"Informuję dumnych wyznawców islamu, że autor Szatańskich wersetów, książki, która uderza w islam, Proroka i Koran, oraz wszyscy, którzy przygotowali tę publikację, a byli świadomi jej treści, są niniejszym skazani na śmierć" - taki komunikat wydał 15 lutego 1989 roku ajatollah Chomeini. Salman Rushdie podjął próbę pokazania światu, jak religijne przykazania rodzą muzułmański fanatyzm. Rząd prezydenta Mohammada Chatamiego unieważnił wyrok, jednak irańscy fanatycy nadal oferują za zamordowanie pisarza 2,8 mln dolarów.
Salman Rushdie
W styczniu 2001 r. napisałem, że decydująca walka nowej ery rozegra się pomiędzy terroryzmem a służbą bezpieczeństwa. Denerwowałem się, że zgodnie z najczarniejszym scenariuszem ekspertów do spraw bezpieczeństwa życie może oznaczać wyrzeczenie się zbyt dużej cząstki wolności. Demokracja wymaga przejrzystości - uzasadniałem - i w walce między bezpieczeństwem a wolnością zawsze musimy błądzić po stronie wolności. Jednakże we wtorek 11 września zrealizował się najgorszy scenariusz.
Rozbili nasze miasto. Jestem jednym z nowojorczyków o najkrótszym stażu, ale nawet ludzie, których stopa nigdy nie stanęła na Manhattanie, głęboko odczuli jego rany. Nowy Jork olśniewa ducha, jest bijącym sercem widzialnego świata, jest "miastem orgii, spacerów i radości" Walta Whitmana, jego "dumnym i pełnym pasji - gorącym, szalonym, ekstrawaganckim miastem!". Tej świetlanej stolicy widzialnego siły niewidzialnego zadały straszny cios. Nie trzeba mówić, jak straszny - wszyscy to widzieliśmy, wszystkich nas to zmieniło. Teraz musimy sprawić, by rana nie okazała się śmiertelna. By świat tego, co widzialne, zatriumfował nad tym, co otoczone tajemnicą, dostrzegalne tylko poprzez skutki swych okropnych czynów.
Zapewnienie wolnym społecznościom bezpieczeństwa wymaga kompromisu w sferze naszych wolności obywatelskich. Ale w zamian za rezygnację z części wolności mamy prawo oczekiwać, że nasze miasta, wody, samoloty i dzieci naprawdę będą lepiej niż do tej pory chronione. Reakcja Zachodu na ataki 11 września zostanie w dużej mierze oceniona na podstawie tego, czy ludzie znowu poczują się bezpiecznie w swoich domach, miejscach pracy, w codziennym życiu. Straciliśmy to zaufanie i musimy je odzyskać.
Kwestia kontrataku. Tak, musimy posłać przeciwko nim swoich bojowników cienia i mieć nadzieję, że nasi zdobędą przewagę. Ta tajemna wojna nie wystarczy jednak, by odnieść zwycięstwo. Będziemy potrzebowali również społecznej, politycznej i dyplomatycznej ofensywy, której celem musi być jak najszybsze rozwiązanie niektórych problemów świata, przede wszystkim zakończenie wojny o przestrzeń, godność, uznanie i przeżycie, jaką prowadzą Izraelczycy i Palestyńczycy. W przyszłości od wszystkich stron wymagana będzie lepsza ocena sytuacji - proszę więcej nie bombardować sudańskich fabryk aspiryny! Czas przestać robić sobie wrogów, a zacząć pozyskiwać przyjaciół.
Mówiąc to, nie zamierzam się przyłączać do rozwścieczających Amerykę lewicowych grup (ich reakcja była jedną z najbardziej żenujących konsekwencji ataku terrorystycznego na USA). "Problem Ameryki polega na tym, że...", "Ameryka musi zrozumieć, że" - dookoła słychać wiele tego świętoszkowatego moralnego relatywizowania. Krajowi, który cierpi z powodu najbardziej drastycznego zamachu terrorystycznego w historii, krajowi pogrążonemu w głębokim żalu i straszliwym bólu mówi się bezlitośnie, że to on ponosi całą winę za śmierć swoich obywateli. ("Czy my na to zasłużyliśmy, sir?" - zapytał przybyłego do "strefy zero" brytyjskiego dziennikarza oszołomiony robotnik. Ta ponura uprzejmość - "sir" - wydaje mi się zupełnie zadziwiająca.)
