Gdzie mogą zaatakować terroryści
W ubiegłym roku Obrona Cywilna Kraju opracowała symulację ataku lotniczego na szpital. Celem - oprócz zniszczenia obiektu - było uszkodzenie znajdującej się w szpitalu bomby kobaltowej, co spowodowałoby skażenie radioaktywne. - Pomysł uznano za absurdalny, scenariusz za nierealny. Radzono, żebyśmy wybili sobie takie bzdury z głowy. Dziś okazuje się, że taka sytuacja jest całkiem prawdopodobna - mówi gen. Ryszard Grosset, wiceszef Obrony Cywilnej Kraju.
Wyrzutnie rakietowe na wieżowcach
Na atak terrorystyczny szczególnie narażone są placówki dyplomatyczne państw NATO oraz Izraela w Warszawie, ambasady krajów islamskich, a także Rosji i Chin. Celem ataku mogą też być obiekty istotne dla administracji państwowej i bezpieczeństwa obywateli: ujęcia wody, mosty, tamy, tunele, centra obliczeniowe, szpitale, elewatory, dworce, lotniska, banki, węzły kolejowe i energetyczne.
- Muszą one korzystać z ochrony wyspecjalizowanych formacji, czyli straży przemysłowej. W sytuacjach kryzysowych to wojewoda decyduje, w jaki sposób zabezpieczać takie obiekty - mówi Paweł Biedziak, rzecznik prasowy komendanta głównego policji.
- Istnieje zasadnicza trudność w ochronie wieżowców z powietrza. W praktyce moglibyśmy zainstalować na nich bazy wyrzutni rakietowych, lecz wydaje się to nieadekwatne do zagrożenia i bardzo drogie. Nie stać na to nie tylko Polski, ale i znacznie bogatszych krajów - tłumaczy mjr Witold Kalinowski, rzecznik prasowy Wojsk Obrony Powietrznej Kraju.
- Mamy wytypowane obiekty, które na pewno mogą się stać celem ataku terrorystycznego, i takie, które prawdopodobnie nim mogą być. Lista ta, sporządzona przez administrację wojewódzką w porozumieniu z policją, ma klauzulę ściśle tajne - mówi Andrzej Przemyski, dyrektor Departamentu Porządku Publicznego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji, który koordynuje działania policji, Straży Granicznej i Biura Ochrony Rządu.
(Nie)bezpieczeństwo w powietrzu
- Polska jest bezpieczna. Nie zwiększono liczby "par dyżurnych", czyli dwójkowych patroli samolotów bojowych, które mogą wystartować w kilka minut po otrzymaniu sygnału, że na polskim niebie pojawił się intruz. Zwiększyliśmy za to liczbę posterunków radiolokacyjnych, co pozwala dokładniej monitorować przestrzeń powietrzną - informuje mjr Witold Kalinowski.
Tymczasem dziennikarze "Życia Warszawy" swobodnie weszli na lotnisko na Bemowie. Gdyby byli terrorystami, mogliby bez problemu porwać któryś ze znajdujących się tam samolotów An-2 lub awionetkę i skierować maszynę na cel w Warszawie. Po pięciu minutach lotu dotarliby do PKiN, po sześciu minutach - do Sejmu, a po siedmiu, dziewięciu minutach - na lotnisko Okęcie. - Powietrzna ochrona stolicy jest szczelna. W trzy, cztery minuty po odebraniu sygnału mogłyby się pojawić myśliwce z lotniska w Mińsku Mazowieckim - przekonuje mjr Witold Kalinowski.
Metro pod szczególnym nadzorem
- Na wszystkich peronach wzmożyliśmy kontrole, zwiększyliśmy liczbę patroli. Dworzec obserwują też funkcjonariusze ubrani po cywilnemu - mówi podinspektor Jacek Walczak, komendant komisariatu policji na Dworcu Centralnym w Warszawie. Walczak przyznaje jednocześnie, że do wypełniania tych obowiązków nie dostał dodatkowych ludzi.
- Żadne zmiany po 11 września nie były konieczne. Metro jest bardzo dobrze chronione. Na koniec dnia i przed rozpoczęciem ruchu teren jest sprawdzany przez służby ochrony. Wejścia, perony i tunele są stale monitorowane. Kilka razy na dobę kontrolowane są też wloty przewodów wentylacyjnych i sprawdzane plomby - informuje Krzysztof Radzik, zastępca komendanta Komisariatu Policji Metra Warszawskiego. W ubiegłym roku obrona cywilna przeprowadzała ćwiczenia na stacji Centrum - zasymulowano atak terrorystyczny z użyciem bojowych środków trujących. - Wypadło zupełnie nieźle. W takiej sytuacji zawsze są ofiary, bo tego nie da się uniknąć, ale okazało się, że odpowiednie systemy zadziałały - mówi gen. Ryszard Grosset, który jednak przyznaje, że gdyby w metrze rozpylono bakterie wąglika, bylibyśmy bezbronni.
