Na czym można zarobić przy granicy z Niemcami
Stefan Iwuć z Łęknicy 13 lat temu zaczynał biznes na zachodniej granicy od sprzedaży wiklinowych koszyków ustawionych na dachu malucha. Obecnie zatrudnia 7 osób, a jego hurtownia handluje kilkudziesięcioma rodzajami wyrobów z wikliny: od tacek na chleb po meble. Ponad 50 proc. towaru trafia do odbiorców z zachodniej strony granicy. Leszek Sydor, inżynier mechanik, konstruktor dźwigów, kilka lat temu zrezygnował z posady w Zarządzie Portu Szczecin i zajął się przygranicznym handlem. Tygodniowy utarg sięgał 8 tys. marek. Zarobione w ciągu pierwszych sześciu lat pieniądze zainwestował w kolejne stoiska handlowe w Krajniku i Gryfinie oraz sklep w Moryniu. Cezary Ćwil i jego żona Irina Kisielowa też zaczynali od przygranicznego handlu. W Osinowie założyli sklep spożywczy. - Po otwarciu sklepu zaledwie w kilka godzin zarobiliśmy 2 tys. marek, chociaż nie byliśmy przygotowani do handlu. Ser kroiliśmy na oko - wspomina Cezary Ćwil. Obecnie ma w centrum Szczecina m.in. duży sklep z winami.
Co dwunasta osoba zaczynająca od drobnego handlu na granicy zebrała kapitał potrzebny do założenia firmy. Obecnie wzdłuż granicy działa około 80 tys. małych firm. - Oczywiście byłoby lepiej, gdyby na tych obszarach rozwijała się branża high-tech, ale skoro jej nie mamy, lepsza jest jakakolwiek forma przedsiębiorczości niż żadna. Ci ludzie przynajmniej nie wyciągają ręki do państwa. Poza tym działając na styku z Niemcami, szybko się uczą, poprawiając efektywność i konkurencyjność - mówi Krzysztof Dzierżawski z Centrum im. Adama Smitha.
Przymus przedsiębiorczości
Ryszard Skobierski przez dziesięć lat pracował w Niemczech jako kierownik budowy. W 1990 r. miał już dość pieniędzy, by wraz z Ryszardem Stępniem założyć w Zgorzelcu przedsiębiorstwo wielobranżowe Comfort, specjalizujące się w eksporcie usług budowlanych na rynek niemiecki. W 1993 r. na budowach po niemieckiej stronie pracowało już 250 robotników Comfortu. - Przeszliśmy w Niemczech szkołę twardej konkurencji i bezwzględnego wykorzystywania prawa. Nauczyliśmy się jakości i solidności, roboty co do minuty i milimetra - wspomina Skobierski. Obecnie Comfort ma cztery filie (w Zgorzelcu, Trzebieniu, Rakowicach i Mysłowicach), produkujące - w dużej mierze dla niemieckich kontrahentów - zarówno kostkę brukową i balustrady, jak i płyty stropowe, ściany żelbetowe, a także prefabrykowane piwnice, garaże i domki jednorodzinne pod klucz.
Andrzej Kaputa jest stolarzem. W latach 80. pracował w NRD. W 1990 r. wrócił do kraju. Przez rok nie mógł znaleźć pracy. Wraz z Leszkiem Tumielewiczem postanowił założyć stolarnię, która dziś 40 proc. prac wykonuje na zlecenie niemieckich klientów. W promieniu 50 km od granicy ich zakład nie ma konkurencji (wyposażył już kilkaset domów po niemieckiej stronie).
Zatrudniająca jedenaście osób firma otrzymuje też duże zlecenia od niemieckich klientów; wykonując okna do zabytkowej kamienicy w Kolonii, zarobiła niedawno 50 tys. marek.
Sukces rodzi sukces
Sukces jednej osoby zachęca następnych. W 36-tysięcznym Zgorzelcu już co dziesiąty mieszkaniec prowadzi własną firmę. Około pięciuset podmiotów nastawionych na niemieckiego klienta działa na dwóch przygranicznych targowiskach. Przybysze zza granicy robią też zakupy w zgorzeleckich sklepach (jest ich 490), korzystają z miejscowych zakładów fryzjerskich i gabinetów stomatologicznych (tu ceny są nawet dwu-, trzykrotnie niższe niż w Niemczech).
