Rocznie kupujemy podróbki za 2 miliardy złotych
Mariusz Szydlak ma 23 lata. Mieszka w Mińsku Mazowieckim, a pracuje w Warszawie w małej piekarni. Nosi T-shirty Big Star i Diesel, marynarki Cottonfield, dżinsy Levi Strauss, buty Adidas, zegarek Omega, używa wody toaletowej Hugo Boss. T-shirty produkowane są pod Sieradzem, marynarki pochodzą z jego rodzinnego miasta, dżinsy uszyto w Pabianicach, buty wyprodukowano w zakładzie koło Kalisza, zegarek kupiony u hurtownika z Oleśnicy pochodzi z Ukrainy, a woda toaletowa była konfekcjonowana w Rzeszowie. W żadnej z tych miejscowości nie ma fabryk wymienionych firm. Wszystkie te towary są podróbkami. Mariusz Szydlak zarabia 1200 zł miesięcznie. Produkty te kupił na Stadionie Dziesięciolecia w Warszawie za połowę swojej pensji. Za oryginalny towar zapłaciłby pięć, sześć razy więcej.
W Polsce sprzedaje się podrabiane wyroby ponad pięciuset markowych firm. Ich łączna wartość przekracza dwa miliardy złotych rocznie. W ostatnich dwóch latach policjanci zarekwirowali fałszywki i urządzenia służące do ich produkcji warte 41 mln zł. W 1999 r. przerwano nielegalną działalność 34 producentów, 75 hurtowników i 1120 dystrybutorów. W ubiegłym roku przyłapano na gorącym uczynku 26 producentów, 60 hurtowników i 1062 dystrybutorów.
Policjanci szacują, że to mniej niż 1 proc. działających w naszym kraju wytwórców i handlarzy podróbek. Najczęściej fałszowano produkty takich marek, jak Reebok, Fila, Adidas, Nike, Puma, Mustang, Lee Cooper, Wrangler, Levi Strauss, Diesel, Big Star, Dr. Martens, Gladiator, Chanel, Dior, Nina Ricci, Yves Saint-Laurent, Givenchy, Calvin Klein, Salvador Dali, Hugo Boss, Kenzo, Umbro, Hummel, Vegeta Podravka, Philip Morris, Reynolds, Rothmans, Reemtsma, Smirnoff, Finlandia i Zippo.
Biednemu wolno kraść
Tuszyn koło Łodzi. Tu znajduje się największy w Polsce bazar-hurtownia. Ponad tysiąc handlowców oferuje około dwustu znanych marek odzieży, butów, kosmetyków, artykułów spożywczych. Nie wszystkie można zobaczyć na stoiskach - tu są tylko próbki. Najczęściej są to produkty Adidasa, Reeboka i Diesla. Część towarów ukryta jest w torbach pod ladami, część - w samochodach zaparkowanych wokół targowiska. Na hurtowe zakupy trzeba się umawiać indywidualnie. Janusza Likowskiego (takie nazwisko zauważyliśmy na dokumentach w jego samochodzie) pytamy, czy wie, że handluje podrabianymi markami. - A jakie to ma znaczenie? Ciuch jest dobry i tani, więc klient jest zadowolony, a ja mam z czego żyć. Przecież kupujący u nas i tak nie poszliby do sklepów firmowych, zatem właściciele marek na tym nie tracą - tłumaczy. Gdy mówimy, że podrabianie towarów to kradzież, zwołuje kolegów, żeby nas przepędzili.
Kupowanie podróbek tłumaczymy często niskimi dochodami: biedny ma więc prawo do tej formy kradzieży.
- Popyt na podróbki sprawia, że w naszym kraju prawo własności jest często relatywizowane - jego naruszanie tłumaczymy względami społecznymi, biedą itp. To prowadzi do przyzwolenia na tę formę oszustwa - tłumaczy Krzysztof Dzierżawski z Centrum im. Adama Smitha.
"Uszlachetnianie" towarów
Na bazarze w Tuszynie obserwujemy, jak kolejni handlarze przekazują sobie wiadomość o kontroli (najczęściej za pomocą telefonów komórkowych). Podrabiane produkty są zakrywane innymi, część jest chowana. Po kilku minutach alarm zostaje odwołany. Na straganach znowu pojawia się odzież z metkami Levi Straussa, buty udające produkt Nike’a, podróbki perfum Diora. Naloty policji i kontrole są wkalkulowane w ten interes: w ostateczności towar jest porzucany. Policjanci go konfiskują, ale nikomu nie mogą postawić zarzutów. - W sierpniu kontrole wpadały cztery razy dziennie. Traciło się nawet połowę towaru. Teraz mamy system ostrzegawczy, więc straty są minimalne - opowiada sprzedawca dojeżdżający do Tuszyna z Konina.
