Paulina Socha-Jakubowska, „Wprost”: „Niejeden raz dostałam od niej ręką albo ścierką. Kiedy skłamałam albo czegoś nie zrobiłam. Była wybuchowa”. To pani słowa. O Kalinie Jędrusik.
Aleksandra Wierzbicka: Tak robiła, ale tylko wtedy, gdy przyłapała mnie na kłamstwie. A czasem przyłapywała. I była zła.
Jak pani reagowała, przecież to przemoc była.
Kiedyś wypomniałam jej, że nawet „moja rodzona matka mnie nie bije”, a ona na to: „Właśnie, skoro Jadźka cię nie bije, to ja cię muszę, żeby cię wychować”. Tak miała. Takie były jej metody wychowawcze.
Ale to była moja matka z wyboru.
Właśnie. To słowo klucz. „Wybór”.
Żyłyśmy jak matka z córką. Nawet gdy mnie przedstawiała innym, to zdarzyło jej się powiedzieć, „to moja córka”. Ta relacja była tak bliska, że dokładnie jak córka od matki, dostawałam czasem ścierką po głowie.
A w ten sposób ona mnie próbowała wychować, za co jestem jej bardzo wdzięczna. Nawet mi mówiła, że gdybym u Jadzi (biologiczna matka p. Aleksandry – red.) się wychowywała, to ze mnie by nic nie było. Myślę, że miała rację.
Mocne słowa… A gdyby miała pani tak procentowo ocenić rozkład tego matczynego zaangażowania: Jadzia kontra Kalina?
Mama się nie wtrącała w moje życie u Kaliny, do domu jeździłam tylko na Wigilię i Wielkanoc. Dosłownie na samą Wigilię, bo wtedy Kalina chodziła do przyjaciół, do znajomych, a w pierwszy i drugi dzień świąt, siedziałyśmy już razem u niej i u Stasia.
I nigdy nie miała pani konfliktu lojalnościowego? Że w pewnym sensie musiała pani wybierać? Że matce biologicznej musi być ciężko? Że w pewnym sensie ją pani porzuciła? Że wybrała życie u boku gwiazdy?
Do 15. roku życia byłam przy mamie. A potem wykorzystywałam każdą okazję, by uciekać do Kaliny.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.