Podobny jak w Zgorzelcu klimat przedsiębiorczości panuje w Łęknicy i Słubicach. Obie miejscowości ściśle współpracują z miasteczkami partnerskimi po niemieckiej stronie. Po obu stronach granicy są wielkie bazary; największy znajduje się w Łęknicy (3,5 tys. mieszkańców). Przy 1,8 tys. stoiskach handluje 2,5 tys. osób, a miasto czerpie z bazaru 70 proc. swoich dochodów. Dzięki temu od lat zajmuje trzecie miejsce w rankingu polskich gmin pod względem wielkości inwestycji na mieszkańca. Przewidując ograniczenie przygranicznego handlu po wejściu Polski do UE, Jan Bieniasz, burmistrz Łęknicy, szuka nowych źródeł zasilania gminnego budżetu. Chce uczynić z Łęknicy ośrodek turystyczny. - Ludzie prowadzący interesy przy granicy wykorzystali swoją szansę najprostszymi środkami, zarabiając głównie na różnicy cen. Teraz muszą prowadzić inny typ działalności, przestawić się na dostarczanie usług bezpośrednio do niemieckich klientów.
I część potrafi już to robić - mówi prof. Witold Orłowski, ekonomista.
Dobrze rozumieją to władze Słubic, choć na razie dwa przygraniczne bazary nadal są największym zakładem pracy w mieście. Udało się tu jednak stworzyć nowoczesny ośrodek uniwersytecki (Collegium Polonicum będące częścią Uniwersytetu Europejskiego Viadrina we Frankfurcie), w którym kształci się około tysiąca studentów. Powstała też Kostrzyńsko-Słubicka Specjalna Strefa Ekonomiczna. - W utworzenie tej strefy miasto zainwestowało 2 mln zł. Wybudowaliśmy drogi dojazdowe i kanalizację, doprowadziliśmy gaz, wodę i energię elektryczną - mówi Stanisław Ciecierski, burmistrz Słubic.
- I mamy już pierwsze efekty: w strefie chcą się ulokować 23 zakłady, a cztery już działają - dodaje. Jednym z nich jest niemiecka fabryka szynek i salami Könecke, która zainwestowała tu 7 mln marek. - Ofertę Słubic znalazłem w Internecie, w czasie jednej z narad zarządu w Bremie. Na mój e-mail otrzymałem natychmiastową i rzeczową odpowiedź tutejszego urzędu miasta. To zadecydowało - mówi Karl Könecke junior, dyrektor słubickiej fabryki.
Po pierwsze - pomysł
W Szczecinie i okolicach wiele rodzinnych fortun wyrosło dzięki bliskości granicy. Józef Tomtała od 1989 r. prowadzi szczecińską firmę Inter Meble. Produkuje i sprzedaje komplety wypoczynkowe: 80 proc. jego wyrobów trafia za granicę. - Gdybym w interesach bazował na polskim rynku, nie przeżyłbym - mówi Tomtała. - Niemców trudno przekonać do jakości polskich wyrobów, ale gdy to się uda, wracają, a przy okazji przekazują adres sklepu swoim znajomym. To najskuteczniejsza reklama.
Dionizy Szostek był do niedawna właścicielem dwóch stacji benzynowych na wyspie Wolin. Przed tegorocznym sezonem letnim otworzył w Dargobądzu ośrodek wypoczynkowy przy stadninie koni Dioni. Pomysł na wczasy w siodle okazał się strzałem w dziesiątkę. - Nie żałuję ani jednej zainwestowanej złotówki. Mam już swoich stałych gości i rezerwacje na następny rok - chwali się Szostek. Do Dargobądza przyjeżdżają głównie zamożni mieszkańcy Berlina: prawnicy, architekci, lekarze.
Po drugie - konkurencja
Przekształcaniu się przygranicznych interesów w normalne firmy sprzyja zmniejszająca się liczba przybyszów z Niemiec. Według danych Straży Granicznej, w 2000 r. granicę z Niemcami przekroczyło 16,5 mln osób mniej niż rok wcześniej. To zmusza do poszerzenia oferty, docierania do klientów po niemieckiej stronie, większej konkurencyjności. Z danych GUS wynika, że w 2000 r. Niemcy wydali w Polsce 5,7 mld zł, czyli o ponad 7 proc. mniej niż w 1999 r. Mimo to wartość towarów, które u nas kupują, wciąż stanowi 9 proc. całego zarejestrowanego eksportu do tego kraju.