Na większości straganów nie ma podróbek z charakterystycznymi metkami, tylko produkty bardzo przypominają markowe: te same stebnówki na dżinsach, charakterystyczne paski na butach. Nazwy producentów nic nie mówią: firmy Bridle, Janpex, Kapa, Moverik, Techmo, Rytex czy Łazikowski & Co. Tylko w okolicach Łodzi takich przedsiębiorstw jest około stu. Dopóki na ich towarach nie ma metek znanych firm, dopóty wszystko jest w porządku. Łódzcy policjanci przeszukali w tym roku 24 takie fabryczki (w Zgierzu, Pabianicach, Rzgowie, Sieradzu, Kaliszu, Poddębicach), lecz nigdzie nie znaleźli firmowych metek czy charakterystycznych opakowań kosmetyków.
Udało nam się dowiedzieć, jak "niczyje" towary przeistaczają się w podróbki. Wszystko odbywa się w drodze: ciężarówki i busy dowożące towar do stolicy lub hurtowego odbiorcy są po prostu ruchomymi fabryczkami. Kilka czy kilkanaście kobiet przyszywa na trasie znane metki, wkłada produkty w opakowania, nakleja charakterystyczne znaczki. Jeśli trzeba użyć maszyn, to w podwarszawskich miejscowościach (Zielonce, Kobyłce, Markach, Ząbkach, Brwinowie, Piasecznie) aż roi się od małych zakładów, w których przywiezione z różnych stron Polski towary są "uszlachetniane". Firmy te często należą do producentów. Pracują w nich przeważnie Rosjanki, Litwinki, Białorusinki i Ukrainki. Oczywiście na czarno.
Podróbkowe specjalizacje
"Uszlachetnione" towary trafiają na największe bazary - najczęściej na Stadion Dziesięciolecia. Tu bez trudu można nabyć buty, spodnie, koszulki, kosmetyki ze znakami towarowymi światowych potentatów. Ich cena zwykle nie przekracza 20 proc. ceny oryginału. To i tak dużo, zważywszy na niską jakość produktów: ubrania przeważnie nie nadają się do użytku już po drugim praniu. Chętnych do ich kupna jednak nie brakuje. Na stadion codziennie przyjeżdża kilkanaście tysięcy klientów, głównie z okolic Warszawy. Pociągami podmiejskimi kursują dziesiątki pasażerów w podrabianych spodniach Levi Strauss czy Wrangler oraz koszulach z wielkim logo firm Lee, Umbro albo Pierre Cardin. Największe polskie bazary specjalizują się w rozprowadzaniu wybranych podróbek, najczęściej produkowanych w okolicznych miejscowościach. W Poz-naniu oferuje się przede wszystkim buty Nike, Adidas, Puma i Fila oraz odzież sportową tych firm. Rzeszów specjalizuje się w kosmetykach Armaniego, Diora i Chanel, Przemyśl - w perfumach Givenchy, Salvador Dali i Nina Ricci. W Radomiu podrabia się gry komputerowe, w Łodzi - odzież Cottonfield, w Szczecinie i Elblągu - płyty CD.
Przestępstwo bez przestępców
Wieloetapowa struktura dystrybucji podrabianych towarów sprawia, że najtrudniej jest udowodnić przestępstwo producentom. W ostatnich miesiącach udało się to zaledwie czternaście razy. W Zakopanem po skontrolowaniu kilkunastu sklepów policjanci znaleźli kilka tysięcy kurtek, spodni, czapek i rękawiczek rzekomo wyprodukowanych przez firmę Alpinus. W rzeczywistości uszyto je w Zakopanem. W Rzeszowie zatrzymano właś-ciciela i czterech pracowników firmy "wytwarzającej" przyprawy Vegeta i Degusta. Podczas przeszukania fabryki okazało się, że aby uzyskać charakterystyczną barwę, dodawali do przyprawy kredową farbę.
Trudno też przyłapać dystrybutorów. Dorabianie znaków towarowych odbywa się jak najbliżej punktów sprzedaży detalicznej. Wpadają głównie ci, którzy wiozą towar podrabiany za granicą, przede wszystkim w krajach byłego ZSRR. Niedawno ujęto m.in. obywatela Kazachstanu, który usiłował dostarczyć jednej z firm w Tomaszowie Lubelskim sprzęt sportowy Nike, Reebok i Adidas. Transport wart był niemal 200 tys. zł. Podobny asortyment, wart prawie 500 tys. zł, skonfiskowano Litwinowi zmierzającemu do Białegostoku. W tym samym mieście znaleziono też ponad 4 tys. podrabianych zegarków firm szwajcarskich i japońskich, które trafiły do Polski również zza wschodniej granicy.
