Wlokący się latami remont budynku Opery Dolnośląskiej znakomicie mobilizuje artystów
Gmach wrocławskiej opery zbudowano sto sześćdziesiąt lat temu. Zajęło to dwa lata. Teraz, po czterech latach remontu, końca prac nie widać i nie wiadomo, czy znajdą się brakujące na ich dokończenie pieniądze. Wiadomo za to, że zespół Opery Dolnośląskiej bez siedziby radzi sobie znakomicie. Kto wie, czy nie lepiej niż wówczas, gdy ją miał.
Jubileuszową premierą był "Wolny strzelec" Carla Marii Webera. Kompozytor ten, twórca niemieckiej opery romantycznej, jako utalentowany dziewiętnastolatek był w latach 1804-1806 dyrektorem sceny operowej w mieście zwanym wówczas Breslau. Budynek przy Świdnickiej jeszcze wtedy nie istniał, ale później i on gościł wybitnych twórców i kapelmistrzów: Ferenca Liszta, Richarda Straussa, Brunona Waltera, Wilhelma Furt-wänglera. Mimo że 160-lecie gmachu połączono z jubileuszem 55-lecia funkcjonowania na tej scenie opery polskiej, dyrektor Ewa Michnik postanowiła nawiązać do tradycji z niemieckiej przeszłości miasta - to gest znamienny w czasach, gdy w końcu można tu o historii mówić swobodnie. Nie wszyscy zresztą wiedzą, że cenzura antyniemiecka we Wrocławiu dotyczyła także opery: wystawienie przez Roberta Satanowskiego w latach 70. "Fidelia" Beethovena było aktem odwagi. Także dziś znaleźli się tacy, którzy mieli za złe Ewie Michnik, że zamiast "Wolnego strzelca" nie wybrała na przykład "Halki", by nawiązać do pierwszej powojennej premiery z 1945 r. Sam tytuł opery Webera budzi jednak jeszcze inne skojarzenia. Zespół Opery Dolnośląskiej można od czterech lat nazwać wolnymi strzelcami. Pierwszy spektakl w odnowionym budynku na Świdnickiej był planowany początkowo na 1999 r. Kiedy dwa lata temu pisałam o problemach wrocławskiej opery, optymistyczny termin oddania gmachu do użytku był wyznaczany na koniec roku 2000. Tymczasem na razie została wyremontowana jedynie scena, będąca za to teraz jedną z najnowocześniejszych w Polsce. Tyle że Opera Dolnośląska nie jest jej użytkownikiem, bo gmach jest obecnie placem budowy, którym dysponuje inwestor bezpośredni - urząd marszałkowski. Jubileusz odbył się więc na budowie dzięki dobrej woli inwestora oraz pieniądzom od władz miasta i licznych sponsorów.
Tymczasem wolni strzelcy grają, gdzie tylko mogą. Często wyjeżdżają za granicę. We Wrocławiu także od czasu działalności poza siedzibą o zespole mówi całe miasto. Na wiosnę odbyła się kolejna superprodukcja w Hali Ludowej - "Carmina Burana" Carla Orffa, a ostatnio powtórzono "Nabucco". Każdy ze spektakli obejrzało ponad 3 tys. widzów. Opera grała też w katedrze św. Marii Magdaleny, w Wytwórni Filmów Fabularnych, w hallu Muzeum Narodowego, w Auli Leopoldinie, wreszcie pod gołym niebem, m.in. na Wzgórzu Partyzantów. Można powiedzieć, że przeciągająca się trudna sytuacja teatru wzmaga kreatywność Ewy Michnik w poszukiwaniu nowych miejsc dla spektakli. Zobaczywszy ogromny hall w nowo wybudowanym, ale jeszcze nie oddanym do użytku hotelu niemieckiej sieci Dorint, pani dyrektor natychmiast dojrzała w nim miejsce na wystawienie "Czarodziejskiego fletu" Mozarta, dyrekcja hotelu wolała jednak "Carmen". - Też się nadaje - mówi Ewa Michnik. - Nad hallem, na antresoli mogą się rozgrywać sceny z przemytnikami w górach z II aktu. - Pierwsze spektakle odbędą się w styczniu. Dyrektor hotelu udostępni operze swój hall za darmo, ustawi krzesła (może ich być nawet pięćset) i zaproponuje swoim klientom transakcję wiązaną - nocleg z operą.
