Za cztery lata możemy mieć rząd spod znaku Radia Maryja lub Samoobrony
Za parę dni kończy urzędowanie rząd Jerzego Buzka. Następuje normalne, zgodne z regułami demokracji i normami konstytucji przekazanie władzy. Pewien okres historii ojczystej się zamyka, następny się otwiera. Pracowałem dla odchodzącego rządu od połowy 1999 r. i bardzo dobrze znam wszystkie jego strony, także te słabe. Nie było, nie ma i nie będzie rządu doskonale ukształtowanego. Piszę to, bo od wielu miesięcy nacierająca opozycja konsekwentnie zamalowywała na czarno wszelkie aspekty życia kraju i redukowała przyczyny niekorzystnych zjawisk do jednej: nieudolnego rządu (ewentualnie jeszcze doktrynerskiej Rady Polityki Pieniężnej). Epitety, często niewybredne, wręcz chamskie, sypały się jak z rękawa. Nie zamierzam twierdzić, że partie rządzące poniosły klęskę w wyniku skutecznej propagandy opozycji. Zapracowały na nią znacznie bardziej niż ich rząd. Zawsze uważałem - także spierając się podczas wykonywania mej funkcji doradcy - że o skuteczności polityki medialnej decyduje polityka realna. Słowa, które docierają do ludzi, nie są jednak bez znaczenia.
Polacy mają realne powody do niezadowolenia z mijającego czterolecia. Dla milionów ludzi i milionów rodzin czterolecie rządów SLD-PSL było okresem opadającego lęku o byt po szoku pierwszych lat transformacji. Byłoby niesprawiedliwe odmawianie tamtej koalicji zasługi w zmniejszeniu tego lęku. Nie ulega wszak wątpliwości, że w sukurs przyszły jej niezwykle sprzyjające, lecz chwilowe okoliczności. I prawdą jest także, że głównymi winami przynajmniej dwu pierwszych rządów SLD-PSL były grzechy zaniechania koniecznych zmian w wielu dziedzinach gospodarki i życia publicznego. Z powodu tych zaniechań sytuacja ludzi poprawiała się szybciej, ale nie na trwałe, tylko na jakiś czas. Na horyzoncie gromadziły się za to chmury narastających problemów. Koalicja AWS-UW otrzymała w spadku niezły klimat społeczny i sprawy do pilnego rozwiązania, które musiały się poważnie przyczynić do jego popsucia.
Ostatnie czterolecie to okres ponownie narastającego lęku o byt. Głównie na skutek coraz większego bezrobocia. Przyczyn tego dramatycznie nabrzmiewającego problemu jest wiele. Większość z nich nie wynikała z polityki rządu i w krótkim czasie nie było można i nadal nie można na nie wpłynąć. Nie ma też w obecnym czteroleciu żadnych czynników nadzwyczajnych, które - jak w okresie rządów SLD-PSL - ułatwiałyby ludziom życie, a rządowi rządzenie. Przeciwnie, jest wiele takich, które działają odwrotnie. To nie propaganda i wybielanie rządu, lecz fakty do tej pory pomijane przez opozycję. Jestem pewien, że za chwilę zostaną wyciągnięte z zanadrza i odpowiedzialny za bezrobocie okaże się na przykład w większym stopniu wyż demograficzny niż rząd. Do lęku o byt doszła też utrata poczucia, że jest się dobrze rządzonym, wywołana głównie niezwykłym zupełnie rozkładem i rozpadem bazy politycznej rządu. Czterolecie kończy się więc w złych nastrojach społecznych, ale także przy bardzo dużych nadziejach, że sytuacja wywołująca przygnębienie społeczeństwa zostanie szybko naprawiona.
Takie nadzieje, gdy ludzie są przygnębieni, a władza się zmienia, powstają samorzutnie. Gorzej jest, jeżeli uprzednio zostają podsycone, a realna sytuacja nie pozwoli ich szybko spełnić. Wydaje mi się, że tak jest obecnie. Jak napisałem na wstępie, od wielu miesięcy w retoryce opozycji, szczególnie SLD, wszystkie złe przejawy w naszym życiu gospodarczym i społecznym sprowadzono do jednego: do złego rządu, który niczego nie zrobił dobrze. Do społeczeństwa poszedł pośrednio taki oto przekaz: nic nie przekracza możliwości rządu, rząd wszystko może zepsuć i wszystko naprawić. Trzeba tylko, żeby rząd był dobry. Część społeczeństwa, także na skutek tej czarnej retoryki, gadania niebotycznych bzdur - na przykład, że po obecnym czteroleciu zostaje spalona ziemia (to ze wstępniaka "Trybuny", chorej na nienawiść do prawicy) - uznała, że najlepszy będzie rząd spod znaku Radia Maryja czy Samoobrony. I dziś właściwie należy życzyć koalicji SLD-UP-PSL powodzenia w trwałym poprawieniu nastroju Polaków. Bo jeśli to się nie uda, za cztery lata możemy mieć rządy wspomnianych dwu partii, którym drogę przecierała lewica, masakrując rząd dziś odchodzący do historii. I to na pewno na jej całkiem niezłe strony.
