Koniec mitu szwajcarskiej solidności?
To się mogło zdarzyć w bantustanie bądź w bananowej republice, ale nie w Szwajcarii", "Skandal", "Narodowe upokorzenie", "Hańba" - to tylko niektóre tytuły pojawiające się we wstrzemięźliwej zazwyczaj szwajcarskiej prasie. "Ten chaos wciąga w bagno wizerunek całego kraju" - grzmiał prezydent Moritz Leuenberger. Tyle emocji wywołał upadek linii Swissair, należących do zadłużonego na 10 mld USD holdingu, które jednego dnia odwołały 470 lotów, pozostawiając 40 tys. bezradnych pasażerów na lotniskach całego świata.
Superklęska
Rząd w Bernie jest oburzony zachowaniem bankowców, zwłaszcza z banku UBS. Według Paula Rechsteinera, przewodniczącego największego związku zawodowego, "wywołane przez UBS wydarzenia są dowodem niewyobrażalnej arogancji wielkich banków". "Dwa wielkie banki doprowadziły do superklęski: reputacji swojego kraju, dumy rodaków, gospodarki i w końcu także siebie samych" - czytamy w komentarzu szwajcarskiego dziennika internetowego "20min.ch". Pojęcie "superklęski" pojawiło się w prasie po katastrofie w Czarnobylu, a ostatnio po ataku na World Trade Center. Teraz nazwano nią upadek lotniczego potentata. Oburzeni Szwajcarzy w geście protestu zamykają swoje konta w UBS, demonstrują przed siedzibą banku. Są i tacy, którzy grożą bankowi zamachami bombowymi.
Kto jest odpowiedzialny za klęskę narodowego przewoźnika? "Kierownictwo koncernu i rada nadzorcza. Philippe Bruggisser opracował strategię rozwoju SAir Group, zaproponował ją radzie nadzorczej i postawił na swoim. Odpowiedzialność ponosi przede wszystkim rada nadzorcza. To ona kryła tę strategię" - tłumaczył kilka miesięcy temu Sepp Moser, ekspert lotniczy. Szef koncernu stracił wówczas posadę, ale nie uratowało to już firmy. Ostatni prezes, Mario Corti, wprowadził wprawdzie program naprawczy, ale zabrakło mu czasu na dokończenie sanacji. "Dywan spod nóg ostatecznie wyciągnięto mu 11 września" - uważa Philipp Löpfe, komentator w "Tages-Anzeiger".
Media w Szwajcarii prześcigają się w stawianiu dramatycznych pytań: "Czy to koniec szwajcarskiego mitu?", "Czy na zawsze stracimy wizerunek najsolidniejszego kraju Europy?", "Czy podniesiemy się po tym nokaucie?". Sytuacja jest tym dramatyczniejsza, że to nie pierwsza wpadka Szwajcarii w ostatnich latach. Skandale wybuchały po aferze z "fiszkami", zbieranymi na własnych obywateli po informacjach o praniu brudnych pieniędzy i czerpaniu korzyści z kont ofiar Holocaustu, a ostatnio również po krwawej rzezi na terenie kantonalnego parlamentu w Zugu. Szwajcaria traci opinię kraju bezpiecznego i solidnego.
Swissair - zdaniem Thomasa Künga, szwajcarskiego pisarza satyryka - to jedno z ulubionych dzieci Szwajcarów. "Wielu ma do Swissair podobnie uduchowiony stosunek jak do szwajcarskiej armii w czasie II wojny światowej. Światowa renoma tych linii lotniczych napawa dumą tych, którzy - określając szwajcarską jakość - chętnie wskazują na precyzyjne szwajcarskie zegarki czy turbiny. Wielu Szwajcarów wpatruje się w tę flotę powietrzną jak w swoją starannie wypielęgnowaną i stopniowo rozbudowywaną kolejkę elektryczną" - twierdzi Küng. Przyznaje, że w ostatnich latach blask Swissair poważnie przygasł. Niewykluczone, że zgaśnie zupełnie. Rodzina Bruneckerów, szwajcarskich naukowców podróżujących po całym świecie, od kilku lat świadomie wybiera inne linie. - Nie chcemy patrzeć, jak nasze dziecko schodzi na manowce - tłumaczy Gerhard Brunecker.
Żałosny koniec
Zła kondycja finansowa Swissair od dłuższego czasu nie była tajemnicą. Nikt w najczarniejszych snach nie spodziewał się jednak, że linie tak nagle splajtują. Jak to możliwe, że rozwój wydarzeń zaskoczył także bankowców? Zaledwie na początku tego roku Alfred Achermann, kierownik obsługi prywatnych klientów Migros Bank, zapytany przez dziennikarzy pisma "Brückenbauer" o radę w sprawie akcji, nie miał żadnych wątpliwości. "Gdy cena akcji wyniesie około 220 franków, można je kupować prawie w ciemno" - mówił. Wtedy cena wynosiła 262 franki, obecnie - trochę ponad franka!
Po kryzysowym spotkaniu kierownictwa Swissair Group i jej głównych wierzycieli - banków UBS i Credit Suisse - wydawało się, że kryzys został na jakiś czas zażegnany. Obiecane przez bankowców miliony franków nie zostały jednak przelane. A złe wieści rozchodzą się szybko. W efekcie na wielu lotniskach całego świata nie dolano paliwa do samolotów z wymalowanym białym krzyżem na czerwonym tle, nie chciano dostarczać posiłków. Żaden przewoźnik nie chciał przejąć pasażerów Swissair. - Żałosny koniec żałosnych nieudaczników - skwitował te wydarzenia Gerhard Brunecker.
