Jedyną rzeczą, której naprawdę powinniśmy się bać, jest sam strach" - mawiał prezydent Franklin Delano Roosevelt. Chcąc zniszczyć nasz świat, terroryści uderzyli w WTC, symbol wolnej gospodarki, abyśmy zaczęli się bać naszego świata i odeń uciekać. Szala zwycięstwa w pierwszej światowej wojnie antyterrorystycznej zaczyna się na szczęście przechylać na naszą stronę: nie daliśmy się bin Ladenowi zastraszyć, nasze waluty się nie załamały, akcjonariusze starają się trzymać nerwy na wodzy, nasze przedsiębiorstwa się nie poddają, udało się wykryć i zamrozić sporo milionów dolarów należących do terrorystów, wielu terrorystów już posłaliśmy za kratki, a teraz prowadzimy uderzenie w afgańskie obozy szkolące zbrodniarzy. Bez oporów akceptujemy też frontową atmosferę na ulicach wielu naszych miast - liczniejsze patrole policji (gdzieniegdzie z udziałem wozów opancerzonych), zaostrzony reżim kontroli w miejscach publicznych, drakońskie środki ostrożności na lotniskach - i z rosnącym zrozumieniem przyłączamy się do walki, informując policję o wszystkich podejrzanych rzeczach. Czynimy tak dlatego, że czujemy, iż ta wojna potrwa jeszcze wiele lat i będzie zupełnie inna niż dotychczasowe. Tym razem bowiem walczymy z organizacją rozproszonych grup terrorystycznych, które - tak samo jak Internet - trudno zniszczyć, bo odradzają się wciąż w innym miejscu i wciąż pod innymi postaciami, stosują niekonwencjonalne środki walki, nie przestrzegają znanych nam reguł prowadzenia wojny, zapewne nie powstrzymają się przed użyciem broni bakteriologicznej czy chemicznej, a jak wejdą w jej posiadanie - to i atomowej, bez wahania mordują cywilów, w tym kobiety oraz dzieci, i z ochotą godzą się na udział w misjach samobójczych. Do wygrania tej wojny nie wystarczą już nasze lotniskowce, bombowce, wyrzutnie rakiet i czołgi, nie wystarczą oczy, uszy i ręce naszych komandosów, agentów służb specjalnych, tropicieli tajnych kont, policjantów i strażaków; do wygrania tej wojny potrzeba nas wszystkich.
"W obliczu nowego zagrożenia jedynym sposobem krzewienia pokoju jest ściganie tych, którzy są dla pokoju zagrożeniem. Nie prosiliśmy o tę misję, lecz ją wypełnimy" - oświadczył w niedzielę prezydent George W. Bush. "Walka będzie długa i bolesna i będzie wymagać wyrzeczeń także od polskiego społeczeństwa" - tego samego dnia oznajmił prezydent Aleksander Kwaśniewski. Wszyscy jesteśmy żołnierzami tej pierwszej, i oby ostatniej, światowej wojny antyterrorystycznej, a linia frontu przebiega tak samo przez Nowy Jork, Waszyngton, Paryż, Londyn i Berlin, jak przez Warszawę, Poznań i Kraków. Czy jednak na pewno wiemy już, jak wygrać taką wojnę nowej generacji?
"W obliczu nowego zagrożenia jedynym sposobem krzewienia pokoju jest ściganie tych, którzy są dla pokoju zagrożeniem. Nie prosiliśmy o tę misję, lecz ją wypełnimy" - oświadczył w niedzielę prezydent George W. Bush. "Walka będzie długa i bolesna i będzie wymagać wyrzeczeń także od polskiego społeczeństwa" - tego samego dnia oznajmił prezydent Aleksander Kwaśniewski. Wszyscy jesteśmy żołnierzami tej pierwszej, i oby ostatniej, światowej wojny antyterrorystycznej, a linia frontu przebiega tak samo przez Nowy Jork, Waszyngton, Paryż, Londyn i Berlin, jak przez Warszawę, Poznań i Kraków. Czy jednak na pewno wiemy już, jak wygrać taką wojnę nowej generacji?
Więcej możesz przeczytać w 41/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.