- Szkoda pieniędzy na zwalczanie pojedynczych sprzedawców czy pracowników małych szwalni. Trzeba uderzyć przede wszystkim we właścicieli wielkich zakładów i hurtowni podróbek. Proceder ten szkodzi bowiem legalnemu przemysłowi, a więc pośrednio także państwu i budżetowi - mówi Andrzej Przemyski, dyrektor Departamentu Bezpieczeństwa Publicznego MSWiA.
W Polsce sprzedaje się podrabiane wyroby ponad pięciuset markowych firm. Ich łączna wartość przekracza dwa miliardy złotych rocznie. W ostatnich dwóch latach policjanci zarekwirowali fałszywki i urządzenia służące do ich produkcji warte 41 mln zł. W 1999 r. przerwano nielegalną działalność 34 producentów, 75 hurtowników i 1120 dystrybutorów. W ubiegłym roku przyłapano na gorącym uczynku 26 producentów, 60 hurtowników i 1062 dystrybutorów.
Policjanci szacują, że to mniej niż 1 proc. działających w naszym kraju wytwórców i handlarzy podróbek. Najczęściej fałszowano produkty takich marek, jak Reebok, Fila, Adidas, Nike, Puma, Mustang, Lee Cooper, Wrangler, Levi Strauss, Diesel, Big Star, Dr. Martens, Gladiator, Chanel, Dior, Nina Ricci, Yves Saint-Laurent, Givenchy, Calvin Klein, Salvador Dali, Hugo Boss, Kenzo, Umbro, Hummel, Vegeta Podravka, Philip Morris, Reynolds, Rothmans, Reemtsma, Smirnoff, Finlandia i Zippo.
Biednemu wolno kraść
Tuszyn koło Łodzi. Tu znajduje się największy w Polsce bazar-hurtownia. Ponad tysiąc handlowców oferuje około dwustu znanych marek odzieży, butów, kosmetyków, artykułów spożywczych. Nie wszystkie można zobaczyć na stoiskach - tu są tylko próbki. Najczęściej są to produkty Adidasa, Reeboka i Diesla. Część towarów ukryta jest w torbach pod ladami, część - w samochodach zaparkowanych wokół targowiska. Na hurtowe zakupy trzeba się umawiać indywidualnie. Janusza Likowskiego (takie nazwisko zauważyliśmy na dokumentach w jego samochodzie) pytamy, czy wie, że handluje podrabianymi markami. - A jakie to ma znaczenie? Ciuch jest dobry i tani, więc klient jest zadowolony, a ja mam z czego żyć. Przecież kupujący u nas i tak nie poszliby do sklepów firmowych, zatem właściciele marek na tym nie tracą - tłumaczy. Gdy mówimy, że podrabianie towarów to kradzież, zwołuje kolegów, żeby nas przepędzili.
Kupowanie podróbek tłumaczymy często niskimi dochodami: biedny ma więc prawo do tej formy kradzieży.
- Popyt na podróbki sprawia, że w naszym kraju prawo własności jest często relatywizowane - jego naruszanie tłumaczymy względami społecznymi, biedą itp. To prowadzi do przyzwolenia na tę formę oszustwa - tłumaczy Krzysztof Dzierżawski z Centrum im. Adama Smitha.
"Uszlachetnianie" towarów
Na bazarze w Tuszynie obserwujemy, jak kolejni handlarze przekazują sobie wiadomość o kontroli (najczęściej za pomocą telefonów komórkowych). Podrabiane produkty są zakrywane innymi, część jest chowana. Po kilku minutach alarm zostaje odwołany. Na straganach znowu pojawia się odzież z metkami Levi Straussa, buty udające produkt Nike’a, podróbki perfum Diora. Naloty policji i kontrole są wkalkulowane w ten interes: w ostateczności towar jest porzucany. Policjanci go konfiskują, ale nikomu nie mogą postawić zarzutów. - W sierpniu kontrole wpadały cztery razy dziennie. Traciło się nawet połowę towaru. Teraz mamy system ostrzegawczy, więc straty są minimalne - opowiada sprzedawca dojeżdżający do Tuszyna z Konina.
Na większości straganów nie ma podróbek z charakterystycznymi metkami, tylko produkty bardzo przypominają markowe: te same stebnówki na dżinsach, charakterystyczne paski na butach. Nazwy producentów nic nie mówią: firmy Bridle, Janpex, Kapa, Moverik, Techmo, Rytex czy Łazikowski & Co. Tylko w okolicach Łodzi takich przedsiębiorstw jest około stu. Dopóki na ich towarach nie ma metek znanych firm, dopóty wszystko jest w porządku. Łódzcy policjanci przeszukali w tym roku 24 takie fabryczki (w Zgierzu, Pabianicach, Rzgowie, Sieradzu, Kaliszu, Poddębicach), lecz nigdzie nie znaleźli firmowych metek czy charakterystycznych opakowań kosmetyków.
