„Przekrój” jest legendą i jego redaktor także. Tygodnik dlatego, bo w trudnych czasach powojennych i stalinowskich był maleńkim okienkiem w żelaznej kurtynie, która oddzielała nasz przodujący obóz od reszty świata. A Eile dlatego, że udało mu się je uchylić na świat i nie dał się przymusić, do jego zatrzaśnięcia, co – jak wiadomo – w tamtych czasach wymagało dużej determinacji.
Fenomen
Pod tym względem „Przekrój” był prawdziwym fenomenem, bo pokazywał zachodnią sztukę, drukował utwory, jakich na innych łamach nikt nie widział. Tu czytelnik mógł sprawdzić, na czym polegała wyjątkowość prozy np. Franza Kafki, przeczytać coś z literatury amerykańskiej czy francuskiej, a nawet Argentyńczyka Jorge Luisa Borgesa. Jean-Paul Sartre czy Francoise Sagan to nie były dzięki „Przekrojowi” tylko suche nazwiska – tam można było przeczytać jakieś kawałki ich twórczości i posmakować jej. Sam pamiętam, już z lat 60., jak się młodzi ekscytowali tym, że w „Przekroju” pojawiły się próbki absurdalnej prozy Johna Lennona. Dużym echem odbiła się też systematyczna prezentacja obrazów Picassa i wytrwałe tłumaczenie przy tej okazji, na czym polega sztuka abstrakcyjna i jaki jest jej sens.
Tu trzeba od razu powiedzieć, że sukces „Przekroju” zaczął się od tego, że nie miał konkurencji na krajowym rynku i od razu znalazł się w uprzywilejowanej sytuacji. I od szczęścia, jakie miał Eile. Polegało ono na tym, że miał zostać zastępcą Jerzego Putramenta mianowanego szefem nowopowstającego pisma. Ale Putrament, pisarz mocno, a nawet chyba zbyt mocno, związany z komunizmem trafił do szpitala na skutek przypadkowego postrzału i Eile miał go zastąpić. Powiązany z władzą Putrament dostał jednak inną fuchę, bardziej mu odpowiadającą.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.