Polacy mają realne powody do niezadowolenia z mijającego czterolecia. Dla milionów ludzi i milionów rodzin czterolecie rządów SLD-PSL było okresem opadającego lęku o byt po szoku pierwszych lat transformacji. Byłoby niesprawiedliwe odmawianie tamtej koalicji zasługi w zmniejszeniu tego lęku. Nie ulega wszak wątpliwości, że w sukurs przyszły jej niezwykle sprzyjające, lecz chwilowe okoliczności. I prawdą jest także, że głównymi winami przynajmniej dwu pierwszych rządów SLD-PSL były grzechy zaniechania koniecznych zmian w wielu dziedzinach gospodarki i życia publicznego. Z powodu tych zaniechań sytuacja ludzi poprawiała się szybciej, ale nie na trwałe, tylko na jakiś czas. Na horyzoncie gromadziły się za to chmury narastających problemów. Koalicja AWS-UW otrzymała w spadku niezły klimat społeczny i sprawy do pilnego rozwiązania, które musiały się poważnie przyczynić do jego popsucia.
Ostatnie czterolecie to okres ponownie narastającego lęku o byt. Głównie na skutek coraz większego bezrobocia. Przyczyn tego dramatycznie nabrzmiewającego problemu jest wiele. Większość z nich nie wynikała z polityki rządu i w krótkim czasie nie było można i nadal nie można na nie wpłynąć. Nie ma też w obecnym czteroleciu żadnych czynników nadzwyczajnych, które - jak w okresie rządów SLD-PSL - ułatwiałyby ludziom życie, a rządowi rządzenie. Przeciwnie, jest wiele takich, które działają odwrotnie. To nie propaganda i wybielanie rządu, lecz fakty do tej pory pomijane przez opozycję. Jestem pewien, że za chwilę zostaną wyciągnięte z zanadrza i odpowiedzialny za bezrobocie okaże się na przykład w większym stopniu wyż demograficzny niż rząd. Do lęku o byt doszła też utrata poczucia, że jest się dobrze rządzonym, wywołana głównie niezwykłym zupełnie rozkładem i rozpadem bazy politycznej rządu. Czterolecie kończy się więc w złych nastrojach społecznych, ale także przy bardzo dużych nadziejach, że sytuacja wywołująca przygnębienie społeczeństwa zostanie szybko naprawiona.
Takie nadzieje, gdy ludzie są przygnębieni, a władza się zmienia, powstają samorzutnie. Gorzej jest, jeżeli uprzednio zostają podsycone, a realna sytuacja nie pozwoli ich szybko spełnić. Wydaje mi się, że tak jest obecnie. Jak napisałem na wstępie, od wielu miesięcy w retoryce opozycji, szczególnie SLD, wszystkie złe przejawy w naszym życiu gospodarczym i społecznym sprowadzono do jednego: do złego rządu, który niczego nie zrobił dobrze. Do społeczeństwa poszedł pośrednio taki oto przekaz: nic nie przekracza możliwości rządu, rząd wszystko może zepsuć i wszystko naprawić. Trzeba tylko, żeby rząd był dobry. Część społeczeństwa, także na skutek tej czarnej retoryki, gadania niebotycznych bzdur - na przykład, że po obecnym czteroleciu zostaje spalona ziemia (to ze wstępniaka "Trybuny", chorej na nienawiść do prawicy) - uznała, że najlepszy będzie rząd spod znaku Radia Maryja czy Samoobrony. I dziś właściwie należy życzyć koalicji SLD-UP-PSL powodzenia w trwałym poprawieniu nastroju Polaków. Bo jeśli to się nie uda, za cztery lata możemy mieć rządy wspomnianych dwu partii, którym drogę przecierała lewica, masakrując rząd dziś odchodzący do historii. I to na pewno na jej całkiem niezłe strony.
Więcej możesz przeczytać w 42/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.