Niewidoczne działania prewencyjne
Zakłady petrochemiczne PKN Orlen w Płocku to wymarzony cel ataku dla terrorystów, gdyż straty materialne, liczba ofiar i skażenie terenu byłyby niewyobrażalne. Obszar ten powinien więc być szczególnie osłaniany zarówno z lądu, jak i z powietrza. - Zakłady PKN Orlen zabezpiecza firma Orlen-Ochrona. Są to ludzie wyszkoleni, kompetentni, specjaliści w swoim fachu. Poza tym dysponują bronią - tłumaczy Krzysztof Olczyk, członek zarządu PKN Orlen, szef ochrony zakładów. Olczyk przyznaje, że po 11 września zmieniono metody pilnowania przedsiębiorstwa.
Natomiast prawie nic nie zmieniło się w Zakładach Azotowych w Tarnowie-Mościcach, jednej z największych naszych firm chemicznych. - Zdajemy sobie sprawę z zagrożenia, ale uważamy, że nasz system jest skuteczny i nie trzeba go zmieniać. Mamy posterunki stałe, doraźne, grupy interwencyjne oraz piesze i zmotoryzowane patrole - informuje Jerzy Kot, szef ochrony. Przyznaje on, że patrole prowadzą "niewidoczne działania prewencyjne" i współpracują z policją (kilka razy dziennie sprawdzany jest teren wokół zakładów), z którą mogą się skontaktować, dzwoniąc pod numer alarmowy 112.
Najmniej zagrożeniem przejmuje się szefostwo Zespołu Zbiorników Wodnych Czorsztyn-Niedzica SA, gdzie w ogóle nie ma ochrony. Są tam dwie zapory: duża w Czorsztynie (138 mln m3) i mała w Sromowcach (4,5 mln m3). Zniszczenie ich spowodowałoby zalanie tysięcy hektarów. - W zakładzie nie ma ochroniarzy, natomiast obiekty są monitorowane przez całą dobę, a na każdej zaporze jest stróż - mówi pracownik zespołu. - Gdybyśmy zobaczyli, że ktoś podkłada bombę, moglibyśmy tylko zadzwonić na policję. Zawsze jest nas tu dwóch czy trzech. Nie mamy broni, ale mamy gaz.
Wyrzutnie rakietowe na wieżowcach
Na atak terrorystyczny szczególnie narażone są placówki dyplomatyczne państw NATO oraz Izraela w Warszawie, ambasady krajów islamskich, a także Rosji i Chin. Celem ataku mogą też być obiekty istotne dla administracji państwowej i bezpieczeństwa obywateli: ujęcia wody, mosty, tamy, tunele, centra obliczeniowe, szpitale, elewatory, dworce, lotniska, banki, węzły kolejowe i energetyczne.
- Muszą one korzystać z ochrony wyspecjalizowanych formacji, czyli straży przemysłowej. W sytuacjach kryzysowych to wojewoda decyduje, w jaki sposób zabezpieczać takie obiekty - mówi Paweł Biedziak, rzecznik prasowy komendanta głównego policji.
- Istnieje zasadnicza trudność w ochronie wieżowców z powietrza. W praktyce moglibyśmy zainstalować na nich bazy wyrzutni rakietowych, lecz wydaje się to nieadekwatne do zagrożenia i bardzo drogie. Nie stać na to nie tylko Polski, ale i znacznie bogatszych krajów - tłumaczy mjr Witold Kalinowski, rzecznik prasowy Wojsk Obrony Powietrznej Kraju.
- Mamy wytypowane obiekty, które na pewno mogą się stać celem ataku terrorystycznego, i takie, które prawdopodobnie nim mogą być. Lista ta, sporządzona przez administrację wojewódzką w porozumieniu z policją, ma klauzulę ściśle tajne - mówi Andrzej Przemyski, dyrektor Departamentu Porządku Publicznego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji, który koordynuje działania policji, Straży Granicznej i Biura Ochrony Rządu.
(Nie)bezpieczeństwo w powietrzu
- Polska jest bezpieczna. Nie zwiększono liczby "par dyżurnych", czyli dwójkowych patroli samolotów bojowych, które mogą wystartować w kilka minut po otrzymaniu sygnału, że na polskim niebie pojawił się intruz. Zwiększyliśmy za to liczbę posterunków radiolokacyjnych, co pozwala dokładniej monitorować przestrzeń powietrzną - informuje mjr Witold Kalinowski.