Superklęska
Rząd w Bernie jest oburzony zachowaniem bankowców, zwłaszcza z banku UBS. Według Paula Rechsteinera, przewodniczącego największego związku zawodowego, "wywołane przez UBS wydarzenia są dowodem niewyobrażalnej arogancji wielkich banków". "Dwa wielkie banki doprowadziły do superklęski: reputacji swojego kraju, dumy rodaków, gospodarki i w końcu także siebie samych" - czytamy w komentarzu szwajcarskiego dziennika internetowego "20min.ch". Pojęcie "superklęski" pojawiło się w prasie po katastrofie w Czarnobylu, a ostatnio po ataku na World Trade Center. Teraz nazwano nią upadek lotniczego potentata. Oburzeni Szwajcarzy w geście protestu zamykają swoje konta w UBS, demonstrują przed siedzibą banku. Są i tacy, którzy grożą bankowi zamachami bombowymi.
Kto jest odpowiedzialny za klęskę narodowego przewoźnika? "Kierownictwo koncernu i rada nadzorcza. Philippe Bruggisser opracował strategię rozwoju SAir Group, zaproponował ją radzie nadzorczej i postawił na swoim. Odpowiedzialność ponosi przede wszystkim rada nadzorcza. To ona kryła tę strategię" - tłumaczył kilka miesięcy temu Sepp Moser, ekspert lotniczy. Szef koncernu stracił wówczas posadę, ale nie uratowało to już firmy. Ostatni prezes, Mario Corti, wprowadził wprawdzie program naprawczy, ale zabrakło mu czasu na dokończenie sanacji. "Dywan spod nóg ostatecznie wyciągnięto mu 11 września" - uważa Philipp Löpfe, komentator w "Tages-Anzeiger".
Media w Szwajcarii prześcigają się w stawianiu dramatycznych pytań: "Czy to koniec szwajcarskiego mitu?", "Czy na zawsze stracimy wizerunek najsolidniejszego kraju Europy?", "Czy podniesiemy się po tym nokaucie?". Sytuacja jest tym dramatyczniejsza, że to nie pierwsza wpadka Szwajcarii w ostatnich latach. Skandale wybuchały po aferze z "fiszkami", zbieranymi na własnych obywateli po informacjach o praniu brudnych pieniędzy i czerpaniu korzyści z kont ofiar Holocaustu, a ostatnio również po krwawej rzezi na terenie kantonalnego parlamentu w Zugu. Szwajcaria traci opinię kraju bezpiecznego i solidnego.
Swissair - zdaniem Thomasa Künga, szwajcarskiego pisarza satyryka - to jedno z ulubionych dzieci Szwajcarów. "Wielu ma do Swissair podobnie uduchowiony stosunek jak do szwajcarskiej armii w czasie II wojny światowej. Światowa renoma tych linii lotniczych napawa dumą tych, którzy - określając szwajcarską jakość - chętnie wskazują na precyzyjne szwajcarskie zegarki czy turbiny. Wielu Szwajcarów wpatruje się w tę flotę powietrzną jak w swoją starannie wypielęgnowaną i stopniowo rozbudowywaną kolejkę elektryczną" - twierdzi Küng. Przyznaje, że w ostatnich latach blask Swissair poważnie przygasł. Niewykluczone, że zgaśnie zupełnie. Rodzina Bruneckerów, szwajcarskich naukowców podróżujących po całym świecie, od kilku lat świadomie wybiera inne linie. - Nie chcemy patrzeć, jak nasze dziecko schodzi na manowce - tłumaczy Gerhard Brunecker.
Żałosny koniec
Zła kondycja finansowa Swissair od dłuższego czasu nie była tajemnicą. Nikt w najczarniejszych snach nie spodziewał się jednak, że linie tak nagle splajtują. Jak to możliwe, że rozwój wydarzeń zaskoczył także bankowców? Zaledwie na początku tego roku Alfred Achermann, kierownik obsługi prywatnych klientów Migros Bank, zapytany przez dziennikarzy pisma "Brückenbauer" o radę w sprawie akcji, nie miał żadnych wątpliwości. "Gdy cena akcji wyniesie około 220 franków, można je kupować prawie w ciemno" - mówił. Wtedy cena wynosiła 262 franki, obecnie - trochę ponad franka!
Po kryzysowym spotkaniu kierownictwa Swissair Group i jej głównych wierzycieli - banków UBS i Credit Suisse - wydawało się, że kryzys został na jakiś czas zażegnany. Obiecane przez bankowców miliony franków nie zostały jednak przelane. A złe wieści rozchodzą się szybko. W efekcie na wielu lotniskach całego świata nie dolano paliwa do samolotów z wymalowanym białym krzyżem na czerwonym tle, nie chciano dostarczać posiłków. Żaden przewoźnik nie chciał przejąć pasażerów Swissair. - Żałosny koniec żałosnych nieudaczników - skwitował te wydarzenia Gerhard Brunecker.
Więcej możesz przeczytać w 41/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.