Miały być czołgi na ulicach i fałszerstwa, a jednak PiS oddaje władzę. Może „końca demokracji” nigdy nie było?

Miały być czołgi na ulicach i fałszerstwa, a jednak PiS oddaje władzę. Może „końca demokracji” nigdy nie było?

Donald Tusk po ogłoszeniu wyniku wyborów
Donald Tusk po ogłoszeniu wyniku wyborów Źródło: PAP / Radek Pietruszka
Głosy policzone, frekwencja rekordowa, Prawo i Sprawiedliwość będzie musiało oddać władzę opozycyjnej koalicji. Fałszerstw wyborczych nie odnotowano, czołgów na ulicach nie ma, nikt nie szykuje puczu. Ale przecież do ostatnich chwil przed 15 października poważni ludzie i poważne media karmiły nas tymi narracjami. Więc może z polską demokracją nigdy nie było tak źle?

Luty 2023 roku. Na okładce tygodnika „Newsweek“ widzimy dłoń z wyciągniętym palcem wskazującym, na którym flamastrem namalowano krzyżyk. Temat numeru to „Sfałszowane wybory“. Bez znaku zapytania, bez wątpliwości.

„Były działacz PiS“ ujawnił, bez polemiki z jego tezami ze strony przeprowadzającej wywiad, że władza nie cofnie się przed niczym, aby utrzymać się przy sterze. Miało być naginanie prawa, zastraszanie, ingerencja w proces wyborczy – cały pakiet rządów autorytarnych w pigułce. Tymczasem Prawo i Sprawiedliwość, pomimo nominalnego zwycięstwa, stało się dzisiaj partią niezdolną do żadnej koalicji, a więc taką, która będzie musiała skapitulować przez KO, Trzecią Drogą i Lewicą.

Czy te wybory były równe pod względem szans? Nie. PiS pompował w nie pieniądze ze spółek skarbu państwa, promował referendum ze środków przekazywanych na przeróżne „fundacje“, miał w garści media publiczne. Ale prawdziwe pytanie brzmi: czy były uczciwe? Tak.

Cały artykuł dostępny jest w 43/2023 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.