromne ryzyko, ponieważ wbrew pozorom to nie elita, lecz właśnie ulica jest bardziej kapryśna i zmienna. Elity zawsze kupią rzeczy markowe. Ulica nie patrzy zaś na markę. Jeśli coś jej się nie spodoba, odrzuci to bez względu na nazwisko projektanta. Zawsze chciałem być znany i właśnie dotarcie do szerszej grupy odbiorców pomogło mi w tym. Dzięki temu, że spodobałem się ulicy, jestem właścicielem domu mody.
- Rynek mody jest zdominowany przez wielkich. Czy jest szansa, że pojawi się na nim więcej nowych projektantów?
- W modzie jest dziś zainwestowanych więcej pieniędzy niż w przemyśle zbrojeniowym. Kiedy zaczynałem 50 lat temu, wystarczyło mieć talent. Dzisiaj jest to o kilka milionów dolarów za mało. Zaistnienie w świecie mody wymaga ogromnych pieniędzy. Nie tylko ich brak jest jednak przeszkodą. Zabija się indywidualizm młodych. Tymczasem to młodzi projektanci są nowatorscy. Trudno im więc odnieść sukces komercyjny, ale wnoszą powiew świeżości.
- Pana przeciwnicy twierdzą, że jest pan bardziej biznesmenem niż kreatorem mody.
- Dzięki modzie jestem znany, dzięki interesom jestem bogaty. Dobrze się czuję w każdej roli: jako kreator, wydawca i właściciel hoteli. To wszystko się łączy, uzupełnia i daje mi swobodę. Kupiłem teatr, by prezentować swoje stroje, ale również po to, żeby wystawiać sztuki. Jestem restauratorem, ponieważ chcę w ten sposób tworzyć obraz Paryża. Ale nadal najważniejsza jest dla mnie moda. Bez niej byłbym nikim.
- Od dziesięciu lat jest pan honorowym ambasadorem UNESCO. Czy pomaga to panu w promowaniu swoich kolekcji?
- Dzięki strojom stałem się ambasadorem, ale większą swobodę podróżowania i możliwości poznawania kultur mam jako projektant. Gdybym był "tylko" ambasadorem, nie mógłbym przekroczyć granic niektórych krajów, na przykład Chin. Kulę ziemską okrążyłem 47 razy, ale jako kreator, nie jako ambasador.
Wierzę, że jeszcze niejednym zaskoczę swoich wielbicieli, w końcu jestem dopiero 79-letnim Francuzem. Poza tym jestem tytanem pracy. Odejście na emeryturę w wieku na przykład 80 lat to dla mnie zdecydowanie za wcześnie.
Pierre Cardin: Moda zawsze czerpała z tego, co było wcześniej. Nie należy jednak kopiować innych i po raz kolejny pokazywać tego samego. Przekonanie, że kreatorem jest każdy, kto ma dobry gust, jest pomyłką. Osoba o dobrym guście potrafi po prostu zestawić ciekawie kilka elementów. Kreatorzy natomiast to ludzie, którzy nie imitują samych siebie, a tym bardziej innych, ale zawsze odkrywają coś nowego. Jeśli będzie więcej kreatorów niż imitatorów, moda nie będzie kręcić się w kółko i połykać własnego ogona. Pojawią się ciekawe, bardziej futurystyczne propozycje.
- Był pan pierwszym projektantem, który zaczął tworzyć dla ulicy. Czy nie obawiał się pan, że moda stanie się przez to mniej ciekawa, bardziej banalna?
- Jestem dumny z tego, że ubieram ulicę. Oczywiście jest to ogromne ryzyko, ponieważ wbrew pozorom to nie elita, lecz właśnie ulica jest bardziej kapryśna i zmienna. Elity zawsze kupią rzeczy markowe. Ulica nie patrzy zaś na markę. Jeśli coś jej się nie spodoba, odrzuci to bez względu na nazwisko projektanta. Zawsze chciałem być znany i właśnie dotarcie do szerszej grupy odbiorców pomogło mi w tym. Dzięki temu, że spodobałem się ulicy, jestem właścicielem domu mody.
- Rynek mody jest zdominowany przez wielkich. Czy jest szansa, że pojawi się na nim więcej nowych projektantów?
- W modzie jest dziś zainwestowanych więcej pieniędzy niż w przemyśle zbrojeniowym. Kiedy zaczynałem 50 lat temu, wystarczyło mieć talent. Dzisiaj jest to o kilka milionów dolarów za mało. Zaistnienie w świecie mody wymaga ogromnych pieniędzy. Nie tylko ich brak jest jednak przeszkodą. Zabija się indywidualizm młodych. Tymczasem to młodzi projektanci są nowatorscy. Trudno im więc odnieść sukces komercyjny, ale wnoszą powiew świeżości.
- Pana przeciwnicy twierdzą, że jest pan bardziej biznesmenem niż kreatorem mody.
- Dzięki modzie jestem znany, dzięki interesom jestem bogaty. Dobrze się czuję w każdej roli: jako kreator, wydawca i właściciel hoteli. To wszystko się łączy, uzupełnia i daje mi swobodę. Kupiłem teatr, by prezentować swoje stroje, ale również po to, żeby wystawiać sztuki. Jestem restauratorem, ponieważ chcę w ten sposób tworzyć obraz Paryża. Ale nadal najważniejsza jest dla mnie moda. Bez niej byłbym nikim.
- Od dziesięciu lat jest pan honorowym ambasadorem UNESCO. Czy pomaga to panu w promowaniu swoich kolekcji?
- Dzięki strojom stałem się ambasadorem, ale większą swobodę podróżowania i możliwości poznawania kultur mam jako projektant. Gdybym był "tylko" ambasadorem, nie mógłbym przekroczyć granic niektórych krajów, na przykład Chin. Kulę ziemską okrążyłem 47 razy, ale jako kreator, nie jako ambasador.
Wierzę, że jeszcze niejednym zaskoczę swoich wielbicieli, w końcu jestem dopiero 79-letnim Francuzem. Poza tym jestem tytanem pracy. Odejście na emeryturę w wieku na przykład 80 lat to dla mnie zdecydowanie za wcześnie.
Więcej możesz przeczytać w 40/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.