Powiedzmy jasno, dlaczego te antyamerykańskie ataki są przerażającą bzdurą. Terroryzm to mord na niewinnych - tym razem mord masowy. Kto tłumaczy takie okrucieństwo, oskarżając politykę rządu USA, zaprzecza podstawowej idei każdej moralności - że to jednostki ponoszą odpowiedzialność za swe czyny. Co więcej, terroryzm nie jest dążeniem do legalnych celów nielegalnymi środkami. Terrorysta zasłania się żalami świata, by ukryć swe prawdziwe motywy. Wydaje się nieprawdopodobne, by częścią tego, co próbowali osiągnąć zabójcy, miało być zbudowanie lepszego świata.
Fundamentaliści próbują zburzyć nie tylko budynki. Tacy ludzie są przeciw - wymienię tylko kilka wartości - wolności słowa, wielopartyjnemu systemowi politycznemu, powszechnemu prawu wyborczemu, odpowiedzialnemu rządowi, Żydom, homoseksualistom, prawom kobiet, pluralizmowi, sekularyzacji, krótkim spódniczkom, tańczeniu, goleniu brody, teorii ewolucji, uprawianiu seksu. To tyrani, a nie muzułmanie. (Islam jest surowy dla samobójców, skazuje ich na powtarzanie aktu śmierci przez całą wieczność. Muzułmanie powinni jednak dokładnie sprawdzić, dlaczego wiara, którą tak bardzo kochają, jest pożywką dla tak wielu zmutowanych odmian przemocy. Jeżeli Zachód musi zrozumieć swoich Unabomberów i McVeigh’ów, islam musi stawić czoło swoim bin Ladenom.)
Kofi Annan, sekretarz generalny ONZ, powiedział, że teraz powinniśmy się określić nie tylko poprzez to, za czym się opowiadamy, ale też poprzez to, czemu jesteśmy przeciwni. Ja odwróciłbym tę kolejność. Zamachowcy samobójcy wbili olbrzymie samoloty w World Trade Center i Pentagon, zabijając tysiące ludzi: tak, jestem temu przeciwny. Ale za czym się opowiadamy? Co zaryzykujemy, by obronić nasze życie? Czy potrafimy jednogłośnie przy wszystkich punktach przytoczonej przeze mnie listy - nawet przy krótkich spódniczkach i tańcu - powiedzieć, że warto za to umierać?
Jak pokonać terroryzm? Nie daj się sterroryzować. Nie pozwól, by strach rządził twoim życiem. Nawet, jeżeli się boisz.
Salman Rushdie
W styczniu 2001 r. napisałem, że decydująca walka nowej ery rozegra się pomiędzy terroryzmem a służbą bezpieczeństwa. Denerwowałem się, że zgodnie z najczarniejszym scenariuszem ekspertów do spraw bezpieczeństwa życie może oznaczać wyrzeczenie się zbyt dużej cząstki wolności. Demokracja wymaga przejrzystości - uzasadniałem - i w walce między bezpieczeństwem a wolnością zawsze musimy błądzić po stronie wolności. Jednakże we wtorek 11 września zrealizował się najgorszy scenariusz.
Rozbili nasze miasto. Jestem jednym z nowojorczyków o najkrótszym stażu, ale nawet ludzie, których stopa nigdy nie stanęła na Manhattanie, głęboko odczuli jego rany. Nowy Jork olśniewa ducha, jest bijącym sercem widzialnego świata, jest "miastem orgii, spacerów i radości" Walta Whitmana, jego "dumnym i pełnym pasji - gorącym, szalonym, ekstrawaganckim miastem!". Tej świetlanej stolicy widzialnego siły niewidzialnego zadały straszny cios. Nie trzeba mówić, jak straszny - wszyscy to widzieliśmy, wszystkich nas to zmieniło. Teraz musimy sprawić, by rana nie okazała się śmiertelna. By świat tego, co widzialne, zatriumfował nad tym, co otoczone tajemnicą, dostrzegalne tylko poprzez skutki swych okropnych czynów.
Zapewnienie wolnym społecznościom bezpieczeństwa wymaga kompromisu w sferze naszych wolności obywatelskich. Ale w zamian za rezygnację z części wolności mamy prawo oczekiwać, że nasze miasta, wody, samoloty i dzieci naprawdę będą lepiej niż do tej pory chronione. Reakcja Zachodu na ataki 11 września zostanie w dużej mierze oceniona na podstawie tego, czy ludzie znowu poczują się bezpiecznie w swoich domach, miejscach pracy, w codziennym życiu. Straciliśmy to zaufanie i musimy je odzyskać.
