Agnieszka Szczepańska, „Wprost”: Październik zapowiada się niezwykle intensywnie zawodowo i politycznie. Nie tylko dla pana, ale i dla pana żony.
Jan Kidawa-Błoński: Ma pani na myśli wybory?
Też. Ale i premierę pana nowego filmu „Różyczka 2”.
Polityką zajmuje się tylko w filmach, ale żona kandyduje w wyborach, więc siłą rzeczy – nasz dom będzie tym żył.
To ostatnia prosta, niespełna tydzień do wyborów.
Emocje czuć w powietrzu. Podzielono nas jak nigdy dotąd. Przemysł pogardy i nienawiści pracuje na pełnych obrotach. Nie lubię żyć w takiej atmosferze.
To strasznie złe, bo prowadzi do izolacji. Dlatego nie mam złudzeń, że będą to kluczowe wybory. Ludzie mają już dosyć, chcą wreszcie odetchnąć „świeżym powietrzem”.
Był pan na marszu 1 października?
Staliśmy z synem i jego narzeczoną w tłumie, gdy żona wygłaszała płomienne przemówienie. Wyjątkowa rodzinna niedziela. Takiej frekwencji dawno nie widziałem. No może w latach 70. na błoniach krakowskich podczas spotkania z Janem Pawłem II. Wtedy też było fantastycznie, wszyscy stanowili wspólnotę i powiało nadzieją.
Marsz był klapą jeśli chodzi o frekwencję. Tak mówili politycy PiS.
To niedorzeczne. Wystarczyło być w tym tłumie. Mówili to zapewne ci sami politycy, którzy oceniali film „Zielona granica”, nie oglądając go. Charakterystyczne jest, że policja uchyliła się od podania ostatecznych danych, bo byłyby znacznie wyższe od tych deklarowanych na początku.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.