Mieszkańcy pogranicza obawiają się wprowadzenia proponowanej przez rząd opłaty granicznej (20 zł od osoby). - Ta opłata zniszczy handel przygraniczny i spowoduje wzrost bezrobocia. W Zgorzelcu na dwóch targowiskach pracuje ponad tysiąc osób. Ci ludzie stracą pracę, a my twarz - uważa Ireneusz Aniszkiewicz, wiceburmistrz Zgorzelca. - Nie po to przekonujemy od lat naszych partnerów z Görlitz, że warto z nami współpracować i popierać nasze członkostwo w Unii Europejskiej, by teraz pobierać od nich myto.
Co dwunasta osoba zaczynająca od drobnego handlu na granicy zebrała kapitał potrzebny do założenia firmy. Obecnie wzdłuż granicy działa około 80 tys. małych firm. - Oczywiście byłoby lepiej, gdyby na tych obszarach rozwijała się branża high-tech, ale skoro jej nie mamy, lepsza jest jakakolwiek forma przedsiębiorczości niż żadna. Ci ludzie przynajmniej nie wyciągają ręki do państwa. Poza tym działając na styku z Niemcami, szybko się uczą, poprawiając efektywność i konkurencyjność - mówi Krzysztof Dzierżawski z Centrum im. Adama Smitha.
Przymus przedsiębiorczości
Ryszard Skobierski przez dziesięć lat pracował w Niemczech jako kierownik budowy. W 1990 r. miał już dość pieniędzy, by wraz z Ryszardem Stępniem założyć w Zgorzelcu przedsiębiorstwo wielobranżowe Comfort, specjalizujące się w eksporcie usług budowlanych na rynek niemiecki. W 1993 r. na budowach po niemieckiej stronie pracowało już 250 robotników Comfortu. - Przeszliśmy w Niemczech szkołę twardej konkurencji i bezwzględnego wykorzystywania prawa. Nauczyliśmy się jakości i solidności, roboty co do minuty i milimetra - wspomina Skobierski. Obecnie Comfort ma cztery filie (w Zgorzelcu, Trzebieniu, Rakowicach i Mysłowicach), produkujące - w dużej mierze dla niemieckich kontrahentów - zarówno kostkę brukową i balustrady, jak i płyty stropowe, ściany żelbetowe, a także prefabrykowane piwnice, garaże i domki jednorodzinne pod klucz.
Andrzej Kaputa jest stolarzem. W latach 80. pracował w NRD. W 1990 r. wrócił do kraju. Przez rok nie mógł znaleźć pracy. Wraz z Leszkiem Tumielewiczem postanowił założyć stolarnię, która dziś 40 proc. prac wykonuje na zlecenie niemieckich klientów. W promieniu 50 km od granicy ich zakład nie ma konkurencji (wyposażył już kilkaset domów po niemieckiej stronie).
Zatrudniająca jedenaście osób firma otrzymuje też duże zlecenia od niemieckich klientów; wykonując okna do zabytkowej kamienicy w Kolonii, zarobiła niedawno 50 tys. marek.
Sukces rodzi sukces
Sukces jednej osoby zachęca następnych. W 36-tysięcznym Zgorzelcu już co dziesiąty mieszkaniec prowadzi własną firmę. Około pięciuset podmiotów nastawionych na niemieckiego klienta działa na dwóch przygranicznych targowiskach. Przybysze zza granicy robią też zakupy w zgorzeleckich sklepach (jest ich 490), korzystają z miejscowych zakładów fryzjerskich i gabinetów stomatologicznych (tu ceny są nawet dwu-, trzykrotnie niższe niż w Niemczech).
Podobny jak w Zgorzelcu klimat przedsiębiorczości panuje w Łęknicy i Słubicach. Obie miejscowości ściśle współpracują z miasteczkami partnerskimi po niemieckiej stronie. Po obu stronach granicy są wielkie bazary; największy znajduje się w Łęknicy (3,5 tys. mieszkańców). Przy 1,8 tys. stoiskach handluje 2,5 tys. osób, a miasto czerpie z bazaru 70 proc. swoich dochodów. Dzięki temu od lat zajmuje trzecie miejsce w rankingu polskich gmin pod względem wielkości inwestycji na mieszkańca. Przewidując ograniczenie przygranicznego handlu po wejściu Polski do UE, Jan Bieniasz, burmistrz Łęknicy, szuka nowych źródeł zasilania gminnego budżetu. Chce uczynić z Łęknicy ośrodek turystyczny. - Ludzie prowadzący interesy przy granicy wykorzystali swoją szansę najprostszymi środkami, zarabiając głównie na różnicy cen. Teraz muszą prowadzić inny typ działalności, przestawić się na dostarczanie usług bezpośrednio do niemieckich klientów.
