Michał Banasiak, „Wprost”: To była Pana pierwsza wizyta w Afganistanie pod rządami Talibów?
Marcin Krzyżanowski: Druga. Byłem tam też rok temu. Wcześniej mieszkałem w Afganistanie przez pięć lat.
Taka wyprawa jest bezpieczna i łatwo dostępna?
Jeśli ma się głowę na karku, można jechać. Trzeba jednak dobrze to zaplanować i mieć świadomość wymaganych zezwoleń na przyjazd. Nie tylko do kraju, ale do każdej prowincji z osobna. Afganistan jest bezpieczny, choć wciąż niestabilny.
Bezpieczny, bo Talibowie już nie walczą o władzę?
W czasach Republiki – bo dziś Afganistan jest Islamskim Emiratem – największym zagrożeniem faktycznie byli Talibowie. Teraz sami rządzą, więc to zagrożenie zniknęło.
Talibowie chcieliby otworzyć się na turystów czy wolą zamknąć kraj dla oczu innych?
Chcieliby przyciągnąć osoby przede wszystkich z innych krajów islamskich i świadomych podróżników. Tyle tylko, że na bogatego turystę nie mają infrastruktury: po latach wojny kraj jest zniszczony. Drogi są – i tyle można o nich powiedzieć. Łowcy przygód do Afganistanu się nie wybiorą, bo z ich punktu widzenia jest już zbyt bezpiecznie.
A z kolei dla „masowego” turysty, chcącego w spokoju odpocząć i pozwiedzać, nadal nie jest to wystarczająco komfortowy kierunek.
Uzbrojeni w karabiny mężczyźni patrolujący miasto z pickupów to stały element krajobrazu w Kabulu?
Widziałem na miejscu takie patrole, ale tylko kilka razy. Talibowie trzymają rękę na pulsie, ale nie robią tego ostentacyjnie. Ich posterunki są bardzo nieliczne.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.