Kwestia kontrataku. Tak, musimy posłać przeciwko nim swoich bojowników cienia i mieć nadzieję, że nasi zdobędą przewagę. Ta tajemna wojna nie wystarczy jednak, by odnieść zwycięstwo. Będziemy potrzebowali również społecznej, politycznej i dyplomatycznej ofensywy, której celem musi być jak najszybsze rozwiązanie niektórych problemów świata, przede wszystkim zakończenie wojny o przestrzeń, godność, uznanie i przeżycie, jaką prowadzą Izraelczycy i Palestyńczycy. W przyszłości od wszystkich stron wymagana będzie lepsza ocena sytuacji - proszę więcej nie bombardować sudańskich fabryk aspiryny! Czas przestać robić sobie wrogów, a zacząć pozyskiwać przyjaciół.
Mówiąc to, nie zamierzam się przyłączać do rozwścieczających Amerykę lewicowych grup (ich reakcja była jedną z najbardziej żenujących konsekwencji ataku terrorystycznego na USA). "Problem Ameryki polega na tym, że...", "Ameryka musi zrozumieć, że" - dookoła słychać wiele tego świętoszkowatego moralnego relatywizowania. Krajowi, który cierpi z powodu najbardziej drastycznego zamachu terrorystycznego w historii, krajowi pogrążonemu w głębokim żalu i straszliwym bólu mówi się bezlitośnie, że to on ponosi całą winę za śmierć swoich obywateli. ("Czy my na to zasłużyliśmy, sir?" - zapytał przybyłego do "strefy zero" brytyjskiego dziennikarza oszołomiony robotnik. Ta ponura uprzejmość - "sir" - wydaje mi się zupełnie zadziwiająca.)
Powiedzmy jasno, dlaczego te antyamerykańskie ataki są przerażającą bzdurą. Terroryzm to mord na niewinnych - tym razem mord masowy. Kto tłumaczy takie okrucieństwo, oskarżając politykę rządu USA, zaprzecza podstawowej idei każdej moralności - że to jednostki ponoszą odpowiedzialność za swe czyny. Co więcej, terroryzm nie jest dążeniem do legalnych celów nielegalnymi środkami. Terrorysta zasłania się żalami świata, by ukryć swe prawdziwe motywy. Wydaje się nieprawdopodobne, by częścią tego, co próbowali osiągnąć zabójcy, miało być zbudowanie lepszego świata.
Fundamentaliści próbują zburzyć nie tylko budynki. Tacy ludzie są przeciw - wymienię tylko kilka wartości - wolności słowa, wielopartyjnemu systemowi politycznemu, powszechnemu prawu wyborczemu, odpowiedzialnemu rządowi, Żydom, homoseksualistom, prawom kobiet, pluralizmowi, sekularyzacji, krótkim spódniczkom, tańczeniu, goleniu brody, teorii ewolucji, uprawianiu seksu. To tyrani, a nie muzułmanie. (Islam jest surowy dla samobójców, skazuje ich na powtarzanie aktu śmierci przez całą wieczność. Muzułmanie powinni jednak dokładnie sprawdzić, dlaczego wiara, którą tak bardzo kochają, jest pożywką dla tak wielu zmutowanych odmian przemocy. Jeżeli Zachód musi zrozumieć swoich Unabomberów i McVeigh’ów, islam musi stawić czoło swoim bin Ladenom.)
Kofi Annan, sekretarz generalny ONZ, powiedział, że teraz powinniśmy się określić nie tylko poprzez to, za czym się opowiadamy, ale też poprzez to, czemu jesteśmy przeciwni. Ja odwróciłbym tę kolejność. Zamachowcy samobójcy wbili olbrzymie samoloty w World Trade Center i Pentagon, zabijając tysiące ludzi: tak, jestem temu przeciwny. Ale za czym się opowiadamy? Co zaryzykujemy, by obronić nasze życie? Czy potrafimy jednogłośnie przy wszystkich punktach przytoczonej przeze mnie listy - nawet przy krótkich spódniczkach i tańcu - powiedzieć, że warto za to umierać?
Jak pokonać terroryzm? Nie daj się sterroryzować. Nie pozwól, by strach rządził twoim życiem. Nawet, jeżeli się boisz.
Więcej możesz przeczytać w 43/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.