Kim byłabyś, Polsko, gdybyś nie ruszała w święty bój w obronie usankcjonowanego tradycją sacrum, tnąc ostrą szablą krytyki – może i trochę na oślep, może i chaotycznie, ale jakże szczerze i zapalczywie. Jerzy Bińczycki, urodzony, traf chciał, w roku, w którym ukazała się zarówno powieść Tadeusza Dołęgi-Mostowicza, jak i jej pierwsza ekranizacja w reżyserii Michała Waszyńskego, zapewne również musiał zmierzyć się z porównaniami do kreacji Kazimierza Junoszy-Stępowskiego. Przedwojenna wersja „Znachora” z 1937 roku nie zafunkcjonowała jednak nigdy w zbiorowej świadomości jako dzieło kultowe, można więc śmiało zaryzykować tezę, że wcielający się w postać Wilczura w latach 80. aktor nie dźwigał tak ciężkiego brzemienia, jakie przypadło w udziale Leszkowi Lichocie, odtwórcy głównej roli w produkcji Netflixa.
– Mam czterdzieści sześć lat i parę rzeczy już w życiu zrobiłem, nie sądziłem więc, że burza, która rozpętała się w internecie, tak bardzo mnie obejdzie. Myślałem, że będzie jakoś łatwiej – przyznaje Leszek Lichota.
– Okazuje się jednak, że nie jesteśmy nieczuli na krytykę, a zwłaszcza nieuzasadnioną, kiedy ktoś komentuje coś, albo mówi o czymś, czego przecież jeszcze nie widział. Na szczęście informacja, że robimy „Znachora”, została ogłoszona już po zakończeniu zdjęć. Pracując nad rolą musiałem skonfrontować się przede wszystkim z postacią napisaną przez Dołęgę-Mostowicza – dodaje.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.