Udało nam się dowiedzieć, jak "niczyje" towary przeistaczają się w podróbki. Wszystko odbywa się w drodze: ciężarówki i busy dowożące towar do stolicy lub hurtowego odbiorcy są po prostu ruchomymi fabryczkami. Kilka czy kilkanaście kobiet przyszywa na trasie znane metki, wkłada produkty w opakowania, nakleja charakterystyczne znaczki. Jeśli trzeba użyć maszyn, to w podwarszawskich miejscowościach (Zielonce, Kobyłce, Markach, Ząbkach, Brwinowie, Piasecznie) aż roi się od małych zakładów, w których przywiezione z różnych stron Polski towary są "uszlachetniane". Firmy te często należą do producentów. Pracują w nich przeważnie Rosjanki, Litwinki, Białorusinki i Ukrainki. Oczywiście na czarno.
Podróbkowe specjalizacje
"Uszlachetnione" towary trafiają na największe bazary - najczęściej na Stadion Dziesięciolecia. Tu bez trudu można nabyć buty, spodnie, koszulki, kosmetyki ze znakami towarowymi światowych potentatów. Ich cena zwykle nie przekracza 20 proc. ceny oryginału. To i tak dużo, zważywszy na niską jakość produktów: ubrania przeważnie nie nadają się do użytku już po drugim praniu. Chętnych do ich kupna jednak nie brakuje. Na stadion codziennie przyjeżdża kilkanaście tysięcy klientów, głównie z okolic Warszawy. Pociągami podmiejskimi kursują dziesiątki pasażerów w podrabianych spodniach Levi Strauss czy Wrangler oraz koszulach z wielkim logo firm Lee, Umbro albo Pierre Cardin. Największe polskie bazary specjalizują się w rozprowadzaniu wybranych podróbek, najczęściej produkowanych w okolicznych miejscowościach. W Poz-naniu oferuje się przede wszystkim buty Nike, Adidas, Puma i Fila oraz odzież sportową tych firm. Rzeszów specjalizuje się w kosmetykach Armaniego, Diora i Chanel, Przemyśl - w perfumach Givenchy, Salvador Dali i Nina Ricci. W Radomiu podrabia się gry komputerowe, w Łodzi - odzież Cottonfield, w Szczecinie i Elblągu - płyty CD.
Przestępstwo bez przestępców
Wieloetapowa struktura dystrybucji podrabianych towarów sprawia, że najtrudniej jest udowodnić przestępstwo producentom. W ostatnich miesiącach udało się to zaledwie czternaście razy. W Zakopanem po skontrolowaniu kilkunastu sklepów policjanci znaleźli kilka tysięcy kurtek, spodni, czapek i rękawiczek rzekomo wyprodukowanych przez firmę Alpinus. W rzeczywistości uszyto je w Zakopanem. W Rzeszowie zatrzymano właś-ciciela i czterech pracowników firmy "wytwarzającej" przyprawy Vegeta i Degusta. Podczas przeszukania fabryki okazało się, że aby uzyskać charakterystyczną barwę, dodawali do przyprawy kredową farbę.
Trudno też przyłapać dystrybutorów. Dorabianie znaków towarowych odbywa się jak najbliżej punktów sprzedaży detalicznej. Wpadają głównie ci, którzy wiozą towar podrabiany za granicą, przede wszystkim w krajach byłego ZSRR. Niedawno ujęto m.in. obywatela Kazachstanu, który usiłował dostarczyć jednej z firm w Tomaszowie Lubelskim sprzęt sportowy Nike, Reebok i Adidas. Transport wart był niemal 200 tys. zł. Podobny asortyment, wart prawie 500 tys. zł, skonfiskowano Litwinowi zmierzającemu do Białegostoku. W tym samym mieście znaleziono też ponad 4 tys. podrabianych zegarków firm szwajcarskich i japońskich, które trafiły do Polski również zza wschodniej granicy.
- Szkoda pieniędzy na zwalczanie pojedynczych sprzedawców czy pracowników małych szwalni. Trzeba uderzyć przede wszystkim we właścicieli wielkich zakładów i hurtowni podróbek. Proceder ten szkodzi bowiem legalnemu przemysłowi, a więc pośrednio także państwu i budżetowi - mówi Andrzej Przemyski, dyrektor Departamentu Bezpieczeństwa Publicznego MSWiA.
Więcej możesz przeczytać w 43/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.