Szkoły niepubliczne segregują uczniów? „Potraktowali moje dziecko jak wybrakowany towar”

Szkoły niepubliczne segregują uczniów? „Potraktowali moje dziecko jak wybrakowany towar”

Szkoła
Szkoła Źródło: Shutterstock / ESB Professional
– Szkoła potraktowała moje dziecko jak wybrakowany towar i je po prostu wyrzuciła – mówi mama pierwszoklasisty. – Dziecko z orzeczeniem nie jest problemem, problemem są zawyżone oczekiwania rodziców – odpowiada szkoła. – To zwykły biznes edukacyjny. Dzieci z orzeczeniami dla szkół płatnych nie są dziećmi... wysokokapitałowymi – podsumowuje sprawę ekspertka.

Jagna Kaczanowska, mama dwójki dzieci, w tym siedmiolatka (w trakcie orzeczenia) chciała posłać syna do szkoły społecznej, bo sama miała kiepskie doświadczenia z rejonówką. Wybrała szkołę, o której słyszała same dobre opinie, a na jej stronie internetowej czytała o wartościach, czułości wobec dzieci i braku rywalizacji między uczniami i dostosowanym do potrzeb dzieci programie nauczania.

– Pomyślałam, że to świetna szkoła dla mojego syna, który chodził do przedszkola i zerówki w tej samej sieci szkół – relacjonuje mama siedmiolatka.

Podczas wakacji poprzedzających pójście do szkoły chłopiec został zdiagnozowany – zaburzenia w spektrum autyzmu.

– Diagnozę zrobiłam sama, bo niepokoiły mnie niektóre jego zachowania, nie dostałam żadnych sygnałów ze strony placówki edukacyjnej, podejrzewano u niego odreagowywanie stresu po moim leczeniu onkologicznym. Najsłabszą stroną mojego dziecka jest brak kontroli nad emocjami w sytuacjach stresowych. Ale jest on też osobą ponadprzeciętnie inteligentną, ciekawą świata. Interesuje się kosmosem. Miał też potwierdzenie gotowości szkolnej, więc nic nie wskazywało, że spotka nas to, co potem się zdarzyło w szkole – opowiada.

Okazało się, że po dokładnie po pięciu dniach pobytu w szkole, 6-latek nie został dopuszczony do kontynuowania nauki. Przyczyny: brak gotowości szkolnej, zachowania, które dezorganizowały funkcjonowanie klasy (ucieczka, chowanie się w szafie, odmowa siedzenia z dziećmi w klasie).

Mama chłopca została wezwana na rozmowę, zaproponowano jej, aby syn cofnął się do przedszkola na kolejny rok, co miało mu pozwolić na nabycie gotowości szkolnej w mniej stresujących warunkach.

– Nie zaproponowano mi planu alternatywnego: pracy z dzieckiem w szkole, przy jednoczesnej terapii i w domu, nikt nie wyciągnął do mnie ręki. Po prostu po pięciu dniach obserwacji (a nie ma takiego zapisu w statucie szkoły) potraktowano moje dziecko jak wybrakowany towar i kazano je zabrać do domu. Nie skorzystałam z propozycji powtórnego pójścia do przedszkola, bo syn by się tam zanudził – dodaje Jagna Kaczanowska.

– Ponieważ w szkole nie ma psychologa, żaden specjalista nie porozmawiał z moim dzieckiem. Byłam bardzo rozczarowania, ale także przejęta tym, że nie znajdę mojemu dziecku miejsca w innej szkole.

Cały artykuł dostępny jest w 40/2023 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.