I część potrafi już to robić - mówi prof. Witold Orłowski, ekonomista.
Dobrze rozumieją to władze Słubic, choć na razie dwa przygraniczne bazary nadal są największym zakładem pracy w mieście. Udało się tu jednak stworzyć nowoczesny ośrodek uniwersytecki (Collegium Polonicum będące częścią Uniwersytetu Europejskiego Viadrina we Frankfurcie), w którym kształci się około tysiąca studentów. Powstała też Kostrzyńsko-Słubicka Specjalna Strefa Ekonomiczna. - W utworzenie tej strefy miasto zainwestowało 2 mln zł. Wybudowaliśmy drogi dojazdowe i kanalizację, doprowadziliśmy gaz, wodę i energię elektryczną - mówi Stanisław Ciecierski, burmistrz Słubic.
- I mamy już pierwsze efekty: w strefie chcą się ulokować 23 zakłady, a cztery już działają - dodaje. Jednym z nich jest niemiecka fabryka szynek i salami Könecke, która zainwestowała tu 7 mln marek. - Ofertę Słubic znalazłem w Internecie, w czasie jednej z narad zarządu w Bremie. Na mój e-mail otrzymałem natychmiastową i rzeczową odpowiedź tutejszego urzędu miasta. To zadecydowało - mówi Karl Könecke junior, dyrektor słubickiej fabryki.
Po pierwsze - pomysł
W Szczecinie i okolicach wiele rodzinnych fortun wyrosło dzięki bliskości granicy. Józef Tomtała od 1989 r. prowadzi szczecińską firmę Inter Meble. Produkuje i sprzedaje komplety wypoczynkowe: 80 proc. jego wyrobów trafia za granicę. - Gdybym w interesach bazował na polskim rynku, nie przeżyłbym - mówi Tomtała. - Niemców trudno przekonać do jakości polskich wyrobów, ale gdy to się uda, wracają, a przy okazji przekazują adres sklepu swoim znajomym. To najskuteczniejsza reklama.
Dionizy Szostek był do niedawna właścicielem dwóch stacji benzynowych na wyspie Wolin. Przed tegorocznym sezonem letnim otworzył w Dargobądzu ośrodek wypoczynkowy przy stadninie koni Dioni. Pomysł na wczasy w siodle okazał się strzałem w dziesiątkę. - Nie żałuję ani jednej zainwestowanej złotówki. Mam już swoich stałych gości i rezerwacje na następny rok - chwali się Szostek. Do Dargobądza przyjeżdżają głównie zamożni mieszkańcy Berlina: prawnicy, architekci, lekarze.
Po drugie - konkurencja
Przekształcaniu się przygranicznych interesów w normalne firmy sprzyja zmniejszająca się liczba przybyszów z Niemiec. Według danych Straży Granicznej, w 2000 r. granicę z Niemcami przekroczyło 16,5 mln osób mniej niż rok wcześniej. To zmusza do poszerzenia oferty, docierania do klientów po niemieckiej stronie, większej konkurencyjności. Z danych GUS wynika, że w 2000 r. Niemcy wydali w Polsce 5,7 mld zł, czyli o ponad 7 proc. mniej niż w 1999 r. Mimo to wartość towarów, które u nas kupują, wciąż stanowi 9 proc. całego zarejestrowanego eksportu do tego kraju.
Mieszkańcy pogranicza obawiają się wprowadzenia proponowanej przez rząd opłaty granicznej (20 zł od osoby). - Ta opłata zniszczy handel przygraniczny i spowoduje wzrost bezrobocia. W Zgorzelcu na dwóch targowiskach pracuje ponad tysiąc osób. Ci ludzie stracą pracę, a my twarz - uważa Ireneusz Aniszkiewicz, wiceburmistrz Zgorzelca. - Nie po to przekonujemy od lat naszych partnerów z Görlitz, że warto z nami współpracować i popierać nasze członkostwo w Unii Europejskiej, by teraz pobierać od nich myto.
Więcej możesz przeczytać w 41/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.