„Odebrałam telefon i usłyszałam, że jeżeli nie zabiorę dziecka ze szkoły, po syna przyjedzie karetka”

„Odebrałam telefon i usłyszałam, że jeżeli nie zabiorę dziecka ze szkoły, po syna przyjedzie karetka”

Maria Tymańska
Maria Tymańska Źródło: Archiwum prywatne
Czuję się bardzo samotna. Mam momenty, kiedy boję się, że na tym świecie nie znajdzie się nikt, kto będzie w stanie pracować z moim dzieckiem i je zrozumieć. To jest trudna myśl. Obawy są ogromne, a to, że w szkole słyszę: „musimy go przygotować do życia tak, by się dostosował”, tylko je wzmaga. Średnio raz w tygodniu w panice myślę – a co, jeśli się nigdy nie dostosuje? Są przecież i takie osoby w spektrum autyzmu, żyjące gdzieś poza nawiasem społeczeństwa. To jest ogromna samotność i lęk – mówi Maria Tymańska, mama 10-letniego Teo.
Maria Tymańska – nauczycielka angielskiego, dyrektorka szkoły językowej, DJ-ka, autorka książki „Mama. Nieperfekcyjny poradnik”. Mama ośmioletniej Luny i dziesięcioletniego Teo, u którego zdiagnozowano spektrum autyzmu i ADHD.

Marta Byczkowska-Nowak: W ubiegłym tygodniu media obiegło zdjęcie twojej zapłakanej twarzy, gdy nagrywałaś emocjonalną relację dotyczącą tego, co wydarzyło się w szkole twojego dziesięcioletniego syna. Teo ma orzeczenie o potrzebie kształcenia specjalnego w związku ze zdiagnozowanym spektrum autyzmu i ADHD. Dlaczego mama postępująca zgodnie z zaleceniami zapisanymi w tym orzeczeniu musi zalewać się łzami po otrzymaniu telefonu ze szkoły?

Maria Tymańska: Zadaję sobie to samo pytanie. Według mnie tamtego dnia nauczyciel przegapił moment narastania złości, w rezultacie więc doszło do tzw. autystycznego meltdownu, podczas którego ostatecznie Teo przewrócił biurko. Reakcją był telefon do mnie, informujący, że jeżeli w ciągu piętnastu minut nie zabiorę dziecka do domu, przyjedzie po niego karetka. Byłam przerażona. Nie miałam pojęcia co to oznacza. W mojej głowie w ciągu kilku minut pojawiło się kilkanaście scenariuszy, a każdy gorszy od poprzedniego. Bałam się, że mój syn przeżyje traumę związaną z odwiezieniem do szpitala psychiatrycznego.

A co, gdy dojadę tam nie za 15, a za 17 minut? Czy na lekcję wkroczą sanitariusze i w obecności innych dzieci będą uspokajać Teo? W jaki sposób? Czy mogą podać mu jakiś lek, zastrzyk? Czy mają do tego prawo? Nikt ze mną nie rozmawiał, nikt mi nic nie tłumaczył, to był krótki komunikat, który brzmiał jak groźba.

W takiej sytuacji rodzic wpada w panikę. Nagrałam tę relację z poczucia bezradności, frustracji i złości.

W odpowiedzi dostałaś setki wiadomości od rodziców, którym przydarzyła się podobna historia.

Zobaczyłam ile nas jest – rodziców dzieci z różnego typu problemami, które „nie mieszczą się” w polskiej szkole i postanowiłam mówić o tym głośno. Nie po to, żeby robić pod górkę jakiejś konkretnej osobie czy placówce, po prostu zrozumiałam skalę problemu. To jest horror, bo w takiej samej sytuacji są stawiane matki i ojcowie każdego dnia. Pisali do mnie rodzice, do których dzieci wzywano na lekcje policję.

Cały wywiad dostępny jest w 43/2023 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.