Tymczasem dziennikarze "Życia Warszawy" swobodnie weszli na lotnisko na Bemowie. Gdyby byli terrorystami, mogliby bez problemu porwać któryś ze znajdujących się tam samolotów An-2 lub awionetkę i skierować maszynę na cel w Warszawie. Po pięciu minutach lotu dotarliby do PKiN, po sześciu minutach - do Sejmu, a po siedmiu, dziewięciu minutach - na lotnisko Okęcie. - Powietrzna ochrona stolicy jest szczelna. W trzy, cztery minuty po odebraniu sygnału mogłyby się pojawić myśliwce z lotniska w Mińsku Mazowieckim - przekonuje mjr Witold Kalinowski.
Metro pod szczególnym nadzorem
- Na wszystkich peronach wzmożyliśmy kontrole, zwiększyliśmy liczbę patroli. Dworzec obserwują też funkcjonariusze ubrani po cywilnemu - mówi podinspektor Jacek Walczak, komendant komisariatu policji na Dworcu Centralnym w Warszawie. Walczak przyznaje jednocześnie, że do wypełniania tych obowiązków nie dostał dodatkowych ludzi.
- Żadne zmiany po 11 września nie były konieczne. Metro jest bardzo dobrze chronione. Na koniec dnia i przed rozpoczęciem ruchu teren jest sprawdzany przez służby ochrony. Wejścia, perony i tunele są stale monitorowane. Kilka razy na dobę kontrolowane są też wloty przewodów wentylacyjnych i sprawdzane plomby - informuje Krzysztof Radzik, zastępca komendanta Komisariatu Policji Metra Warszawskiego. W ubiegłym roku obrona cywilna przeprowadzała ćwiczenia na stacji Centrum - zasymulowano atak terrorystyczny z użyciem bojowych środków trujących. - Wypadło zupełnie nieźle. W takiej sytuacji zawsze są ofiary, bo tego nie da się uniknąć, ale okazało się, że odpowiednie systemy zadziałały - mówi gen. Ryszard Grosset, który jednak przyznaje, że gdyby w metrze rozpylono bakterie wąglika, bylibyśmy bezbronni.
Niewidoczne działania prewencyjne
Zakłady petrochemiczne PKN Orlen w Płocku to wymarzony cel ataku dla terrorystów, gdyż straty materialne, liczba ofiar i skażenie terenu byłyby niewyobrażalne. Obszar ten powinien więc być szczególnie osłaniany zarówno z lądu, jak i z powietrza. - Zakłady PKN Orlen zabezpiecza firma Orlen-Ochrona. Są to ludzie wyszkoleni, kompetentni, specjaliści w swoim fachu. Poza tym dysponują bronią - tłumaczy Krzysztof Olczyk, członek zarządu PKN Orlen, szef ochrony zakładów. Olczyk przyznaje, że po 11 września zmieniono metody pilnowania przedsiębiorstwa.
Natomiast prawie nic nie zmieniło się w Zakładach Azotowych w Tarnowie-Mościcach, jednej z największych naszych firm chemicznych. - Zdajemy sobie sprawę z zagrożenia, ale uważamy, że nasz system jest skuteczny i nie trzeba go zmieniać. Mamy posterunki stałe, doraźne, grupy interwencyjne oraz piesze i zmotoryzowane patrole - informuje Jerzy Kot, szef ochrony. Przyznaje on, że patrole prowadzą "niewidoczne działania prewencyjne" i współpracują z policją (kilka razy dziennie sprawdzany jest teren wokół zakładów), z którą mogą się skontaktować, dzwoniąc pod numer alarmowy 112.
Najmniej zagrożeniem przejmuje się szefostwo Zespołu Zbiorników Wodnych Czorsztyn-Niedzica SA, gdzie w ogóle nie ma ochrony. Są tam dwie zapory: duża w Czorsztynie (138 mln m3) i mała w Sromowcach (4,5 mln m3). Zniszczenie ich spowodowałoby zalanie tysięcy hektarów. - W zakładzie nie ma ochroniarzy, natomiast obiekty są monitorowane przez całą dobę, a na każdej zaporze jest stróż - mówi pracownik zespołu. - Gdybyśmy zobaczyli, że ktoś podkłada bombę, moglibyśmy tylko zadzwonić na policję. Zawsze jest nas tu dwóch czy trzech. Nie mamy broni, ale mamy gaz.
Więcej możesz przeczytać w 42/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.