Katarzyna Burzyńska-Sychowicz: Co się dzieje z Alicją Janosz?
Alicja Janosz: Żyję (śmiech). Przez lata słyszę, co się ze mną stało, bo nie ma mnie w telewizji… Jest sporo artystów, którzy wcale nie są obecni w mediach masowych, a istnieją, grają, mają swoich fanów. Od ponad dwudziestu już lat żyję z koncertów, pracuję też na moich autorskich warsztatach „Mam głos” ze śpiewającymi dzieciakami i kobietami; cały czas robię to, co kocham.
Oczywiście jest część publiczności, dla której telewizja wciąż jest wyznacznikiem tego, że ktoś jest aktywny zawodowo, jest gwiazdą, jest artystą działającym albo nie, ale to nie są wszyscy. Wiele osób nie korzysta z telewizji, a słucha dużo muzyki i chodzi na koncerty.
Porzuciłaś Warszawę na rzecz okolic Wrocławia – tam żyjesz i pracujesz.
Tak, mieszkam na obrzeżach Wrocławia, w Kiełczowie, a to dlatego, że mój mąż jest wrocławianinem. Poznaliśmy się 16 lat temu, na początku podróżowałam pomiędzy Warszawą a Wrocławiem, bo w Warszawie kończyłam studia, ale potem przeprowadziłam się tutaj na stałe.
To była też trochę ucieczka od Warszawy?
Po „Idolu” faktycznie byłam przytłoczona i poharatana, słowo ucieczka trochę więc tutaj pasuje. Ale prawda też jest taka, że miejsca tworzą ludzie i to we Wrocławiu poznałam bliskie mi osoby: muzyków z zespołu HooDoo Band i wielu innych. To wrocławskie środowisko muzyczne zawsze było zintegrowane, w Warszawie w tamtym czasie nie doświadczyłam takiego poczucia przynależności. Tutaj poczułam się przyjęta; było normalnie, bezpiecznie – bardzo tego potrzebowałam.
W jakimś wywiadzie przyznałaś, że show-biznes poranił cię na lata…
Czas po „Idolu” to był czas, kiedy było bardzo dużo presji, bardzo dużo oczekiwań wobec mnie i moich wyobrażeń na temat tych oczekiwań; jedno to to, co działo się na zewnątrz, a drugie, co działo się w mojej głowie. Po wygranej wiele osób patrzyło na mnie z wymierzoną we mnie lupą: co to teraz będzie się z nią działo? A ja miałam 17 lat, śpiewałam piosenki głównie z publishingu, miałam niewiele do gadania, a i tak za wszystko odpowiadałam i z wszystkiego musiałam się tłumaczyć: od tego, jaką czapkę miałam na okładce debiutanckiej płyty, po każdy tekst piosenki, który ktoś dla mnie napisał – wszystko skupiało się na mnie, a ja byłam po prostu dziewczynką, która kochała śpiewać.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.