Jubileuszową premierą był "Wolny strzelec" Carla Marii Webera. Kompozytor ten, twórca niemieckiej opery romantycznej, jako utalentowany dziewiętnastolatek był w latach 1804-1806 dyrektorem sceny operowej w mieście zwanym wówczas Breslau. Budynek przy Świdnickiej jeszcze wtedy nie istniał, ale później i on gościł wybitnych twórców i kapelmistrzów: Ferenca Liszta, Richarda Straussa, Brunona Waltera, Wilhelma Furt-wänglera. Mimo że 160-lecie gmachu połączono z jubileuszem 55-lecia funkcjonowania na tej scenie opery polskiej, dyrektor Ewa Michnik postanowiła nawiązać do tradycji z niemieckiej przeszłości miasta - to gest znamienny w czasach, gdy w końcu można tu o historii mówić swobodnie. Nie wszyscy zresztą wiedzą, że cenzura antyniemiecka we Wrocławiu dotyczyła także opery: wystawienie przez Roberta Satanowskiego w latach 70. "Fidelia" Beethovena było aktem odwagi. Także dziś znaleźli się tacy, którzy mieli za złe Ewie Michnik, że zamiast "Wolnego strzelca" nie wybrała na przykład "Halki", by nawiązać do pierwszej powojennej premiery z 1945 r. Sam tytuł opery Webera budzi jednak jeszcze inne skojarzenia. Zespół Opery Dolnośląskiej można od czterech lat nazwać wolnymi strzelcami. Pierwszy spektakl w odnowionym budynku na Świdnickiej był planowany początkowo na 1999 r. Kiedy dwa lata temu pisałam o problemach wrocławskiej opery, optymistyczny termin oddania gmachu do użytku był wyznaczany na koniec roku 2000. Tymczasem na razie została wyremontowana jedynie scena, będąca za to teraz jedną z najnowocześniejszych w Polsce. Tyle że Opera Dolnośląska nie jest jej użytkownikiem, bo gmach jest obecnie placem budowy, którym dysponuje inwestor bezpośredni - urząd marszałkowski. Jubileusz odbył się więc na budowie dzięki dobrej woli inwestora oraz pieniądzom od władz miasta i licznych sponsorów.
Tymczasem wolni strzelcy grają, gdzie tylko mogą. Często wyjeżdżają za granicę. We Wrocławiu także od czasu działalności poza siedzibą o zespole mówi całe miasto. Na wiosnę odbyła się kolejna superprodukcja w Hali Ludowej - "Carmina Burana" Carla Orffa, a ostatnio powtórzono "Nabucco". Każdy ze spektakli obejrzało ponad 3 tys. widzów. Opera grała też w katedrze św. Marii Magdaleny, w Wytwórni Filmów Fabularnych, w hallu Muzeum Narodowego, w Auli Leopoldinie, wreszcie pod gołym niebem, m.in. na Wzgórzu Partyzantów. Można powiedzieć, że przeciągająca się trudna sytuacja teatru wzmaga kreatywność Ewy Michnik w poszukiwaniu nowych miejsc dla spektakli. Zobaczywszy ogromny hall w nowo wybudowanym, ale jeszcze nie oddanym do użytku hotelu niemieckiej sieci Dorint, pani dyrektor natychmiast dojrzała w nim miejsce na wystawienie "Czarodziejskiego fletu" Mozarta, dyrekcja hotelu wolała jednak "Carmen". - Też się nadaje - mówi Ewa Michnik. - Nad hallem, na antresoli mogą się rozgrywać sceny z przemytnikami w górach z II aktu. - Pierwsze spektakle odbędą się w styczniu. Dyrektor hotelu udostępni operze swój hall za darmo, ustawi krzesła (może ich być nawet pięćset) i zaproponuje swoim klientom transakcję wiązaną - nocleg z operą.
Więcej możesz przeczytać w 43/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.