Skok na skarbonki

Dodano:   /  Zmieniono: 
Bogaci są ci, którzy oszczędzają, a nie ci, którzy trwonią
Ratując budżet, rząd chce wprowadzić jednolitą, dwudziestoprocentową stawkę opodatkowania odsetek bankowych i innych podobnych dochodów. Podatek taki miałby - mówiąc językiem byłego prezydenta - pewne "plusy dodatnie". Lista "plusów ujemnych" jest jednak znacznie dłuższa. Tak długa, że warto raz jeszcze zastanowić się zarówno nad samą ideą, jak i formą tego podatku.
Jakie korzyści odniósłby budżet? Przyjmując, że wartość wszystkich oszczędności wynosi w Polsce 200 mld zł, a przeciętna stopa oprocentowania - 8 proc., dochody budżetowe mogłyby wynieść 3-3,5 mld zł. To niecałe 2 proc. planowanych wydatków. Nie za wiele, ale jednak. Co więcej, przy dominującej obecnie miesięcznej kapitalizacji odsetek w bankach podatek ten w znacznej części zasilałby budżet na bieżąco, a nie po zakończeniu roku podatkowego.

Radość i smutek z łatwego zarobku
Radość z łatwego pozyskania 3 mld zł trzeba jednak zmącić. Pierwsza wątpliwość prawna wiąże się z zasadą, że prawo nie działa wstecz. Umowy lokacyjne i zakupu obligacji nie przewidywały istnienia takiego podatku. Logiczne jest zatem, że nie można by ich opodatkować. Sprawia to, że od wspomnianych 200 mld zł trzeba by sporo odjąć (około 80 mld zł). Wprawdzie umowy zawarte na starych warunkach będą stopniowo wygasać (lokaty po kilku miesiącach, obligacje po kilku latach), ale nie można wykluczyć racjonalnej zmiany w portfelach oszczędzających. Po prostu 31 grudnia zmienią oni formę oszczędzania na lokatę wieloletnią lub wykupią obligacje czteroletnie.
Oczywiście banki będą się bronić, podnosząc oprocentowanie brutto depozytów, aby zniwelować lub - co bardziej prawdopodobne - zmniejszyć stratę na oprocentowaniu netto. Tego jednak nie da się zrobić bez podniesienia oprocentowania kredytów. To zaś - jak łatwo zauważyć - w znacznym stopniu zniweczy pozytywne skutki obniżenia przez Radę Polityki Pieniężnej stóp procentowych banku centralnego. Przynajmniej dla budżetu. Budżet bowiem zarobi miliard lub dwa na podatku od oszczędności i straci (pożyczając 40 mld zł) cztery miliardy na wyższym o jeden punkt procentowy oprocentowaniu bonów skarbowych.
Ponadto ciułacze mogą uciec od podatku, oszczędzając w walutach obcych. Odsetki są tutaj mniej więcej trzykrotnie niższe, a więc mniejsze byłyby także podatki. Zyskiem dla oszczędzających są też różnice kursowe. A tych proponowany podatek nie powinien objąć.
Obecnie w Polsce nagminnie używa się zamiennie dwóch określeń: podatek od dochodów kapitałowych i podatek od oszczędności. W rzeczywistości jednak są to dwa różne podatki. Podatek od dochodów kapitałowych obejmuje zyski ze sprzedaży elementów kapitału (na przykład różnice kursów sprzedaży i kupna akcji, różnice cen sprzedaży i kupna domu, a także ewentualne zyski kursowe). Podatek taki - capital gains tax - w większości krajów występuje. Nie zawsze jednak obejmuje on dochody z odsetek od oszczędności. Te albo są włączane do ogólnej sumy dochodów i obciążone podatkiem PIT (m.in. w USA), albo są obciążone podatkiem od oszczędności osobistych, który ochrzcić można mianem PSIT (personal savings income tax). O podatku kapitałowym na razie nikt nie mówi. Odnotujmy jednak fakt, że jego wprowadzenie jest technicznie bardzo trudne, a pobór kosztowny. Rodzi bowiem także konieczność kalkulowania strat i możliwość odpisywania ich od zysków.

Pułapka liniowa
Oczywistą pułapką jest liniowość podatku - wszyscy płacą 20 proc. od swych dochodów odsetkowych. Wprowadzenie proporcjonalnego opodatkowania części dochodów jeszcze bardziej przybliża całość opodatkowania do systemu liniowego. Wszystkie podatki poza PIT mają liniowy charakter, a PIT dostarcza niespełna 20 proc. dochodów budżetu. Jest to rozsądne, ale sprzeczne z ideologią SLD. Racjonalne tłumaczenie, że liniowe opodatkowanie oszczędności jest najtańsze dla fiskusa, jest ciosem samobójczym. Powszechny podatek liniowy byłby jeszcze tańszy. Podobnie jest z powoływaniem się na ustawodawstwo europejskie. W większości krajów podatek od oszczędności nie jest liniowy, gdyż zawiera wysokie kwoty dochodów zwolnionych od opodatkowania. Francuz, Niemiec czy Holender nie zapłacą podatku od oszczędności, jeżeli zyski z tego tytułu - daj Boże Polakowi pomarzyć - będą mniejsze niż 12-15 tys. zł.

Europa każe?
Innym argumentem przywoływanym w obronie PSIT jest to, że występuje on w większości krajów świata, a Unia Europejska w swojej dyrektywie nie tylko zaleca jego wprowadzenie w krajach członkowskich, ale także namawia do tego inne kraje. Pomijając fakt, że tłumaczenie się, iż robimy głupstwo, bo Europa nam każe, jest najlepszym sposobem, aby Lepper wprowadził nas do ZBiR, zauważyć trzeba, że nie jest ono prawdziwe. Unia rzeczywiście od kilku lat stara się ujednolicić opodatkowanie oszczędności. Idzie jej to jednak z dużym trudem i ostatnie posiedzenie w tej sprawie (18 lipca 2001 r.) nie przyniosło większego postępu. Przeciwnie, Luksemburg i Austria uzyskały siedmioletnie okresy dostosowawcze. Polska ma na to czas aż do 2010 r. I spieszyć się nie ma do czego.
Lista "ujemnych plusów" jest długa. Na pierwszym miejscu jest oczywiście spadek i tak bardzo niskiej w Polsce stopy oszczędzania. Z beztroską godną Andrzeja Leppera wicepremier Marek Belka zbagatelizował te zagrożenia, mówiąc, że jak ludzie będą mniej oszczędzać, to więcej wydadzą, co ożywi popyt i przyspieszy wzrost gospodarczy.
Jeśli tak, to rzecz cała sprowadza się do pytania: kto ma rację: Keynes (czyli twórca już dawno zaniechanej tzw. teorii popytowej) czy ekonomia? Czy wzrost gospodarczy zależy od akumulacji czy od popytu? Czy bogaci są ci, którzy oszczędzają, czy ci, którzy trwonią? Wydawało się, że w tej akurat kwestii poglądy prof. Belki są jasne. Wychodzi jednak na to, że nie są. Jeżeli jednak jest tak, że o wszystkim decyduje to, ile ludzie wydają, to należy rozważyć inny wariant działań. A może nie wprowadzać dodatkowego podatku? Wtedy ludzie będą mieli jeszcze więcej pieniędzy i jeszcze więcej wydadzą. Oczywiście takim drobiazgiem, jak to, kto i za co owo "więcej" wyprodukuje, nie będziemy się zajmować.

Więcej możesz przeczytać w 43/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.